niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział czternasty ♥

Następnego dnia obudziłem się w hotelowym pokoju. Zegar wybijał południe. Miałem swój cel, który musiałem spełnić. Nie mogłem się poddać. Mimo tego, że Rose była stanowcza, nie zamierzałem rezygnować. To, co wczoraj zobaczyłem, sprawiło, że poczułem się silny. Jej obrażenia, rozcięta warga i cienie pod oczami. Wyglądała jak wrak człowieka. Owszem, nadal była sobą, choć.. nie byłem tego do końca pewien. Coś jednak się w niej zmieniło. W jej oczach widziałem strach i przerażenie. Tak nie mogło być. Jej koszmar musiał się skończyć. A ja musiałem zrobić wszystko, by jej pomóc. Nawet gdyby ona tej pomocy nie chciała. Nie chciałem, żeby cierpiała. Kochałem ją i byłem w stanie zrobić dla niej wszystko. Nawet jeżeli ona tego uczucia nie odwzajemniała. Poczułem ukłucie w sercu. Miłość bez wzajemności wcale nie jest czymś przyjemnym. Może człowieka naprawdę zdołować. Ale ja nie mogłem zrezygnować i po prostu się poddać. Musiałem zrobić wszystko, by mogła cieszyć się życiem. Dla niej.
Poszedłem do łazienki i wziąłem długi prysznic, po czym ubrałem się w czyste rzeczy. Postanowiłem zadzwonić do Niall'a. Odebrał po 3 sygnałach.
-Jakieś nowości? - spytał na wstępie.
-Byłem u niej. Rozmawialiśmy. Ale nie chce słyszeć o powrocie.
-Szlag..
-Niall.. jest źle. Jest cała posiniaczona. Wybacz, ale uznałem, że musisz wiedzieć.
-Wiedziałem, że tak będzie. Jej ojciec nie zna litości.
-Jej.. ojciec? - spytałem sparaliżowany - Więc to sprawka jej ojca?
-Tak.. - westchnął - ale on nie zawsze taki był. Kiedyś był porządnym i szanowanym człowiekiem. Alkohol robi z ludźmi różne rzeczy. Harry, proszę cię. Musisz zrobić wszystko, żeby ona wróciła do Londynu. To nie może się ciągnąć. On w końcu ją.. zabije..
-Zrobię wszystko Niall. Przysięgam.
-W porządku. Mam nadzieję, że mogę na ciebie liczyć.
-Możesz. Nie schrzanię tego. Nie tym razem.
Zakończyłem połączenie i schowałem telefon do kieszeni. Nadszedł czas, by w końcu coś zrobić. Tak dłużej nie mogło być. Nie mogłem pozwolić, by jej ojciec całkowicie ją zniszczył. Zasługiwała na lepsze życie. Zamknąłem swój pokój i zamówiłem taksówkę. Nie zamierzałem odpuszczać. Musiałem działać od razu. Kiedy byłem już blisko jej domu, zapłaciłem kierowcy i wysiadłem. Od razu dopadła mnie wielka grupa fanek. Chciałem jak najszybciej iść do Rose, ale nie mogłem ich tak zostawić. W końcu to im zawdzięczaliśmy sukces. Podpisałem autografy, zrobiłem wspólne zdjęcia i odszedłem. Kiedy zbliżałem się do celu, zobaczyłem scenę, która zmroziła mnie na całym ciele. I do końca życia nie mogłem wymazać jej z pamięci..

~Rose~

Dziewczyny spędziły u mnie cały wieczór. Nie chciałam żeby wychodziły, ale było już późno. Mama wróciła jeszcze później. Położyłam się w swoim łóżku i długo nie mogłam zasnąć. Przez cały czas myślałam nad swoją rozmową z Harry'm. Czułam, że chce mi coś powiedzieć, ale wycofał się w ostatniej chwili. To nie wróżyło nic dobrego. Nie miałam pojęcia o co chodzi. Myślałam, że jak wrócę, to szybko zapomnę o tym, co było w Londynie. Ale oni nie chcieli mi na to pozwolić. Już sama nie wiedziałam, co mam robić. Około 4 nad ranem ktoś znów wszedł do domu. Sądząc po odgłosach potrącanych przedmiotów, był to ojciec. Zacisnęłam powieki, zatrzymując łzy i próbowałam zasnąć. Na próżno. Nie chciałam żeby wracał. Chciałam żeby zniknął raz na zawsze i w końcu dał nam spokój. Czy to było aż tak wiele?
W końcu wstałam z łóżka. Poszłam pod prysznic, ubrałam się w ciemne rurki, białą bokserkę i łososiowy sweterek, po czym zeszłam na dół. Było już naprawdę późno. Rodzice znów się kłócili. Tym razem mama nie stała jak kołek tylko darła się na ojca. Poszło o mnie. A ja nie mogłam na to patrzeć. Ojciec mnie zauważył. Pchnął mamę na szafki i dopadł mnie. Ugryzłam go w nadgarstek i wybiegłam z domu. I tak właśnie miało wyglądać moje życie? Wybiegł za mną. Byłam już prawie na chodniku, ale złapał mnie za ramię i zaczął szarpać.
-Przestań! - krzyknęłam - proszę, przestań! 
-Nauczę cię w końcu dobrych manier - warknął.
-Odnajdź w sobie choć odrobinę człowieczeństwa!
Moje słowa nie robiły na nim żadnej różnicy. I w tym momencie przechyliłam głowę w bok. Zobaczyłam go. Stał kilka metrów ode mnie z szeroko otwartymi oczami. Poczułam cios w policzek. Upadłam na chodnik. Wtedy Harry krzyknął moje imię i podbiegł do nas.
-Zostaw ją psychopato! - krzyknął i odepchnął mojego ojca. 
-Co ty kurwa robisz gówniarzu?!
-To, co powinienem zrobić już dawno.
Uderzył go. Ojciec zatoczył się do tyłu i upadł na śnieg. Łzy płynęły mi po policzkach. Byłam bezradna. Bezsilna. Nie chciałam, żeby Harry kiedykolwiek zobaczył taką scenę. Ale stało się. 
-Rose, nic ci nie jest? - spytał troskliwie i znalazł się koło mnie. 
Objął mnie ramieniem i pomógł wstać. 
-Zabierz mnie stąd - szepnęłam.
Nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej. Miałam dość. Łzy piekły mnie w oczach. Harry przytulił mnie do siebie i po prostu gdzieś prowadził. Cała dygotałam, bo nie wzięłam z domu ani kurtki, ani odpowiednich butów. Chłopak zdjął swoją i otulił mnie nią. Sam został w cienkim sweterku, ale nie zwracał na to uwagi. W końcu zadzwonił po taksówkę. Przez ten cały czas nie odezwałam się ani słowem. Czułam w gardle wielką gulę, która uniemożliwiała mi porozumiewanie się. To wszystko było ponad moje siły. Kiedy dojechaliśmy do hotelu, w którym zatrzymał się Hazza, nadal nic nie mówiłam. Pozwoliłam zaprowadzić się do pokoju. Usiadłam na łóżku, a Harry otulił mnie kocem i bez słowa usiadł obok. Po policzkach płynęły mi łzy. Przegrałam. Przegrałam walkę, w której nagrodą było szczęście. Gdy patrzyłam w oczy ojca, widziałam w nich tylko nienawiść. Nic więcej się w nich nie kryło. Pytałam sama siebie "Gdzie jest ten człowiek, którego kiedyś tak bardzo kochałam, że byłam gotowa oddać za niego życie?". Gdzie on był? Zniknął? Tak po prostu.. odszedł? Nie wiem co by się stało, gdyby Harry nie interweniował. Każdy kolejny dzień wyglądał tak samo. Kłótnia, nowe siniaki, płacz, ból.. i znów od początku. I za co? Czy byłam aż tak złym człowiekiem, że zasługiwałam na najgorsze? Czy na tym świecie była choć odrobina sprawiedliwości? A jeżeli tak.. to gdzie? Gdzie miałam jej szukać? Schyliłam głowę i potarłam dłońmi ramiona. Harry siedział obok mnie bez słowa. Patrzył przed siebie i intensywnie się nad czymś zastanawiał. I co ja miałam zrobić? Cokolwiek bym wybrała i tak byłoby źle. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie obraz idealnej rodziny. Pięcioletnia ja i kochający się rodzice. Tak. Tak właśnie było. Oddałabym absolutnie wszystko, żeby wrócić do tych czasów. Gdy miałam 14 lat zdarzył się wypadek. Tata potrzebował przeszczepu szpiku. Wtedy kochałam go tak bardzo, że byłam na to gotowa. Powiedziałam "dam mu go, bo nie chcę go stracić". Wtedy za wszelką cenę chciałam utrzymać go przy życiu. Żeby było jak dawniej. Żebyśmy byli szczęśliwi. Jednak byłam za młoda. Znaleźli innego dawcę. Tak bardzo się wtedy cieszyłam, że mógł wrócić do domu i być z nami. Co zmieniło się od tamtej pory? On się zmienił. Ale ja również się zmieniłam. Już nie byłam pełną optymizmu nastolatką. Dorosłam i na własnej skórze przekonałam się, co to znaczy życie. Nigdy nie chciałam, żeby spotkało mnie coś takiego. Ale przecież ja nie miałam nic do gadania! Byłam bezsilna. Zupełnie tak, jak w tej chwili. Byłam nikim. Bezwartościową dziewczyną, która myślała, że uda jej się coś zmienić. Z przemyśleń wyrwał mnie głos Hazzy.
-Rose? - odezwał się cicho - Wszystko w porządku?
Nie odpowiedziałam. Nadal nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Harry mi pomógł. Nie wiem co by się stało, gdyby nie on. Ale to nie zmienia faktu, że nie powinien był tego widzieć. Otworzyłam oczy i kamiennym wzrokiem wpatrywałam się przed siebie.
-Rosalie, proszę odezwij się do mnie..
Nadal nie odpowiadałam. Byłam jak kamień. Całkowicie wyzuta z emocji. Choć w środku rozpadałam się na malutkie kawałeczki.
-Proszę.. powiedz coś..
Powoli przekręciłam głowę i spojrzałam na niego. Musiałam wyglądać naprawdę koszmarnie. W jego oczach dostrzegłam troskę, zaniepokojenie, strach.. i coś jeszcze. Coś, czego nie umiałam nazwać. 
-Nic.. mi nie jest - powiedziałam cicho.
-Przepraszam, że zareagowałem tak późno..
-Przepraszam, że musiałeś na to patrzeć..
-Ty nie masz mnie za co przepraszać. Nie jesteś niczemu winna Rose. 
-A jeżeli jestem? Co jeżeli to moja wina, że on teraz taki jest? 
-Nawet tak nie myśl! Nie możesz obwiniać się o to, jaki on się stał. Nie ma w tym ani odrobimy twojej winy. Sam wybrał dla siebie taki los, krzywdząc wszystkich, których kochał..
-To mój ojciec.. osoba, którą kochałam ponad życie. Człowiek, który był dla mnie jedną z najważniejszych osób. A teraz..
-Nie myśl o tym..
-Nienawidzę go - powiedziałam i znów się rozpłakałam - tak bardzo go nienawidzę.. chcę żeby zniknął i nigdy nie wrócił.. żeby po prostu odszedł.. 
W tym momencie Harry mocno mnie do siebie przytulił. Objęłam go w pasie i dałam upust łzom, które nagromadziły się w moich oczach. Hazza gładził mnie po włosach i cały czas szeptał "wszystko będzie dobrze". Przy nim czułam się bezpieczna. Sprawiał, że mogłam czuć się lepiej. Jego silne ramiona dodawały mi siły. Nie wiem jak to robił, ale sprawiał, że powoli zaczynałam się uspokajać. W końcu oderwałam się od niego, wstałam i podeszłam do okna. Spojrzałam w dół. Zobaczyłam tam małą dziewczynkę, która szła za rękę ze swoimi rodzicami. Wszyscy się uśmiechali. Podnosili ją. A ojciec wziął ją na barana. Śmiali się. Widać było, że są szczęśliwi i jest im ze sobą dobrze. Poczułam ukłucie zazdrości. Kiedyś też byłam szczęśliwa. Kiedyś.. 
Harry podszedł do mnie i odwrócił mnie w swoją stronę, tym samym zmuszając mnie, bym spojrzała mu prosto w oczy.
-Nigdy więcej nie pozwolę, by cię skrzywdził - powiedział twardo - Nigdy. 
-I co niby chcesz zrobić? Zamieszkasz ze mną i codziennie będziesz mnie przed nim chronił? Za dużo sobie wyobrażasz Harry. Życie nie jest takie łatwe jak ci się wydaje. 
-Nie mówię, że jest łatwe. Ale nie pozwolę, byś przez niego cierpiała. Nie chcę, żebyś wylała przez niego choć jednej łzy. Nie pozwolę..
-Dlaczego to robisz? Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy? Nie możesz po prostu wyjechać i odpuścić?
-Nie mogę..
-Dlaczego?
-Bo.. - zaciął się.
Wyglądał jakby bił się z myślami. Nie wiedziałam, o co chodzi.
-Bo co? - nalegałam - Co jest dla ciebie tak ważne, że nie możesz wyjechać i dać sobie ze mną spokoju? Dlaczego nie możesz po prostu zapomnieć i żyć własnym życiem?
-Bo cię kocham.. - powiedział patrząc mi prosto w oczy.
I w tym momencie zamarłam. Po prostu patrzyłam na niego, nie mogąc uwierzyć w słowa, które właśnie padły z jego ust. Kochał? Nie, to nie mogło się tak skończyć. Czułam do niego coś, ale.. nie było to to samo, co czułam do Josh'a. Odwróciłam głowę i spojrzałam w dół. Nie chciałam go skrzywdzić. Nigdy nie chciałam być postawiona w takiej sytuacji. 
-Ale.. jak to? - spytałam w końcu.
-Normalnie. Rose, ja sam nie wiem jak to się stało. Ale po prostu tak jest. Odkryłem to dopiero niedawno. 
-Harry.. ja.. nie wiem co mam ci powiedzieć..
-To nic nie mów. Ale obiecuję ci, że zrobię wszystko, byś była szczęśliwa.
-Ale jak? Harry, jak ty to sobie wyobrażasz? Jesteś pieprzonym optymistą, który myśli, że wszystko da się załatwić! A wcale tak nie jest! Ja.. ja nie wiem co to jest szczęście. Już nie. I taka własnie jestem. Nic na to nie poradzisz.
-Tutaj nie możesz być szczęśliwa. Nie widzisz tego? To miejsce cię niszczy. Tutaj nigdy nie uwolnisz się od ojca i wspomnień.
-O czym ty do cholery mówisz?
-Leć ze mną do Londynu. Rose, proszę cię. Nie pozwolę żebyś znów cierpiała. Zacznijmy od nowa. Z pustą kartą. Jako przyjaciele. Zrobię dla ciebie wszystko, tylko błagam cię.. wróć ze mną..
-Nie mogę! Nie rozumiesz tego? Nie mogę wrócić..
-Dlaczego? Dlaczego tak bardzo się przed tym bronisz? 
-Ty.. i tak tego nie zrozumiesz.
-Daj mi szansę. Proszę cię. Daj mi szansę sobie pomóc. Przecież widzę co się z tobą dzieje. Nie skreślaj mnie tak szybko. Wiem, że na początku zachowywałem się jak dupek, ale.. nie chcę stracić cię po raz kolejny. Proszę..
I znów to samo pytanie: Co ja mam zrobić? Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Jeszcze z nikim o tym nie rozmawiałam. Czy mogłam na tyle zaufać Harry'emu? Czy w ogóle byłam w stanie o tym rozmawiać? Obok mnie siedział chłopak, który właśnie powiedział, że mnie kocha. Człowiek, który chciał mi pomóc. Zasługiwał na wyjaśnienia. Mimo wszystko.
-W porządku - powiedziałam w końcu - ale uprzedzam. To będzie ostatni raz.
-Jestem tu dla ciebie Rose. Tylko dla ciebie.
-Dobrze.. chodzi o to, że.. ech. Londyn to wspaniałe miasto. I okay, zakochałam się w nim. Było mi z wami naprawdę dobrze, ale.. nie zniosę więcej upokorzeń. Nie zniosę tych nienawistnych spojrzeń Amber i fałszywości Zayn'a. Nie znoszę udawania, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie chcę być piątym kołem u wozu, rozumiesz? A poza tym.. nie zostawię tutaj mamy. Nie ma nawet takiej opcji. Już raz to zrobiłam, bo obiecała, że zamieszka u cioci Maury. Zaraz po moim wyjeździe wróciła do domu. Nie mogę jej ufać, choć wiem, że powinnam. Jeżeli wyjadę, ojciec ją zniszczy. A na to nie mogę pozwolić. Nie popełnię drugi raz tego samego błędu Harry. Nie tym razem. Poza tym znów odbudowałam dawną więź z Natalie i Jade. Nie chcę ich znów stracić. Wyjeżdżając, za dużo tu zostawię. Znów zmienię zbyt wiele i nie poradzę sobie z tym wszystkim. Ja.. po prostu nie dam rady. Niech zostanie jak jest..
Harry milczał przez dłuższą chwilę.
-Jakiej fałszywości Zayn'a? Co.. co on ci zrobił?
-To nie jest teraz ważne..
-Jest. Rose, jest bardzo ważne. Powiedz mi.
-To nic takiego, naprawdę.
-Rosalie.. proszę..
-Ech, w porządku. Zayn był moim przyjacielem. Naprawdę strasznie się z nim zżyłam. Zbliżyliśmy się do siebie. Ale.. podsłuchałam jego rozmowę z Amber. Powiedział, że nie jestem dla niego nikim ważnym i pomaga mi tylko i wyłącznie z litości. Po prostu mnie okłamał. Oszukiwał mnie. A ja nie toleruję kłamstwa i fałszerstwa. To kolejny z powodów, przez które wyjechałam. Było mu mnie żal i dlatego postanowił zabawić  się w przyjaciela. Ale.. to koniec. Wróciłam do Mullingar. Tu jest moje miejsce.
-Nieprawda..
-Co?
-Bez względu na to co myślisz, to nieprawda. Rozumiem, że tutaj jest twój dom. Rozumiem, że się tu wychowałaś, że masz tu rodzinę i przyjaciół, ale..
-Nie ma żadnego "ale" Harry - przerwałam mu.
-Jest! Rose, posłuchaj mnie. Londyn to nie tylko Zayn i Amber. To też ja, Niall, Louis, Liam, Libby, Jane i cała masa innych ludzi, których możesz poznać. To magiczne miejsce, w którym spełniają się marzenia. To miasto, w którym możesz się zakochać. Pomogę ci. Obiecuję, że zrobię wszystko byś więcej nie musiała cierpieć i udawać. Będę przy tobie i będę cię chronił. Kocham cię, rozumiesz? Nie zrezygnuję z ciebie. Nigdy. Jeżeli to dla ciebie tak ważne, to zabierzemy twoją mamę ze sobą. Wynajmę jej mieszkanie niedaleko nas. Ona również zacznie nowe życie, z dala od męża psychopaty. Wszystko może się ułożyć, Rose. Proszę.. po prostu mi zaufaj..
-Ty.. mówisz poważnie?
-Jak najbardziej poważnie. Chcę cię mieć przy sobie. Nie chcę, żebyś cierpiała. Proszę.. wyjedź ze mną..
Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. Znów stanęłam w punkcie wyjścia. Myślałam, że powrót będzie najlepszym rozwiązaniem. Że to właśnie tutaj jest moje miejsce. Ale.. co jeżeli to Harry miał rację? W głowie miałam kompletny mętlik. Wszystkie moje myśli szalały. Byłam rozdarta pomiędzy Mullingar, a Londynem. Między Natalie i Jade, a Harry'm i resztą. I co ja do cholery miałam teraz zrobić? Nie mogłam tak po prostu się poddać i wyjechać. Za dużo tego. Wyjeżdżam, wracam, znów wyjeżdżam i co dalej? Znów wrócę? To nie mogło się tak skończyć. I nie mogło też trwać w nieskończoność.
-Ja.. nie wiem, co mam zrobić..
-Przemyśl to na spokojnie. Sama poukładaj swoje myśli i podejmij decyzję. To twoje życie. Nie będę nim sterował, bo nie mam do tego prawa. Wybór należy do ciebie.
-W porządku. Pomyślę nad tym. A teraz możesz odwieźć mnie do Natalie?
-Jasne. I.. pamiętaj. Zawsze możesz do mnie zadzwonić. Gdybyś miała jakiekolwiek wątpliwości, pytania, czy po prostu chciałabyś pogadać, dzwoń o każdej porze.
-Harry, posłuchaj. Naprawdę dziękuję ci za to, ile dla mnie robisz. Naprawdę jestem ci wdzięczna i szanuję cię za twoją postawę, ale.. ja cię.. nie kocham. Przepraszam..
-Em.. rozumiem. Po prostu bądźmy przyjaciółmi. Zacznijmy z czystą kartą. Wszystko od nowa. Zgoda?
-W porządku. Przyjaciele.
-Przyjaciele.
Wiedziałam, że go ranię. Widziałam to w jego oczach. Nienawidziłam siebie za to, ale nie mogłam przecież go okłamywać. Zrobił dla mnie wiele i wiele dla mnie znaczył, ale.. to nie było "to coś". W końcu opuściliśmy hotel. Harry zamówił taksówkę i pojechał ze mną, żeby się upewnić, czy na pewno jadę do Natalie. Kiedy byliśmy już pod jej domem, pomógł mi wysiąść. Spojrzałam na niego i widziałam grymas na jego twarzy. Nie chciałam go krzywdzić. Ale czy miałam inny wybór? Przytuliłam się do niego mocno, a on oplótł mnie swoimi silnymi, ciepłymi ramionami, w których zawsze czułam się bezpieczna.
-Dziękuję za wszystko - szepnęłam mu do ucha i odsunęłam się od niego.
Posłałam mu smutny uśmiech i stanęłam na werandzie domu przyjaciółki. Nacisnęłam dzwonek. Natalie otworzyła mi po minucie. Dopiero gdy przekroczyłam próg, Harry wsiadł do taksówki i odjechał. Zamknęłam za sobą drzwi i mocno wtuliłam się w Nat. Była zaskoczona, ale odwzajemniła uścisk. Wtedy po raz kolejny tego dnia się rozpłakałam.

~Harry~

To zupełnie nie tak miało wyglądać. Chciałem dla niej jak najlepiej. Jednak jej słowa ciągle brzmiały mi w uszach. "Nie kocham cię". Czy może być coś gorszego? Osoba, na której ci zależy.. dla której zrobiłbyś wszystko.. która jest całym twoim światem.. nie odwzajemnia twojego uczucia. To było trudne. Bolało. Nigdy nie pomyślałbym, że jakakolwiek dziewczyna może mnie odrzucić. Ale Rose była inna. Inna od tych wszystkich dziewczyn, które znałem do tej pory. Byłem z siebie dumny, że byłem w stanie powiedzieć te dwa słowa. Czasami to bywa naprawdę trudne. Była dla mnie kimś ważnym. Nie mogłem stracić jej po raz kolejny. Zamierzałem być zawsze przy niej. Być jej przyjacielem, na którego zawsze będzie mogła liczyć. Nigdy więcej jej nie skrzywdzę. Najważniejsze było to, że sprawiłem, że jeszcze raz pomyśli nad opuszczeniem Irlandii. Byłem gotowy na wszystko, byle tylko tak się stało. Absolutnie wszystko. 
Zaskoczyło mnie to, co powiedziała o Zayn'ie. Nigdy w życiu nie spodziewałbym się czegoś takiego. Więc jej wyjazd to nie była tylko i wyłącznie moja wina. Ale też jego i Amber. Bez względu na wszystko Rose musiała wrócić. Nie mogłem pozwolić, by jej ojciec nadal się nad nią znęcał. Nie mogłem pozwolić, by coś jej się stało. Nie tym razem. Byłem wściekły sam na siebie, że nie mogłem zrobić nic więcej. Ale widocznie tak musiało być. I nagle wpadłem na pewien pomysł. Musiałem porozmawiać z jej mamą. I ją również przekonać do tego, że mam rację. Gdyby się zgodziła.. gdyby obie mogły wyjechać.. Tak, to mogło się udać. Denerwujące było to, że nie miałem własnego samochodu i musiałem jeździć taksówkami. Jednak nie miałem innego wyjścia. 
W końcu stanąłem przed drzwiami do domu Rose. Czekała mnie kolejna ważna rozmowa...

___________________________
Cześć dziewczyny :) Mówiłam, że będą częściej :D
Poprzednio musiałyście czekać ponad tydzień, a teraz ledwo 4 dni :) 
Tak wiem, jestem wspaniała :D hahaha :D
No dobra. Przejdźmy do sedna.
Jutro Sylwester. Kończymy rok 2012. Życzę Wam, by ten nadchodzący rok był o wiele lepszy od tego. Byście zawsze miały uśmiech na twarzy i abyście były szczęśliwe. Jednak przede wszystkim życzę Wam, byście na zawsze pozostały sobą.
"Bądź sobą, każdy inny jest zajęty" jak to mówi nasz kochany Liaś ♥
Oprócz tego mam nadzieję, że zawsze będziecie ze mną. Bo moje opowiadania bez was byłyby nic nie warte. Dziękuję za każdy komentarz zostawiony tutaj w tym rok. Mam nadzieję, że w przyszłym będzie ich jeszcze więcej :) 
Udanego Sylwestra, wiele bąbelków i szalonej zabawy :D
Do napisania w 2013.
Wasza Alexiss. ♥

środa, 26 grudnia 2012

Rozdział trzynasty ♥

Mijały kolejne dni. Przestawiłam się na swój stary tryb życia. Wiedziałam od Nat, że chłopaki z 1D byli teraz w USA i mieli wrócić za kilka dni. Nie powinno mnie to obchodzić, ale jak się ma przyjaciółkę Directionerkę  to chcąc czy nie chcąc i tak wiesz o nich wszystko. Razem z Jade siedziałyśmy właśnie w kawiarni i popijałyśmy kawę, gdy nagle do środka wpadła grupa jakichś chłopaków. Postanowiłyśmy ich zignorować, ale oni nas zauważyli. Jeden z nich podszedł do nas i spytał, czy mogą się przysiąść. W sumie i tak nam się nudziło, więc się zgodziłyśmy. Było ich czterech. Na początku wydawali się mili, ale jednak pozory mylą. Zaczęli do nas zarywać używając jakichś bezsensownych odzywek. Wtedy postanowiłyśmy się ewakuować, wykręcając się jakąś błahą sprawą. Opuściłyśmy ciepłą kawiarnię i poszłyśmy na cmentarz. Natalie wyjechała z Tyler'em na weekend za miasto, więc zostałyśmy z Jade same. Dobrze, że miałam chociaż ją. Usiadłyśmy przed grobem Josh'a i przez dłuższą chwilę siedziałyśmy w milczeniu.
-Brakuje mi go.. - powiedziała Jade cicho.
-Mi też go brakuje.. - odpowiedziałam - mimo, że od jego śmierci minęło już pół roku.
-Myślałam, że się z tym pogodzę i w końcu będzie mi łatwiej.. i w sumie jest już lepiej, ale ból zostanie na zawsze.. pamiętam dzień wypadku jakby to było wczoraj.
-Co masz na myśli?
-Tego dnia był taki szczęśliwy i zadowolony.. od rana nic tylko się uśmiechał i nucił coś pod nosem. I ciągle tylko powtarzał, że to będzie idealny wieczór. Mówił, że najbardziej cieszy się z tego, że będzie z tobą. Boże, jak on cię kochał. Potrafił godzinami o tobie nawijać. W swoim pokoju nad łóżkiem miał zawieszone wasze pierwsze wspólne zdjęcie. Wisi tam do tej pory. Zawsze powtarzał, że jest wielkim szczęściarzem, że cię ma. Zachowywał się jak zakochany szczeniak, a miał przecież 19 lat. Nigdy bym nie przypuszczała, że tamten wieczór tak się skończy.. nie sądziłam, że może być tak bezmyślny, żeby wsiadać na motor pod wpływem alkoholu.. myślałam, że ma choć odrobinę rozumu.. ale jak widać się myliłam..
Jak zawsze podczas takich rozmów, łzy zaczęły gromadzić mi się w oczach. Miałam dość rozpamiętywania tego wszystkiego. Było mi naprawdę ciężko i nadal cholernie za nim tęskniłam. Wiedziałam, że Jade również ciężko to znosi. Ale musiałyśmy w końcu zacząć żyć normalnie. Musiałyśmy w końcu się pozbierać i zrobić krok naprzód. Nie mogłyśmy ciągle stać w miejscu i żyć przeszłością. Życie płynęło dalej i nie zatrzymywało się ani na sekundę. To my utkwiłyśmy w martwym punkcie, z którego nie chciałyśmy wyjść. Dość tego. Spojrzałam na swoją przyjaciółkę. Jej twarz była mokra od łez, a w oczach widać było wielki ból i żal. Nie mogłam patrzeć na to, jak jest jej ciężko. Przytuliłam ją do siebie mocno i głaskałam pod włosach.
-Jade, musimy w końcu się pozbierać - powiedziałam - nie możemy ciągle tkwić w tym samym miejscu, rozumiesz? Josh nie żyje i nic nie możemy na to poradzić. Ale wiem jedno. Z pewnością nie chciałby widzieć nas załamanych i smutnych z jego powodu. Zawsze był pełen życia i optymizmu. Musimy się pozbierać. Musimy w końcu żyć własnym życiem. Dla siebie i przede wszystkim dla niego. Damy sobie radę, zobaczysz. Mamy przecież siebie. A ja nigdy nie pozwolę, żeby coś ci się stało. Obiecuję ci to. Dopóki jesteśmy razem, damy sobie radę ze wszystkim. Nie możemy żyć przeszłością Jade. Krok do przodu i idziemy.
-Masz rację - powiedziała ocierając łzy - dosyć tego. Nie możemy ciągle żyć żałobą. Dziękuję, że jesteś ze mną Rose. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
-Mamy siebie nawzajem. I zawsze tak będzie.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Tego dnia nie było już łez. W końcu zebrałyśmy się w sobie i byłyśmy w stanie żyć dalej. Josh na zawsze pozostał w naszych sercach. Stamtąd nic nie mogło go wymazać. Żył w nas. I czułyśmy jego obecność w każdym powiewie wiatru. W końcu ruszyłyśmy w drogę powrotną. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Wspominałyśmy stare czasy, gdy jeszcze byłyśmy w przedszkolu. Wtedy wszystko było takie banalne. Naszymi jedynymi zmartwieniami było to, że dostałyśmy mniejszą porcję lodów lub to, że lalka nie miała odpowiedniej sukienki czy bucików. Czasy dzieciństwa były tak beztroskie, że aż miło było do nich wracać. Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam komórkę i spojrzałam na wyświetlacz, na którym pojawił się numer Nate'a. Uśmiechnęłam się pod nosem i odebrałam.
-Słucham ciebie?
-Witam panią. Jak się pani miewa? - usłyszałam jego jak zwykle miły głos.
-W porządku, dzięki że pytasz. A jak tam w Londynie? Wypad na narty udany?
-W Londynie po staremu. Narty były strzałem w dziesiątkę. I stęskniłem się za tobą. Może byś mnie w końcu odwiedziła co?
-Może kiedyś. Na razie to raczej niemożliwe.
-Daj spokój Rose. Ty musisz tu wrócić.
-Nic nie muszę Nate.. w Mullingar jest mi dobrze. Wróciłam do starego życia.
-I jesteś pewna, że to dobra decyzja? Londyn to takie magiczne miasto. Nie zakochałaś się w nim?
-Może.. sama nie wiem. Ale to już przeszłość.
-Ale obiecałaś, że jeszcze się zobaczymy..
-I dotrzymam obietnicy. Odwiedzę cię na pewno. Tylko.. jeszcze nie teraz.
-Ech.. czemu ty musisz być taka uparta co?
-Taka się urodziłam. Przykro mi panie Bloom.
-Wybaczam pani panno Bell. Wybacz, muszę kończyć. Obowiązki w pracy wzywają. Do usłyszenia niebawem.
-Do usłyszenia Nate.
Zakończyłam połączenie i schowałam telefon do kieszeni. Odprowadziłam Jade do domu i wróciłam do siebie. Mama zajęta była robieniem kolacji a ojciec jak zwykle siedział przed telewizorem i pił piwo. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko pójść do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i włączyłam laptopa. Usiadłam na łóżku biorąc go na kolana i zalogowałam się na Twitterze. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to wpis Nialler'a: Żegnaj USA! Kierunek: dom! I w końcu własna lodówka.. . Zdziwiło mnie to. Podobno mieli wrócić dopiero za kilka dni. Ale w sumie co mi do tego? To ich sprawa gdzie latają i kiedy wracają. Takie życie gwiazd. I pomyśleć, że kiedyś byłam jego częścią. Sama nie wiem czemu nagle zaczęłam myśleć o Londynie. Nie wiem po co zaczęłam to wszystko wspominać. I nie wiem też dlaczego zadzwoniłam do Libby. Sama sobie nie umiałam tego wytłumaczyć. Dziewczyna odebrała po kilku sygnałach.
-Tak słucham?
-Cześć Libbs.. przeszkadzam?
-..Rose? - spytała z niedowierzaniem - to naprawdę ty?
-Tak, to ja. Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam.. nie zasłużyłaś na to, żeby cię olewać.
-Daj spokój, nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię słyszę! Opowiadaj, co u ciebie? Wszystko w porządku?
-Można powiedzieć, że tak. Znowu jestem na starych śmieciach i próbuję zacząć od nowa. Ciebie nie muszę okłamywać. I tak wiesz kiedy kłamię. Jest.. ciężko. Ale wyjazd był dobrym pomysłem.
-Jesteś tego pewna? Nie wyobrażasz sobie jak wszyscy tu za tobą tęsknimy. W domu u chłopaków jest jakoś tak pusto.. i atmosfera też nie jest najlepsza.
-Czemu? Coś nie tak?
-Odkąd wyjechałaś Niall i Harry ciągle się kłócą, a Zayn jest zamknięty w sobie i prawie z nikim nie gada. Tylko Liam i Louis są normalni. Może nie powinnam ci o tym mówić, ale lepiej żebyś wiedziała.
-Ahm.. no tak. Ale to już nie moja sprawa jak to jest między nimi. A to prawda, że dzisiaj wracają z USA?
-Tak. Odwołali im kilka koncertów i wracają wcześniej. Nie pytaj dlaczego, bo nie mam pojęcia. Nie myślałaś nad powrotem do nas?
-Nie Libby.. nie wracam do Londynu. Ten wyjazd był pomyłką. Szara myszka wróciła do realnego świata.
-Nie mów tak.. Rose ja naprawdę strasznie za tobą tęsknię. Jesteś dla mnie jak siostra. Mimo tego, że znamy się dość krótko. Proszę cię.. przemyśl powrót do Londynu. Na spokojnie. Obiecaj mi, że to przemyślisz. Proszę..
-Ech.. w porządku. Obiecuję, że nad tym pomyślę.
I w tym momencie usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Już wiedziałam, co to oznacza.
-Przepraszam Libby, ale muszę kończyć. To jest mój numer, dzwoń kiedy tylko będziesz chciała. Do usłyszenia.
Rozłączyłam się i pędem zbiegłam na dół. Rodzice byli w kuchni.
-Nawet porządnego obiadu nie umiesz ugotować?! Co z ciebie w ogóle za kobieta?! Zobacz co zrobiłaś! Z jaką suką ja muszę żyć! Posprzątaj to kurwa bo się jeszcze skaleczę!
-Nie mów tak do niej! - krzyknęłam, gdy stanęłam w progu kuchni.
-Słucham? Jeszcze tego brakowało żeby gówniara mi rozkazywała! Nawet bachora nie umiesz wychować żeby miał szacunek do ojca?! Dom wariatów! Dwie suki się dobrały. Jedna dupą świeci po mieście a druga się do niczego nie nadaje!
-Lepiej spójrz na siebie! - krzyknęłam - to ty codziennie chodzisz pijany, że ludzie wytykają nas palcami! Nie umiesz odpuścić sobie nawet jednego piwa! To ty jesteś żałosny! Alkoholik!
-Co ty do mnie powiedziałaś? Ty gówniaro! Już ja cię nauczę dobrych manier!
Po tych słowach dosłownie się na mnie rzucił. Przyzwyczaiłam się już do bólu jaki mi zadawał. Zawsze zaciskałam usta i czekałam aż skończy. Jednak tym razem było inaczej. Upadłam na płytki i uderzyłam o nie głową. Ból rozniósł mi się po całej czaszce. A potem straciłam przytomność.
Wiedziałam co to znaczy szpital. Spędziłam w nim 3 dni. W głowie nadal mi się kręciło, ale czułam się już lepiej. Choć raz chciałam mu się postawić. Choć raz chciałam udowodnić sobie, że nie jestem tchórzem. I oto jak to się skończyło. Od tamtej pory ojca nie było w domu. Znów gdzieś zniknął. Wróciłam z mamą do domu. Natalie i Jade od razu mnie odwiedziły. Siedziały ze mną przez cały dzień. Omijałyśmy temat pobicia. Jakoś nie miałam ochoty o tym gadać. Wiedziałam, że Irlandia równa się kłopoty, ból i cierpienie. Gdzieś głęboko w sercu miałam jednak nadzieję, że to w końcu się skończy.. że ojciec przejrzy na oczy i przestanie pić. Byłam naprawdę naiwna. Tacy jak on się nie zmieniają. Nigdy..
I właśnie w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Byłyśmy same w domu. Natalie wstała i powiedziała, że otworzy, a ja nie miałam nic przeciwko. Nie chciało mi się ruszać tyłka. Nie minęło 5 minut jak usłyszałam pisk i wykrzykiwane przez przyjaciółkę moje imię. Spojrzałyśmy z Jade na siebie nie wiedząc o co może jej chodzić. Wstałam i zeszłam na dół.
I właśnie wtedy GO zobaczyłam. Burza brązowych loków, śmiejące się zielone oczy, słodkie dołeczki w policzkach i lekko zachrypnięty głos. Harry. Ten Harry stał właśnie w moim holu i rozmawiał z podekscytowaną Natalie. Gdyby Jade mną nie potrząsnęła, to pewnie stałabym jak osłupiała jeszcze przez dobrych kilka minut. W końcu Hazz na mnie spojrzał. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Co on tu do cholery robił?! A gdyby ojciec był w domu..? Nie chciałam sobie nawet wyobrażać awantury, jaka by wtedy wybuchła. Natalie i Jade wycofały się na górę i zostałam z nim sama. Żadne z nas się nie odezwało. Spuściłam wzrok i poszłam do salonu. Chłopak po chwili wahania poszedł za mną. Usiadłam na kanapie, podkuliłam nogi i wzięłam do rąk poduszkę.
-Co ty tutaj robisz? - spytałam w końcu.
Mój ton nie był ani odrobinę przyjazny.
-Musiałem przyjechać.. nie mogłem dłużej wytrzymać - powiedział patrząc prosto na mnie.
-Niby czego wytrzymać? - prychnęłam - Tego, że nie masz pod ręką kogoś do flirtowania? Czy tego, że zabrakło osoby, którą mogłeś bezpodstawnie oceniać?
-Rose.. ja nie chciałem.
-Myślisz, że mnie to obchodzi?
-Ale ja naprawdę nie chciałem! Gdybym wiedział.. gdybym tylko wiedział wcześniej, to nigdy w życiu nie powiedziałbym czegoś takiego.. w ogóle dałbym ci święty spokój.. ale nie wiedziałem. To zdjęcie.. ja po prostu nie wiedziałem, co o tym myśleć. Byłem nieświadomy.. Rose, przepraszam cię.. naprawdę strasznie cię przepraszam..
Z jego tonu można było wywnioskować, że mówił szczerze. Jego oczy przepełnione były nadzieją, ale i smutkiem. A ja zgłupiałam. Jego wizyta kompletnie zbiła mnie z tropu. I co ja miałam zrobić?
-Posłuchaj Harry. W moim życiu rozdział pod tytułem "Londyn" został zamknięty. Wróciłam do domu. Wasze życie nie jest moim życiem, rozumiesz? Wszystko jest po staremu. I lepiej żeby było tak.. jakbyśmy się nigdy nie poznali.
-Co ty wygadujesz? Czy ty w ogóle wiesz co mówisz?
-Tak, wiem. Tak będzie lepiej i dla ciebie i dla mnie.
-Nieprawda! I sama dobrze o tym wiesz. Nie może być tak, jakbyśmy się nie znali. Twój pokój w naszym domu na zawsze pozostanie twój. I czy tego chcesz czy nie, zawsze będzie na ciebie czekał. Nie możemy zmienić biegu wydarzeń, ale.. proszę cię. Nie skreślaj mnie i reszty tak szybko.
Zaniemówiłam. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Harry zawsze wzbudzał we mnie mieszane uczucia. Myślałam, że szybko zapomnę o nim i o tym, co wiązało się z ich domem. Myślałam, że dam radę znów żyć swoim życiem. Czyżbym znów się myliła?
-Ja.. nie skreślam was. Po prostu zeszłam wam z drogi. To wszystko.
-Więc nigdy więcej nie schodź nam z drogi. Proszę cię. Wróć ze mną do Londynu.
-Nie mogę.. choćbym chciała to i tak nie mogę.
-Ale dlaczego?
-To bardziej skomplikowane niż ci się wydaje, Harry. Moje życie nie jest usłane różami jak twoje. Mam obowiązki.
-Ale masz też prawa. Między innymi prawo do szczęścia. Proszę cię.
-Nie mogę! Nie możesz tego zrozumieć i dać mi spokoju? To ja cię proszę Hazza. Wracaj do Londynu, żyj nadal swoim idealnym życiem, a mi daj żyć po swojemu.
-Nie. Nie opuszczę Mullingar, dopóki nie zdecydujesz się, żeby wrócić ze mną - powiedział stanowczo.
-Dlaczego musisz to wszystko jeszcze bardziej komplikować? Po co się mną przejmujesz?
-Bo.. zależy mi na tobie. Nie chcę żebyś cierpiała. Nie chcę żebyś musiała czegoś się bać.
-Przestań.. proszę cię, przestań.
-Rosalie, ja naprawdę chcę cię chronić. Nie chcę żeby coś ci się stało. Proszę..
-Chyba powinieneś już iść - przerwałam mu.
Harry spojrzał na mnie niepewnie.
-Nie poddam się tak łatwo. I nie zrezygnuję - powiedział twardo.
Po tych słowach wstał i wyszedł. Dopiero wtedy mogłam się rozpłakać. Dziewczyny od razu zbiegły po schodach i znalazły się obok mnie. Nie chciałam nic im mówić. Nie po to wyjeżdżałam, żeby teraz to wszystko zaczynało się od nowa. Dlaczego życie nie mogło być łatwe i przyjemne, tylko wiecznie skomplikowane i trudne? Dlaczego JA nie mogłam być zwykłą dziewczyną, która nie musi bać się o każdy kolejny dzień? DLACZEGO? Odpowiedź była prosta: bo takie właśnie jest życie.
Wtuliłam się w swoje przyjaciółki i starałam się przemyśleć całą swoją rozmowę z Harry'm. I kto miał rację?


~Harry~

Gdy tylko wróciliśmy z USA, wiedziałem, co powinienem zrobić. Jej wyjazd był moją winą, więc to ja powinienem to wszystko naprawić. Moja głupota musiała w końcu się skończyć. Poza tym przemyślałem wszystko, co powiedziała mi Libby. I miała rację. Kochałem Rose. Taka była prawda. Tylko ja nie chciałem w nią wierzyć. Zależało mi na niej i chciałem mieć ją przy sobie. Zawsze. Dlatego musiałem przekonać ją do powrotu. Musiałem lecieć do Mullingar. Ale najpierw musiałem pogadać z Niall'em. Zapukałem do jego pokoju i wszedłem. Blondyn leżał na łóżku i gapił się w sufit. 
-Musimy pogadać - zacząłem i usiadłem obok niego.
-Nie mamy o czym - mruknął.
-Mamy i dobrze o tym wiesz Horan. Mam dość tych naszych ciągłych kłótni o nic. To już nie ma sensu. Nie możemy po prostu zakopać toporu wojennego i w końcu żyć normalnie? To się robi powoli nudne.
-Czego ty chcesz Harry? - spytał i wstał do pozycji siedzącej - O co ci chodzi, że tak nagle chcesz się godzić?
-Bo coś zrozumiałem. Tak samo jak ty chcę, żeby Rosalie wróciła do Londynu. Ale siedząc tutaj niczego nie wskóramy. Chcę lecieć do Mullingar.
-Nie ma mowy! - krzyknął - Czy tobie już kompletnie odbiło?! 
-Nie Nialler. Nie odbiło mi. Musimy w końcu coś zrobić! A ja nie mogę dłużej siedzieć z założonymi rękami i udawać, że jest okay. Dosyć tego. Albo dasz mi jej adres, albo sam ją znajdę. Mamy dwa tygodnie wolnego, więc mam czas. Tobie nie udało się jej przekonać. Czas na mnie.
-Dlaczego chcesz to zrobić? Myślałem, że jest ci obojętna. Co w ciebie nagle wstąpiło? 
O moich przemyśleniach jeszcze nikt nie wiedział. Ale Nialler zasługiwał by o wszystkim wiedzieć. W końcu Rose była jego rodziną. 
-Bo.. ja ją kocham. I żałuję, że odkryłem to tak późno. Proszę cię bracie.. pomóż mi.
Niall wpatrywał się we mnie w osłupieniu, ale w końcu chyba zrozumiał. Wstał i podszedł do biurka. Na małej kartce zapisał mi adres Rosalie i wręczył mi ją.
-Wróć tu z nią - powiedział. 
-Zrobię wszystko, co w mojej mocy - obiecałem i przytuliłem go.
Nasze kłótnie w końcu dobiegły końca. Opuściłem jego pokój, spakowałem swoje rzeczy i zarezerwowałem lot w prywatnym samolocie oraz pokój w hotelu w Mullingar. Byłem gotowy. Zszedłem na dół, a w drzwiach minąłem się z Zayn'em i Amber. 
-A ty dokąd Styles? - spytał Mulat.
-Jadę do Irlandii. Czas wreszcie coś zrobić - odpowiedziałem zakładając kurtkę.
-Ale jak to do Irlandii? - zdziwił się.
-Do Rosalie. Wrócę z nią tu.
-Chodź Zayn - odezwała się Amber - to jest sprawa co robi i jakie popełnia błędy.
Spiorunowałem ją wzrokiem i po prostu wyszedłem. Nigdy specjalnie jej nie lubiłem. Nie rozumiałem też jak Zayn może być z kimś takim jak ona. Lot minął dość szybko. Zostawiłem swoje rzeczy w hotelu, zamówiłem taksówkę i pojechałem pod podany adres. Drzwi otworzyła mi jakaś blondynka. Na początku myślałem, że pomyliłem domy, ale ona zaczęła piszczeć i wołać imię Rose. Zeszła po schodach i w końcu mogłem ją zobaczyć. Widziałem siniaki na jej rękach i zszytą wargę. To podziałało na mnie jak wiadro lodowatej wody.  To o tym mówił Niall. Nasza rozmowa nie wyglądała tak, jak chciałem. Chciałem powiedzieć jej, że ją kocham, ale zabrakło mi odwagi. Musiałem załatwić to inaczej. Gdy już opuściłem jej dom, pojechałem do baru. Zamówiłem drinka i pijąc go, zastanawiałem się nad tym, co powinienem zrobić dalej...


___________________________
VOILA! :D Jest trzynastka ^^ Mam nadzieję, że nie pechowa.. :)
Sprawy nabierają innego kształtu. :D 
A wgl to jak wam mijają święta ladies? Bo u mnie strasznie dużo jedzenia xd no, ale w końcu to święta :)
Czytasz = komentujesz ♥
Kochasz mnie = komentujesz ♥
Podoba się = komentujesz ♥
Nie podoba się = też komentujesz :D
Hah :D Tak, wybaczcie, musiałam :)
Czekam na wasze opinie! SZCZERE! :) Do napisania niebawem Directioners ! < 3

+Wybaczcie, że nie jest najdłuższy, ale jestem chora i jakoś weny brakuje..
Następny będzie dłuższy, obiecuje < 3 

wtorek, 18 grudnia 2012

Rozdział dwunasty ♥

~Zayn~

Minął tydzień odkąd Rose opuściła Londyn. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. Wszystko było nie tak jak powinno. Rose była moją przyjaciółką. Zależało mi na niej i chciałem dla niej jak najlepiej. Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić. Gdybym wiedział.. gdybym tylko wiedział, że ona to słyszy, to nigdy w życiu bym czegoś takiego nie powiedział. Wszystko spieprzyłem. Amber była zazdrosna. Ciągle miała pretensje o to, że spędzałem czas z Rosalie. A ja głupi byłem na każde jej zawołanie. Myślałem, że ma rację. Jak bardzo się myliłem. Odkąd Rosalie wyjechała, w domu było jakoś tak pusto. I panowała w nim dziwna atmosfera. Niall i Harry przestali ze sobą rozmawiać. Jak już to tylko na siebie warczeli. Nie wiedzieli, że po części była to też moja wina. A ja nie miałem odwagi się przyznać. Nie chciałem żeby tak to się skończyło. Odkąd poznałem Rose, coś się we mnie zmieniło. Kiedy opowiedziała nam swoją historię, czułem, że chcę się nią zaopiekować. Że chcę zrobić wszystko, by już nigdy nie musiała cierpieć. A co zrobiłem? Skrzywdziłem ją. Byłem jej przyjacielem i wyjechałem z takim tekstem. "Nie jest nikim ważnym". Nienawidziłem za to sam siebie. Chciałem jej to wytłumaczyć, ale widziałem, z jakim bólem na mnie patrzyła. Zawiodłem ją. A teraz jej już nie było. Zaraz po porannym wywiadzie byłem umówiony z Amber. Czekała na mnie przed studiem. Przywitałem się z nią pocałunkiem, który od razu został uwieczniony na wielu fotografiach i poszliśmy na spacer. Przez cały czas coś mówiła, ale w pewnym momencie się wyłączyłem i przestałem jej słuchać. Trzymałem w ręce jej ciepłą dłoń, ale myślami byłem zupełnie gdzie indziej. Przypomniałem sobie dzień, gdy po raz pierwszy wyszedłem z Rose by pokazać jej Londyn. Przypomniałem sobie zdjęcia, które wtedy robiliśmy. Wtedy wszystko było takie proste i banalne. A teraz? Teraz było inaczej. Z przemyśleń wyrwał mnie krzyk Amber.
-Zayn cholera! Znowu to robisz!
-Ale co? O co ci chodzi?
-Nie słuchasz mnie. Masz mnie kompletnie w dupie. Trzy razy zadałam ci to samo pytanie, a ty nie raczyłeś się nawet odezwać!
-Ja.. przepraszam, zamyśliłem się.
-Jasne. Ta sama wymówka za każdym razem. Myślałeś o Rose prawda?
-Co? Nie, ja..
-Przestań. Nie oszukasz mnie - puściła moją dłoń wściekle - to się nigdy nie skończy prawda?
-Amber o czym ty mówisz?
-Ona ciągle będzie w twoim życiu. Nieważne czy tu, czy w Irlandii. Zawsze będzie. A ja jestem już nieważna i zbędna. Mam tego dość. Zastanów się czego tak naprawdę chcesz Malik.
Po tych słowach szybkim krokiem odeszła. Nie mogłem tego tak zostawić. Nie zamierzałem się z nią kłócić. Mimo wszystko chyba nadal ją kochałem. Bez trudu ją dogoniłem i odwróciłem w swoim kierunku. Stawiała opór, ale w końcu na mnie spojrzała. 
-Amber przecież wiesz, że cię kocham. Gdyby tak nie było, to nie byłbym z tobą.
-To dlaczego ciągle o niej myślisz? Kim ona dla ciebie do cholery jest?
-Rose jest.. a raczej była moją przyjaciółką. Nikim więcej. To ciebie kocham głuptasie.
-I naprawdę tylko ja się liczę?
-Tylko ty. Nie gniewaj się. Złość piękności szkodzi.
-Dobra, niech ci będzie. Tym razem.
Z powrotem wziąłem ją za rękę i tym razem słuchałem jej przez cały czas. Zjedliśmy wspólny obiad i odprowadziłem ją do domu. Nie wiedziałem, czy dobrze robię. To wszystko było zbyt skomplikowane. Mówiłem, że ją kocham, ale czy naprawdę tak było? To już nie było to, co kiedyś. W końcu doszedłem do domu. Już w holu słyszałem czyjąś kłótnię. Jak się domyślałem Niall'a i Hazzy. Nie pomyliłem się.
-Daj spokój Horan! - krzyczał Styles - Po prostu daj już kurwa spokój!
-Jasne, oczywiście! Nawet sobie nie wyobrażasz jakie ona piekło musi teraz przeżywać! I to przez ciebie pajacu!
-Przestań wreszcie mnie o wszystko obwiniać do cholery! Dobrze wiesz, że nie chciałem żeby tak to się skończyło!
-To trzeba było uważać na słowa!
-Ej! - włączyłem się i stanąłem między nimi - przestańcie. Obydwaj! Dość już tego. Te wasze kłótnie i tak nic nie dają! Co chcecie przez to osiągnąć?
-Dajcie wy mi wszyscy kurwa święty spokój! - krzyknął Harry i wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
Niall powoli się uspokajał. Bez słowa poszedł do swojego pokoju i zamknął się w nim do końca dnia. To, co się z nami działo w ciągu ostatnich dni było istnym koszmarem. Nigdy się nie kłóciliśmy. Zawsze byliśmy jak bracia. A teraz? Wszystko naprawdę się skomplikowało. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Poszedłem otworzyć i w progu zobaczyłem Jane.
-Jesteś w samą porę - powiedziałem wpuszczając ją do środka.
-Czemu? Coś się stało? - spytała zmartwiona.
-Pogadaj z Niall'em. On naprawdę tego potrzebuje. Ja nie wiem już co robić.
-No pięknie. Wyjeżdżam na tydzień i już coś się dzieje?
-Rose wyjechała - powiedziałem spokojnie - resztę niech powie ci Horan.
-No to pięknie.. dobra, idę do niego. Jest u siebie?
-Tak. Cały czas tam siedzi. Powodzenia.
-Dzięki, przyda się.
Po tych słowach poszła na górę, a ja usiadłem przed telewizorem oglądając jakieś durne, nic nie warte programy. Musiałem przemyśleć kilka spraw. I to wcale nie były łatwe przemyślenia..

~Harry~

Rose zmieniła numer telefonu. To o to pokłóciłem się z Niall'em. Zerwała z nami kontakt. Nie wiedziałem, co będę czuł, gdy odejdzie. A czułem się.. dziwnie. Jakby mi czegoś brakowało. Wszyscy mieli do mnie o coś pretensje. Trzasnąłem drzwiami, wsiadłem do samochodu i pojechałem przed siebie. Nigdy nie umiałem panować nad emocjami. I nigdy nie chciałem jej skrzywdzić. Byłem wielkim idiotą. Zaparkowałem samochód na jakimś parkingu. Chodziłem ulicami Londynu zupełnie bez celu. Nie wiedziałem dokąd iść i co zrobić. Ciągle myślałem o Rose. Ciągle miałem wyrzuty sumienia, że tak na nią naskoczyłem. Była inna od wszystkich dziewczyn, z którymi się spotykałem. Była też inna od wszystkich fanek piszczących na sam mój widok. Była.. wyjątkowa. A ja, Harry Styles, wszystko spieprzyłem. Gdy w końcu wróciłem do domu, nie patrząc na nikogo, od razu poszedłem na górę. Miałem iść do siebie, ale zmieniłem zdanie. Stanąłem przed drzwiami do JEJ pokoju. Zawahałem się, ale w końcu niepewnie nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Wszystko było tak jak tydzień temu. Gdzieniegdzie leżały jeszcze jej rzeczy, w garderobie zostało kilka ubrań i dookoła unosił się zapach jej perfum. Ledwo wyczuwalny, ale jednak. Dziwnie się poczułem. Sam nie wiem czemu usiadłem na łóżku. Nie powinienem był w ogóle tam wchodzić. Patrzyłem przed siebie, nie wiedząc co zamierzam. To zupełnie nie tak miało być. Przez dłuższą chwilę siedziałem bez ruchu i próbowałem wymyślić coś sensownego. Bez rezultatów. Nagle usłyszałem skrzypnięcie drzwi i do pokoju wszedł ktoś jeszcze. Okazało się, że to Libby. Jej się nie spodziewałem. Bez słowa usiadła obok mnie i westchnęła.
-Nie wiem skąd, ale wiedziałam, że cię tu znajdę - odezwała się w końcu.
-Ja.. sam nie wiem co tu robię - bąknąłem i chciałem wstać, ale mnie powstrzymała.
-Nie uciekaj. Ja nie gryzę. Chcę tylko pogadać.
-Niby o czym Libbs? Tu nie ma o czym rozmawiać. Temat zamknięty..
-Doprawdy? Myślę, że dla ciebie wcale nie jest zamknięty. 
-Czemu tak twierdzisz ?
-Harry, nie jestem ślepa. Uwierz mi. I wiem, że może nie powinnam się wtrącać, ale..
-Ale? 
-Ale nie mogę patrzeć na to, jak się zachowujesz. Wiem, że jej wyjazd to nie tylko i wyłącznie twoja wina. Ale zrozum Niall'a.. on chciał jej pomóc. Chciał wyrwać ją z tego całego bagna jakim było jej życie. Chciał uchronić ją przed dalszymi nieszczęściami. Nie wiesz o niej tyle co ja czy on. 
-Jesteś jedyną osobą, która uważa, że to nie jest tylko moja wina. Ja.. ja naprawdę nie chciałem jej skrzywdzić. Gdybym mógł cofnąć czas, to nigdy nie wypowiedziałbym tamtych słów. Ale stało się. A ja jestem idiotą. 
-Fakt, jesteś idiotą. Ale każdy popełnia błędy. I każdy powinien mieć szansę, by je naprawić. 
-Jak widać nie każdy - mruknąłem - w ogóle do czego zmierza ta rozmowa Libby? Powiedziałem, że to dla mnie temat zamknięty.
-Skoro tak, to czemu siedzisz w jej pokoju? 
-Bo.. - zaciąłem się. Nie wiedziałem jak to wytłumaczyć.
-Sam widzisz Hazz. Najnormalniej w świecie za nią tęsknisz.
-Proszę cię. Ja za Rose? Większej głupoty nie słyszałem.
-Przestań kłamać Styles. Czytam z ciebie jak z otwartej książki. Wszystko mam na tacy. Powtarzam: nie jestem ślepa. A ty musisz odpowiedzieć sobie na jedno proste pytanie.
-Niby jakie?
-Czy coś do niej czujesz. A jeżeli tak, to co - odpowiedziała poważnie.
-Libby ty chyba...
-Nie - przerwała mi ostro - nic nie mów. Sam masz sobie na to odpowiedzieć. Choć ja znam już odpowiedź. 
-Zwariowałaś.
-Możliwe. Ale kto w tych czasach nie wariuje? 
-To pytanie retoryczne?
-Powiedzmy. Naprawdę się nad tym zastanów. I nie rób więcej głupstw. To co zrobisz będzie twoją decyzją. I mam nadzieję, że podejmiesz dobrą.
Nie odezwałem się. Bo niby co miałem jej powiedzieć? W końcu blondynka wstała i po prostu wyszła, zostawiając mnie samego. Miałem w głowie wielki mętlik. Nie lubiłem takich rozmów. Nic mi nie dawały. W końcu opuściłem JEJ pokój. Musiałem z tym skończyć. Zszedłem na dół, gdzie Louis z Zayn'em oglądali telewizor. Bez słowa usiadłem obok nich i wgapiałem się w ekran. Zszedł też Niall. Chciał coś powiedzieć, ale widząc mnie, zacisnął usta i poszedł do kuchni. Po chwili z powrotem poszedł na górę z dwoma szklankami i sokiem pomarańczowym. Nie mogłem usiedzieć w miejscu. To było bezcelowe. Ostatnio w ogóle nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Wstałem, wziąłem kurtkę i znów opuściłem dom, w którym przez ostatnie dni, nie mogłem wytrzymać. Przed kamerami musieliśmy udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. W dzisiejszym wywiadzie, gdy Niall został spytany o Rosalie, wymusił uśmiech i powiedział, że wyjechała na kilka dni do rodziny. Trzęsły mu się przy tym ręce, ale nie dał po sobie niczego poznać. Poza domem był po prostu dawnym sobą. Udawanym, ale sobą. Ja również musiałem udawać, że wszystko jest super, świetnie, fantastycznie. Nienawidziłem tego, ale ludzie nie mogli się dowiedzieć, że w naszym bandzie coś zaczęło się psuć. To nie wróżyłoby nic dobrego. Przez następne dwa tygodnie mieliśmy być w USA. Grać koncerty, promować nowy album i spotykać się z fanami. Znów udawane szczęście. Czy tak miało być już zawsze? Dlaczego nie mogło być jak kiedyś, gdy byliśmy dla siebie jak bracia? Gdy nic nie mogło nas poróżnić. Co się z nami stało..?
W końcu dojechałem tam, gdzie zamierzałem. Siłownia. Był to najlepszy sposób na wyładowanie emocji. Przebrałem się w strój sportowy i poszedłem na bieżnię. Oprócz mnie było tylko kilka osób. Przez dłuższy czas nie skupiałem się na niczym innym tylko na ćwiczeniach. W końcu zmęczony usiadłem i wypiłem butelkę  wody. Byłem wykończony. Ale to był dobry pomysł. Nie chciałem wracać do domu. Nie chciałem kolejnych kłótni i krzywych spojrzeń. Ale przecież nie mogłem spać pod mostem. Tak czy siak musiałem wrócić. Następnego dnia rano mieliśmy mieć sesję. A później wylecieć do Nowego Jorku. Przebrałem się z powrotem w swoje rzeczy i opuściłem budynek. Na dworze było już ciemno. I chłodno. W końcu zaparkowałem swoje Porsche w garażu i niechętnie wszedłem do domu. Tym razem nikogo nie zastałem na dole. I tak było lepiej. Poszedłem do swojego pokoju, rozebrałem się do bokserek i położyłem się na łóżku. Włożyłem ręce pod głowę i gapiłem się w sufit. Przypomniała mi się rozmowa z Libby. I choć wcale nie chciałem się nad nią zastanawiać, to i tak to robiłem. Miała rację. Musiałem to przemyśleć. Czy ja czuję coś do Rose .. ?


~Niall~

Nie po to zabierałem Rose do Londynu, by teraz wracała do tego koszmaru. NIE PO TO.  Chciałem jej tego wszystkiego oszczędzić. Chciałem żeby zaczęła nowe, lepsze życie z dala od bólu, cierpień i wspomnień. Chciałem, żeby znów mogła być szczęśliwa. Żeby mogła być dawną sobą. Uśmiechniętą, przyjazną i wspaniałą sobą. Myślałem, że zmiana miejsca i ludzi dobrze jej zrobi. Że przestanie myśleć o matce, ojcu, Josh'u.. i co się stało? Efekt odwrotny od zamierzanego. Kiedy zobaczyłem ją z walizkami, myślałem, że nie wytrzymam. Słowo "wyjeżdżam" zadziałało na mnie jak cios prosto w policzek. Jak to mogło się stać? Londyn to wspaniałe miasto. Myślałem, że jego magia zadziała na nią tak, jak na mnie. Myliłem się. Ona się starała. I zaczęła się nawet uśmiechać i żartować. Wszystko wracało do normy. Myślałem.. myślałem, że będzie dobrze. Że na nowo ułoży sobie życie. I klapa. Wróciła do tego koszmaru, z którego próbowałem ją wyciągnąć. Wróciła do bólu, wspomnień, cierpień.. Dzwoniłem do niej. Chciałem porozmawiać i namówić ją do powrotu. Nie odbierała. Na wiadomości też nie odpisywała. A w końcu.. zmieniła numer. Całkowicie zerwała z nami kontakt. Byłem wściekły, ale i zrozpaczony. Tak bardzo chciałem jej pomóc. A zrobiło się tylko gorzej. Myślałem, że rozszarpię Styles'a gołymi rękami. Nie miał prawa mówić do niej czegoś takiego. Wszystko schrzanił. Atmosfera między nami była napięta. Gdyby nie to, że jechaliśmy do USA, to teraz byłbym już w Mullingar. Przed kamerami musiałem udawać, że wszystko jest idealnie. Że nic się nie działo i było po staremu. Musiałem mówić, że Rose wyjechała na kilka dni do rodziny pozałatwiać jakieś swoje sprawy. Paul by nas wszystkich zabił, gdybyśmy powiedzieli coś, co mogłoby nam zaszkodzić. Nikt nie musiał wiedzieć co działo się, gdy byliśmy w domu. I bardzo dobrze, bo zaczęłyby się artykuły typu "Czy One Direction się rozpada?" "Niall Horan i Harry Styles: Czy doprowadzą do końca One Direction?" "One Direction: Czy to już koniec wielkiego boysbandu?" itd itd. Nie chciałem nawet myśleć co by się działo. Miałem tego wszystkiego po prostu dość. Nie wytrzymałem. Wziąłem komórkę i wykręciłem numer do domu Rosalie. Odebrała jej mama.
-Tak słucham? - usłyszałem jej głos.
-Cześć ciociu, z tej strony Niall.
-Niall? Witaj złotko! Coś się stało?
-Nie, wszystko w porządku. Czy.. Rose jest w domu?
-Przykro mi kochany. Dosłownie 5 minut temu wyszła z Natalie i Jade do kręgielni. Spóźniłeś się.
-Ahm.. a mogłabyś jej przekazać, że dzwoniłem? To dla mnie naprawdę ważne.
-Nie ma sprawy słonko. Na pewno jej przekażę.
-Dziękuję. W takim razie do usłyszenia. 
-Do widzenia Niall.
Zakończyłem połączenie i miałem ochotę walnąć telefonem prosto w ścianę. 5 minut. Cholernych 5 minut i mógłbym z nią porozmawiać. Siedziałem w swoim pokoju. Nie wiedziałem, co robiła reszta. I tego dnia miałem to gdzieś. Liam chciał ze mną rozmawiać, ale wmówiłem mu, że nie mam na to ochoty. I taka była prawda. Musiałem wymyślić coś, żeby Rose wróciła. Albo żeby przynajmniej ze mną porozmawiała. Wziąłem do ręki gitarę i zacząłem brzdąkać. To zawsze mnie uspokajało. 6 strun i muzyka. Właśnie tego mi było trzeba. I nagle ktoś zapukał do drzwi. Myślałem, że oszaleję. Czy ja naprawdę chociaż przez chwilę nie mogłem mieć spokoju? Myśląc, że to któryś z chłopaków, gwałtownie otworzyłem drzwi i już chciałem krzyknąć "Czego znowu?!", ale na szczęście się powstrzymałem. Przede mną stała Jane. Zaskoczył mnie jej widok. Ale pozytywnie. Chyba tylko z nią potrafiłbym normalnie pogadać. Bez słowa wpuściłem ją do środka. Usiadła na łóżku, a ja na podłodze.
-Nie wiedziałem, że już wróciłaś z Włoch - zacząłem.
-Skróciliśmy pobyt. Ale mniejsza z tym. Co się dzieje? 
-A co ma się dziać?
-Niall nie rób ze mnie idiotki. Wiem, że Rose wyjechała. I wiem też, że masz doła. Więc bez owijania w bawełnę. Co się dzieje?
Westchnąłem i opowiedziałem jej wszystko, co wiedziałem. Jane się nie odezwała. Widać było, że wszystko układa sobie w głowie i analizuje na swój własny sposób. Nie musiałem go znać. Odkąd poznaliśmy się w XF była dla mnie jak siostra. Zawsze służyła dobrą radą, wspierała i po prostu była. 
-Widzę, że nie bardzo chcesz o tym gadać - odezwała się w końcu.
-Bingo. Jak to się dzieje, że tak dobrze mnie znasz?
-Po prostu. Znam się na ludziach. A zwłaszcza na tobie. Jak będziesz gotowy i chętny to wrócimy do tego tematu. Teraz możemy zająć się czymś innym. 
-Na przykład?
-Skoro już masz tą gitarę, to zrób z niej użytek - ruchem głowy wskazała na instrument leżący obok mnie.
-W sensie?
-Nie masz ochoty napisać nowej piosenki? Pomogłabym ci. Na tyle, na ile bym umiała. 
-Świetny pomysł! To.. do dzieła. I dziękuję.
-Za co? - zdziwiła się - przecież nic nie zrobiłam.
-Wysłuchałaś mnie. A to już coś.
-Oj tam, nie przesadzaj. Podziękujesz jak serio coś zrobię. I kropka.
-Dobra, dobra.
Zaśmialiśmy się oboje i wzięliśmy się do pracy. Tego właśnie potrzebowałem. Oderwania od rzeczywistości. Mieliśmy już pierwszą zwrotkę, refren i połowę drugiej, gdy nagle zadzwonił mój telefon. A na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer ..

~Rose~

Minął tydzień. Siedem dni odkąd opuściłam Londyn i postanowiłam wrócić do starego życia.  Czy była to dobra decyzja? I tak i nie. Z jednej strony znów spotykałam się z Natalie, Jade i czasami Tyler'em, spędzałam czas z mamą i próbowałam żyć normalnie. A z drugiej tęskniłam za Londynem. Za Niall'em, Libby, Nate'm.. Niall, Harry i Zayn ciągle do mnie dzwonili. W końcu nie wytrzymałam i zmieniłam numer. Skoro postanowiłam wrócić do starego życia to.. w starym życiu oni nie istnieli. Miałam wyrzuty sumienia względem Niall'a i Libby. To oni zrobili dla mnie najwięcej. Nie mogłam ich tak po prostu olać. Ale na razie postanowiłam zerwać wszelkie kontakty z Londynem. Czasami przyłapywałam się na tym, że myślałam o Harry'm. Zaraz po tym szukałam innego tematu, żeby tylko o nim zapomnieć. Wyraz jego twarzy gdy pakowałam walizki był nie do opisania. Ale chwila. Po co ja to rozpamiętuje? Było, minęło. Czas wrócić do rzeczywistości. Mój nowy numer miała tylko mama, Natalie, Jade, Tyler i Nate. No właśnie - Nate. Jedyna osoba z Londynu, z którą nie potrafiłam zerwać kontaktu. Pisałam z nim prawie codziennie. Pogodził się ze swoją dziewczyną i zabierał ją na małą wycieczkę w góry. Oczywiście na narty. Cieszyłam się, że przynajmniej u niego wszystko było w porządku. A u mnie? No cóż. Wiedziałam, że jak wrócę to znów będę miała problemy. Teraz nie tylko mama miała siniaki. Ja miałam ich jeszcze więcej. Zawsze gdy ojciec chciał podnieść na nią rękę, a akurat byłam w pobliżu, nie dopuszczałam do tego. Stawałam między nimi i obrywałam za nią. Raz byłam nawet w szpitalu. Zszywali mi wargę. Mama mówiła, że ojciec pił mniej. Kompletna bzdura. Był taki jak zawsze. Wiedziałam też, że jak wrócę do Irlandii, to znów sięgnę po żyletkę. I tak się stało. Dwa dni temu, po kolejnej kłótni z mamą i pobiciu przez ojca, wyciągnęłam ją z szuflady biurka. Zrobiłam tylko małe nacięcie, ale i tak wystarczyło, bym przypomniała sobie o obietnicy danej Jade, Niall'owi i Libby. Opanowałam się. Wyrzuciłam ją do kosza i już więcej po nią nie sięgnęłam. Decyzja o powrocie była tylko i wyłącznie moja. Wiedziałam, co tu na mnie czeka, a mimo to zdecydowałam się na powrót. Miałam za swoje. Tego dnia byłam umówiona z Natalie i Jade do kręgielni. Taki mały wypad dla poprawy humoru. Znów zbliżyłam się do swoich przyjaciółek. Z Jade często rozmawiałam o Josh'u. Już nie sprawiało mi to aż tak wielkiego bólu.  Jednak w moim sercu nadal był obecny. Kiedy razem z dziewczynami szłyśmy w umówione miejsce, po drodze pod jednym ze sklepów zobaczyłam ojca i jego 'kolegów'. Nie zważali na to, że temperatura była na minusie. I tak siedzieli na ławce i chlali jakieś tanie piwo. Brzydziłam się nimi wszystkimi. O to on - George Bell - niegdyś szanowany i uczciwy człowiek. Dzisiaj pijak i awanturnik. Taka była prawda. Szybko odwróciłam wzrok. Nie mogłam na to patrzeć. Nie pamiętam kiedy po raz ostatni powiedziała do niego "tato". Nie zasługiwał na to miano. Stracił je w chwili, gdy po raz pierwszy podniósł na mnie rękę. W końcu doszłyśmy na miejsce. Zostawiłyśmy kurtki w szatni i poszłyśmy w swoje ulubione miejsce. To tutaj Natalie poznała się z Tyler'em. 
-Wygram z wami - powiedziała Nat strącając wszystkie kręgle - jestem niepokonana. 
-Jasne, jasne - prychnęłam - takie tam gadanie.
-Nie gadanie tylko prawda. To jak? Ja przeciwko wam dwóm?
-Ona chce dzisiaj przegrać - powiedziała do mnie Jade - ale skoro tak jej na tym zależy..
-Wchodzimy w to - powiedziałam - pokaż co umiesz Collins.
-Uważaj Bell. 
Zaśmiałyśmy się wszystkie we trzy i zaczęłyśmy "mini turniej". Szło nam naprawdę nieźle, jednak Nat miała rację. To ona była niepokonana. Przegrałyśmy z nią jednym punktem. Udawałyśmy z Jade, że płaczemy, a Nat wariowała i krzyczała na całe gardło "Jestem najlepsza!". 
-Skoro ja wygrałam, to wy stawiacie mi pizze - powiedziała gdy już wychodziłyśmy. 
-Nat, co ci dziś odwala? - spytała ją Jade. 
-Mam dobry humor, to chyba dobrze prawda? A w ogóle to kocham was dziewczyny!
Po tych słowach mocno nas do siebie przytuliła. Zawsze umiała poprawić mi humor. I ona i Jade. Były dla mnie naprawdę jak siostry. Gdyby nie one, to nie dałabym sobie rady. Poszłyśmy na tą pizzę. Cały czas gadałyśmy i śmiałyśmy się. To był naprawdę dobry pomył. Robiło się późno i musiałyśmy wracać. Do Natalie zadzwonił Tyler żeby wyciągnąć ją do kina, a Jade obiecała pomóc w czymś mamie. Nie chciałam zostać sama, więc też wróciłam do siebie. Ojca jeszcze nie było. Zdjęłam płaszcz i buty, i już chciałam iść do siebie, ale zatrzymała mnie mama.
-Rose, chodź na chwilę - krzyknęła z kuchni.
Posłusznie poszłam do niej i stanęłam w progu, opierając się o futrynę.
-Coś się stało? - spytałam. 
-Nie. Tylko chciałam ci przekazać, że dzwonił Niall. Mówił, że to coś pilnego. 
-Ahm.. dzięki za informację..
-Może powinnaś do niego oddzwonić?
-Może.. jeżeli to wszystko, to pójdę do siebie. Jestem padnięta. 
-Oczywiście kochanie. Dobranoc.
-Do jutra mamo.
Odwróciłam się i poszłam na górę. Zamknęłam się w pokoju. Przebrałam się w piżamę i usiadłam na parapecie. Patrząc w gwiazdy zastanawiałam się nad tym, co powinnam zrobić. Miałam jego numer. Wystarczyło wcisnąć zieloną słuchawkę. Wahałam się. Postanowiłam, że z żadnym z nich nie będę się kontaktować. Więc czemu miałabym zmienić zdanie? Odpowiedź była prosta: bo Niall był moim kuzynem, który zrobił dla mnie bardzo wiele i nie zasługiwał na takie traktowanie. Wybrałam jego numer i czekałam. Odebrał niemal od razu.
-Słucham?
-Cześć Niall.. - zaczęłam cicho.
-R..Rose? To naprawdę ty? 
-Tak, to ja.. podobno dzwoniłeś..
-Jasne, że dzwoniłem! Dziewczyno, od tygodnia nie robię nic, tylko próbuję się z tobą skontaktować. Co się  z tobą dzieje? Wszystko w porządku?
-Uspokój się Horan. Tak, wszystko w porządku. Jestem cała i.. żyję. Nie martw się o mnie.
Wypowiadając te słowa, patrzyłam na swoje siniaki i odciski palców ojca, które tak mocno ściskały mi ręce. Tak, było w porządku. Tylko, że na odwrót. 
-I tak będę się martwił. Rosalie.. proszę cię, wróć do Londynu.
-Nie Niall - odpowiedziałam twardo - nie wrócę. Podjęłam już decyzję i jej nie zmienię. Przecież mnie znasz. Próbowałam, ale nie wyszło. Może w ogóle nie powinnam tam z tobą wyjeżdżać.
-Nie mów tak. Rose, zrobię wszystko żeby więcej nie doszło do takich sytuacji. Styles już nigdy więcej cię nie skrzywdzi, przysięgam ci to.
-Tu nie chodzi tylko o Harry'ego, Niall. Nie wszystko kręci się wokół niego. To była moja decyzja. I nie zmienię jej. 
-Proszę cię..
-Wybacz Nialler. Ale może tak właśnie będzie lepiej. Wybacz, ale muszę kończyć.
-Rose, nie! Proszę, nie rozłączaj się..
-I tak to zrobię. A jeżeli znowu będziesz bombardował mnie telefonami, to znów zmienię numer. Jeszcze kiedyś się odezwę. Dobranoc Niall.
-D-dobranoc..
Zakończyłam połączenie ze łzami w oczach. Właśnie dlatego nie powinnam dzwonić. Wiedziałam, że się rozkleję. W Londynie było mi naprawdę dobrze. Ale to już minęło. Nie mogłam wrócić. Zeszłam z parapetu i położyłam się do łóżka. Wspominałam chwile spędzone w tym magicznym mieście. I znów myślałam o Harry'm. Czy to się nigdy nie skończy? Z taką myślą, zasnęłam ..

______________________________
Czeeeeść! ♥
Strasznie, strasznie, STRASZNIE was przepraszam, ze tak dlugo nie było nowej notki..
Musicie mi wybaczyć  bo naprawdę mam teraz sporo na głowie  Przede wszystkim nauki. Durne zaległości . ;/  Ech.. ale co poradzić? Ciesze się ze wchodzicie i komentujecie. ♥
76 komentarzy, Boże jestem w niebie *____________*
Dziekuje, dziękuje, dziękuje, DZIĘKUJEEE! < 3
Kocham waaas :) 
Idzie przerwa świąteczna, wiec rozdziały MOŻE będą się pojawiać częściej. Obiecuje, ze się postaram :) 
Czytasz = komentujesz ♥
Jesteście po prostu najlepsze, wiecie? :) 
Do następnegoo! ♥

+W zakładce "Bohaterowie" pojawia się Natalie i Jade :) x 

środa, 12 grudnia 2012

Rozdział jedenasty ♥

Włącz: [LINK] ♥

~Rose~

Rano obudziłam się dość wcześnie. Zdarzenia ostatniego dnia ciągle siedziały mi w głowie. Wracałam do Mullingar. Do mamy, Natalie, Jade.. do wspomnień, przed którymi tak bardzo chciałam uciec. Do tego wszystkiego, o czym chciałam po prostu zapomnieć. Ale co z tego? Czy w Londynie czy w Mullingar i tak było tak samo. Tam mogłam martwić się wszystkim. Tutaj.. przyjaciel mówił, że jestem dla niego nikim. Harry uważał mnie za nie wiadomo kogo i myślał, że wie wszystko. Amber wyżywała się na mnie na każdym kroku traktując mnie jak kompletne zero, którego trzeba się pozbyć.  Po co miałam zostawać? Cierpienie było wszędzie. Chciałam żyć normalnie. Chciałam być tą dziewczyną co kiedyś. Bez zmartwień i problemów. Chciałam jak dawniej siedzieć z przyjaciółmi, wtulona w Josh'a i cieszyć się każdą chwilą. Chciałam móc znów normalnie rozmawiać i śmiać się z tatą, który powtarzał, że jestem jego 'małą królewną'. Który codziennie powtarzał mi jak bardzo mnie kocha i jak bardzo jestem dla niego ważna. Właśnie tak było jeszcze rok temu. Czemu wszystko musiało się zepsuć? Dlaczego los chciał, żeby było inaczej? Najpierw odebrał mi ojca. Później Josh'a. A teraz chciał wziąć całą resztę. Siedziałam na łóżku Nate'a z podkulonymi nogami i patrzyłam w okno. Nie zwracałam uwagi na łzy, które płynęły mi po policzkach. Nie wiedziałam, która była godzina. I wcale nie chciałam tego wiedzieć. Po co mi to było? Po co w ogóle opuszczałam Irlandię? Po to, żeby teraz znów cierpieć? To nie tak miało być! Miałam zacząć nowe, LEPSZE życie. Obiecałam sobie, że będę silna, że się nie poddam i dam sobie radę ze wszystkim. Przeliczyłam się. Teraz chciałam znów znaleźć się w swoim małym pokoju na poddaszu. I choć wiązało się z nim wiele bolesnych wspomnień, to był mój mały świat. Moje miejsce, w którym mogłam być sobą. Londyn był piękny. Ale nie umiałam się w nim odnaleźć. Z drugiej strony miałam tu Niall'a, Libby, Liam'a i Louis'a. Ale tej ostatniej dwójki nie znałam zbyt dobrze. Byli naprawdę mili i przyjaźni, ale zbyt dobrze ich nie znałam. Libby okazała się być dobrą przyjaciółką. Pomagała mi cały czas. Niall chciał dla mnie jak najlepiej. Ale to już był koniec. Koniec mojej przygody w wielkim świecie. Zwykła, prosta dziewczyna wraca do rzeczywistości. Do tej okrutnej, prawdziwej rzeczywistości. 
Z przemyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Szybko otarłam łzy i powiedziałam "proszę". Do pokoju wszedł Nate z dwoma kubkami gorącej herbaty. Usiadł obok mnie i podał mi jeden z nich. Podziękowałam i wypiłam łyk gorącego płynu. 
-Długo nie śpisz? - spytał.
-Można tak powiedzieć. A ty?
-Mniej więcej od godziny. Jakoś nie mogłem spać. 
-A tak właściwie to która jest godzina?
-Przed 11. 
-Już tak późno? - zdziwiłam się - Za 4 godziny mam samolot! 
-Spokojnie, zdążymy. Mam samochód i tak jak obiecałem, odwiozę cię najpierw do domu, a potem na lotnisko. Nie denerwuj się. Zdążysz na pewno. Inaczej nie nazywam się Nate Bloom. 
-Okay, okay. Trzymam cię za słowo. Ale chyba powinniśmy się zbierać. 
-Skoro tak uważasz. Ale najpierw wypij chociaż herbatę zgoda?
-Niech będzie.
Wspólnie skończyliśmy herbatę, ogarnęliśmy się i byliśmy gotowi. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i włączyłam go. W sumie sama nie wiem po co. Miałam ponad 40 nieodebranych połączeń od Niall'a, 12 od Liam'a, 24 od Hazzy i ponad 30 od Libby. Co ich napadło? Nie byłam już dzieckiem. Mogłam sama o siebie zadbać. Zastanawiałam się jak to wszystko ma wyglądać. Mam wpaść, spakować się i po prostu wylecieć nic im nie mówiąc? Nie, tak nie mogło być. Przynajmniej Niall musiał się dowiedzieć. To dzięki niemu się tu znalazłam. Nie mogłam go tak po prostu zostawić bez słowa. Miałam wielką nadzieję, że dom zastanę pusty. Wtedy po prostu zostawiłabym list i byłoby po kłopocie. Jednak kiedy zaparkowaliśmy pod bramą, stały tam wszystkie samochody. Skrzywiłam się na ten widok. Dlaczego choć raz coś nie mogło odbyć się bez komplikacji? Nate miał czekać na mnie w samochodzie. Wzięłam głęboki oddech i wysiadłam. Przez całą drogę do drzwi zastanawiałam się nad tym, co mam im powiedzieć. Jednak nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Po prostu weszłam do środka najciszej jak to było możliwe. I tak mnie usłyszeli. Zanim zdążyłam zamknąć drzwi, Niall już był koło mnie.
-Boże Rose! Jesteś! - krzyknął i mocno mnie przytulił - Tak strasznie się o ciebie martwiłem! Gdzie ty się podziewałaś?
-Puść mnie Niall - powiedziałam ostro i chłopak posłusznie się ode mnie odsunął.
-O co chodzi? Co się dzieje? 
-To, co powinno się dziać - odpowiedziałam tajemniczo i poszłam na górę. 
Na schodach minęłam się z Harry'm. Przystanął i chciał coś powiedzieć, ale minęłam go bez słowa i poszłam prosto do siebie. Nie chciałam z nim rozmawiać. Ani mieć z nim nic wspólnego. Jego słowa ciągle mnie bolały. Zrobił ze mnie jakąś idiotę, która coś sobie wymyśliła, żeby tylko ktoś mógł ją pocieszyć. Poszłam prosto do garderoby i wyciągnęłam walizkę. Zaczęłam wrzucać do niej wszystkie swoje rzeczy. I właśnie w tym momencie w drzwiach stanął Harry.
-Co.. co ty robisz? - spytał zszokowany.
-Wyjeżdżam - syknęłam i dalej robiłam swoje.
-Co? Ale dlaczego? Rose przecież..
-Przestań. Przecież sam pytałeś dlaczego w ogóle tu przyjechałam. Chciałeś wiedzieć po co tu jestem i dlaczego nie wrócę do swojego chłopaka. I wiesz co? Właśnie to robię.
-Ale ja nie chciałem! Nie wiedziałem..
-Idź stąd Harry - przerwałam mu i spojrzałam mu prosto w oczy - to już nie twój interes. Koniec historii. Wasze życie wraca do normy. A ja znikam. Chyba tego właśnie chciałeś prawda?
-Nie pozwolę ci wyjechać słyszysz? Nie pozwolę!
-To już nie jest twoja sprawa. To moje życie i moja decyzja. Daj sobie na wstrzymanie.
-Rose..
-Idź stąd do cholery! - krzyknęłam.
Wahał się. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w końcu posłusznie wyszedł. W godzinę spakowałam wszystkie swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Nie mogłam mieć sporego bagażu i zamierzałam poprosić Niall'a żeby resztę po prostu mi przysłał. Zamknęłam dwie walizki i ostatni raz spojrzałam na pokój, w którym miałam mieszkać do końca. Miałam. Ale sprawy potoczyły się inaczej. Wzięłam bagaże do ręki i powoli zeszłam na dół. Wszyscy siedzieli w salonie, a gdy mnie zobaczyli od razu wstali i zagrodzili mi drogę.
-Rose co ty robisz? - spytał Niall.
-Wracam do Mullingar - odpowiedziałam najspokojniej jak umiałam.
-Ale.. czemu? - widziałam w jego oczach ból.
-Bo dłużej tak nie mogę. Myślałam, że dam radę, ale nie dam. To mnie przerasta. Nie mogę tak żyć.
-I dlatego chcesz wrócić do tego wszystkiego o czym chciałaś zapomnieć? 
-Tak, właśnie tak. Proszę, nie zatrzymujcie mnie. Samolot nie będzie na mnie czekał. 
-Rose proszę cię, przemyśl to jeszcze raz..
-Nie Niall. Podjęłam decyzję. Nie zmienię jej. Dziękuję wam za wszystko, ale to koniec. 
I w tym momencie spojrzałam na Zayn'a. Nasze spojrzenia się spotkały. Widziałam smutek w jego oczach, ale to już nie było ważne. Posłusznie zeszli mi z drogi. Nie mogłam się rozpłakać, choć łzy cisnęły mi się do oczu. Wzięłam walizki i opuściłam dom 1D. Tak jak się tego spodziewałam, nie było to łatwe. Nate stał przy samochodzie z otwartym bagażnikiem. Podałam mu bagaże i wsiadłam do auta. Po chwili zajął miejsce za kierownicą i ruszyliśmy na lotnisko. Po drodze żadne z nas nim nie mówiło. Patrzyłam przez szybę i po raz ostatni ogarniałam wzrokiem Londyn. Miasto, które miało być moim miastem. Wszystko się zmieniło. Kiedy dotarliśmy na miejsce, Nate wziął moje bagaże i odprowadził mnie do samego samolotu. Kiedy już wszystko zostało załatwione zaczęli nas wywoływać. 
-Dziękuję ci za wszystko - powiedziałam do niego - nie wiem co bym zrobiła gdyby nie ty. Mam u ciebie wielki dług wdzięczności. 
-To nic takiego. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.
-Ja też mam taką nadzieję. Jeszcze raz dziękuję. I do zobaczenia.. kiedyś.
-Do zobaczenia. I powodzenia.
Przytuliłam go na pożegnanie i poszłam w swoim kierunku. Zajęłam miejsce w samolocie, zapięłam pas i wzięłam głęboki oddech. Żegnaj Londynie. Samolot wystartował. Włożyłam w uszy słuchawki, puściłam muzykę i zamknęłam oczy. Przez cały lot zastanawiałam się, czy na pewno dobrze robię. Czy jestem pewna, że chcę wrócić. Ale w sumie co miałam robić? Zostać i nadal to wszystko znosić? To i tak było bez sensu. Tu czy tam nie robiło żadnej różnicy. Sama nie wiem kiedy samolot wylądował. Otworzyłam oczy i podniosłam się z fotela. Irlandia. Mój dom. Znów tu byłam. Wysiadłam, wzięłam bagaże i zamówiłam taksówkę. Kiedy znalazłam się pod domem, od razu weszłam do środka. Drzwi były otwarte, a w środku ani żywego ducha. No tak, mama mieszkała u cioci Maury. I tak było lepiej. Zaniosłam bagaże do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że mogłam trafić na ojca. Miałam naprawdę wielkie szczęście, że go nie było. Nagle usłyszałam na dole jakiś ruch. Przestraszyłam się, ale po cichu wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach. W kuchni zastałam mamę. Wyglądało na to, że szykowała obiad. Nie powinno jej tu być. Nie powinna w ogóle zbliżać się do tego miejsca. Stanęłam w progu i właśnie wtedy mnie zauważyła. Spojrzała na mnie tak, jakby właśnie zobaczyła ducha. A potem na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. 
-Rosalie.. - wyszeptała i wyciągnęła w moim kierunku ramiona.
-Cześć mamo - powiedziałam i mocno się do niej przytuliłam. 
Brakowało mi jej. Naprawdę bardzo za nią tęskniłam. I dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. Było warto przyjechać, choćby dla tej chwili.
-Co ty tutaj robisz skarbie? Powinnaś chyba być w Londynie razem z Niall'em. Coś się stało?
-Nie, nic.. tylko.. po prostu stęskniłam się za tobą. I ogólnie za domem. Musiałam przyjechać. To źle?
-Ależ oczywiście, że nie. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo się cieszę, że cię widzę. Bez ciebie było tu naprawdę pusto.
-A właśnie. Możesz mi wytłumaczyć co ty tutaj do cholery robisz? 
-Właśnie zabieram się za obiad.
-Powinnaś być u cioci Maury i tam przygotowywać obiad mamo. Miałyśmy umowę! Obiecałaś, że nie zbliżysz się do tego domu i do tego.. człowieka. Jak mogłaś?
-Kochanie, to nie tak. Ja tak nie mogę. Z twoim ojcem jestem od 18 lat. Nie mogłam go tak po prostu zostawić, przecież..
-Mamo! - przerwałam jej - przez niego wylądowałaś w szpitalu! Miałaś operację, której mogłaś nie przeżyć!  On cię bije i upokarza! Czy to ci nie wystarcza? 
-Rose posłuchaj mnie. Najpierw się uspokój. Mimo wszystko jest moim mężem. Przysięgałam, że będę z nim aż do śmierci. To twój ojciec.
-Nie jest moim ojcem - syknęłam - odkąd pierwszy raz mnie uderzył, stracił to miano. Bezpowrotnie, rozumiesz? Mamo proszę cię, błagam, wróć do cioci.
-Słonko, ale wszystko jest w porządku, naprawdę..
-W porządku?! Czy ty się słyszysz?! - krzyknęłam i wzięłam ją za obie ręce, na których widniały świeże siniaki - To według ciebie jest w porządku?
-Rose, uspokój się..
-Nie mamo. Nie mam zamiaru. Nie mogę uwierzyć w to, że z własnej woli dajesz się krzywdzić! 
-Dam sobie radę. Zobaczysz kotku, wszystko się ułoży. Ojciec już mniej pije..
-Oszukujesz sama siebie. Wierzysz w rzeczy, w które chcesz wierzyć. Kiedy to piekło wreszcie się skończy mamo? Powiedz mi, kiedy?
-Ja.. nie umiem ci odpowiedzieć..
-Właśnie tak jak myślałam. 
Po tych słowach po prostu odwróciłam się i wyszłam. Nie mogłam na to patrzeć. Myślałam, że poszła po rozum do głowy. Myślałam, że zrozumiała. Ale ona dalej robiła swoje. Żyła z tym sukinsynem i to na własne życzenie. Nie rozumiałam własnej matki. Mogłaby żyć normalnie i się nim nie przejmować. Ale po co, skoro można dawać się poniżać, bić i krzywdzić. Ile jeszcze musiała wylać łez żeby to zrozumieć? Ile jeszcze musiała przeżyć? Wychodząc z domu skierowałam się w jedyne miejsce, gdzie mogłam pomyśleć. Na cmentarz. Nie zważałam nawet na to, że było zimno. W końcu doszłam na miejsce i usiadłam przed nagrobkiem Josh'a. Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś tam przyjdę. Przez dłuższą chwilę po prostu wpatrywałam się w grobową płytę. Nie byłam pewna co mam robić. Jak miałam przekonać matkę żeby w końcu zakończyła ten koszmar? 
-Josh, co ja mam robić? Jak mam ją przekonać? - wyszeptałam - powiedz mi jak to wszystko zakończyć? Chciałabym żebyś teraz tu był i jak zwykle powiedział to swoje "wszystko będzie dobrze". Dlaczego mnie zostawiłeś? Co ja mam bez ciebie zrobić misiek?
Wiedziałam, że nie otrzymam odpowiedzi. Jednak mimo wszystko miałam łzy w oczach. Wspomnienia, od których chciałam uciec, wróciły ze zdwojoną siłą. Miałam dość tego wszystkiego. Wszystko było nie tak! Po co ja w ogóle wyjeżdżałam? Teraz miałam tylko jeszcze więcej problemów. A miało być tak pięknie..
Robiło się coraz zimniej. Temperatura gwałtownie spadała. Nagle poczułam wibracje oznajmiające mi, że mam nową wiadomość. Otworzyłam ją i przeczytałam. Treść brzmiała: Proszę, porozmawiaj ze mną. Harry. Nie odpisałam. Od razu usunęłam sms'a i schowałam telefon z powrotem do kieszeni. Musiałam z kimś pogadać. Musiałam w końcu komuś wszystko powiedzieć. Poszłam więc do jedynej osoby, która mogła mi pomóc. Do Natalie. Drogę do jej domu pokonałam dość szybko. W końcu stanęłam przed drzwiami i zadzwoniłam. Blondynka otworzyła mi niemal natychmiast. Na mój widok rozszerzyły jej się źrenice, a potem po prostu się na mnie rzuciła. O mały włos obie nie wylądowałyśmy w śniegu. Zaczęłyśmy się śmiać. Tak po prostu. I właśnie tego mi było trzeba.
-Co ty tu robisz? Myślałam, że jesteś w Londynie i podrywasz moich mężów - powiedziała i wystawiła mi język. 
-Gdzieżbym śmiała dotykać twoich mężów? - zaśmiałam się - a tak na poważnie to muszę z kimś pogadać bo zaraz chyba zwariuję.
-Zawsze do usług kochanie! Zapraszam do środka. Jesteśmy same, więc pełny luz. 
-Okay, dzięki.
Weszłyśmy do domu i od razu zrobiło mi się cieplej. U Nat zawsze było miło i przytulnie. Dlatego tak bardzo uwielbiałam przesiadywać w jej domu. Zrobiłyśmy sobie kakao i poszłyśmy do jej pokoju. Tradycyjnie usiadłyśmy na jej łóżko naprzeciwko siebie. Bez owijania w bawełnę opowiedziałam jej wszystko. Wiedziałam, że mogę jej ufać. Nigdy nie miałam przed nią tajemnic. Zaczęłam od wprowadzenia się do chłopaków. Powiedziałam jej dosłownie o wszystkim. O zachowaniu Hazzy, o Amber, o Libby i o Zayn'ie. Na koniec wspomniałam też o Drake'u i Nacie. Przez całą moją historię Natalie słuchała mnie w skupieniu. A kiedy skończyłam, po prostu mocno mnie przytuliła. Tego właśnie było mi trzeba. Zrozumienia.
-Nie wiem co powiedzieć - odezwała się w końcu - nie wierzę, że ty naprawdę z nimi mieszkałaś..
-Natalie skup się. 
-Wybacz, przepraszam. Harry ostro cię podrywał. Chyba naprawdę wpadłaś mu w oko. Z tego co opowiadasz. A Zayn.. no cóż.. kocham go, ale zachował się jak jedna, wielka świnia. Jak mógł powiedzieć coś takiego? I.. nie wiedziałam, że Amber taka jest. Na wszystkich wspólnych zdjęciach są tacy szczęśliwi i w ogóle. W życiu bym nie powiedziała, że jest taką jędzą. A Libbs uwielbiam. Ona i Liam to moja ulubiona para z 1D. Są tacy przesłodcy..
-Nat, co ja mam robić? Spakowałam się i wyjechałam. Gdybyś ty widziała wyraz twarzy Niall'a.. ja naprawdę go zraniłam. A wcale tego nie chciałam..
-Rose, słusznie zrobiłaś. Skoro czułaś, że chcesz wrócić to musiałaś to zrobić. Czemu miałaś się męczyć? 
-Ja.. sama już nie wiem..
-Spokojnie. Po prostu się uspokój. Ochłoń, przemyśl to wszystko. I dopiero wtedy podejmiesz decyzję czy chcesz zostać, czy jednak wrócić. Okay?
-Okay, masz rację. Tak właśnie zrobię.
-Świetnie. To ja teraz zadzwonię po Jade i zrobimy sobie babski wieczór. Co ty na to?
-Na nic innego nie czekam - odpowiedziałam z uśmiechem.
-Świetnie. Wracają stare, dobre czasy.
Obie się do siebie uśmiechnęłyśmy. Cieszyłam się, że znów mam ją przy sobie. Nigdy więcej nie chciałam jej stracić. Postanowiłam przez kilka najbliższych dni nie kontaktować się z nikim z Londynu. No, ewentualnie z Nate'm, ale to w drodze wyjątku. Nat miała rację. Musiałam ochłonąć i wszystko przemyśleć. Jade zjawiła się po 20 minutach i również się na mnie rzuciła. Fajnie było znów ją zobaczyć. Zapowiadał się naprawdę miły wieczór.


~Harry~

Wszystko schrzaniłem. To nie tak miało być! Nie spałem przez prawie całą noc. Ciągle myślałem o Rose i o tym gdzie może być. Martwiłem się jak jeszcze nigdy. A to wszystko było tylko i wyłącznie moją winą. Nie powinienem na nią napadać. Nie powinienem w ogóle wtrącać się w jej sprawy. A właśnie to zrobiłem. Około piątej rano nie wytrzymałem tej bezsilności.  Szybko się ubrałem i wyszedłem z domu. Na dworze było jeszcze ciemno, ale mimo to wsiadłem do samochodu i pojechałem jej szukać. Miałem wielką nadzieję, że gdzieś mignie mi jej postać. Ale to było na nic. Przejechałem prawie cały Londyn a po niej nie było ani śladu. Do domu wróciłem o 10:00. Kompletnie padnięty i zrezygnowany. Cała reszta też już nie spała. Wszyscy siedzieli w jadalni. Jedli śniadanie, ale żaden z nich się nie odzywał. Gdy tylko Niall usłyszał odgłos otwieranych drzwi od razu przyszedł zobaczyć kto to. Ale gdy zorientował się, że to ja, warknął tylko pod nosem i wrócił do chłopaków. Mi też nie było łatwo. Oni wszyscy wiedzieli o jej sytuacji. Ja nie miałem o niej pojęcia. A mimo wszystko i tak to ja byłem winny. I dobrze o tym wiedziałem. Nie byłem głodny. Poszedłem prosto do siebie i zamknąłem się tam. Modliłem się żeby tylko nic jej się nie stało. Około godziny 13:00 coś zaczęło się dziać. Wyszedłem z pokoju żeby zobaczyć o co chodziło. Na schodach minąłem się z NIĄ. Nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Zupełnie jakbym był powietrzem. W sumie często mnie tak traktowała, ale teraz to było co innego. Poczułem ulgę. Naprawdę wielką ulgę, że nic jej nie jest. Ale później odbył się koszmar. Poszedłem do niej. Pakowała się. Oznajmiła, że wyjeżdża. Ścięło mnie z nóg. Nie chciała mnie widzieć, ani słyszeć. Dała mi do zrozumienia, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego. I chyba miała rację. Bo sam siebie nie chciałem znać. Przez swoją głupotę doprowadziłem do tego, że wracała do Irlandii. Spakowała swoje rzeczy i po prostu wyszła. Trzasnęły drzwi. I to był koniec. Zszedłem na dół. Chciałem wybiec z domu i błagać ją, żeby została. Wiedziałem, że to nic nie da, ale musiałem coś zrobić. Zatrzymał mnie Niall.
-Mam nadzieję, że jesteś zadowolony - warknął - zniknęła tak jak chciałeś.
-Ja wcale nie chciałem żeby zniknęła! Nie chciałem żeby wyjeżdżała! Kiedy wreszcie dotrze do was, że żałuję tego, co powiedziałem?! Przecież nie miałem o niczym pojęcia! Nie byliście łaskawi mi tego wytłumaczyć! Cholera Niall, wiem, że źle zrobiłem. Ale nie mogę cofnąć czasu!
I w tym momencie usłyszałem silnik samochodu. Odjeżdżającego samochodu. A więc było już za późno. Rose naprawdę opuszczała Londyn. A ja nic nie mogłem z tym zrobić. Miałem dość tego wszystkiego. Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić. Przez te 2 tygodnie wiele zrozumiałem. Nie chciałem tego wszystkiego stracić. A to niestety się stało. 
-Rose wróciła do tego, przed czym chciałem ją ochronić - powiedział Niall - do miejsca, w którym kilkanaście razy chciała się zabić. 
-C..co? 
-To co słyszałeś Styles. Jeżeli coś jej się stanie to będzie to tylko i wyłącznie twoja wina. 
Po tych słowach minął mnie i poszedł do siebie trzaskając drzwiami. A ja nadal stałem w miejscu z niedowierzaniem i przerażeniem wymalowanym na twarzy. Czas płynął jakby wolniej. W końcu sam też poszedłem do swojego pokoju i zamknąłem się w nim. Leżałem na łóżku i bezczynnie gapiłem się w sufit. Nie wiem co mnie podkusiło, żeby napisać do niej wiadomość. Tak jak się spodziewałem, nie dostałem żadnej odpowiedzi. Za oknem zaczynało się ściemniać i pojawiły się pierwsze gwiazdy. Nadal leżałem bezczynnie. Ale tak nie mogło być. Musiałem ją odzyskać. Musiałem wszystko jej wytłumaczyć. I to za wszelką cenę...

________________________
Welcome .♥
Przedstawiam wam rozdział 11 pisany pod nagłym przypływem weny :D Yeaah.. :D 
Jestem po próbnych. To była jedna wielka masakraa. A jutro matma i przyrodnicze.;/
Błagam, trzymajcie za mnie kciuki! :<
Czytasz = komentujesz ♥
Jeżeli rozdział wam się podobał - piszcie!
Jeżeli wam się nie podobał - też piszcie!
Naprawdę zależy mi na waszych opiniach. Piszę to opowiadanie DLA WAS. Nie dla siebie. Tak trudno poświęcić te głupie 2 minuty i coś napisać? To przecież nic wielkiego! No dalej, dziewczyny. Naprawdę bardzo was proszę. Liczba komentarzy cały czas maleje. Co z wami?  
Z ankiety wynika, że tego bloga czyta 123 osoby. Jest was tu PONAD 100! 
A komentarzy ile? ledwo 40.. to przykre.. :<
Dobra, tyle. Nie będę się rozpisywać. 
Do następnego xx