piątek, 31 maja 2013

Rozdział trzydziesty szósty ♥

W mediach rozpętała się prawdziwa burza. We wszystkich wielkie poruszenie wywołało to, że publicznie oznajmiłem, że już nie jestem z Amber. Według nich było w porządku, ale przecież oni nie znali całej prawdy. A ja w końcu poczułem wielką ulgę i wolność. Tak, byłem wolny. Już niczego nie musiałem udawać. Przed nikim nie musiałem się kryć. W końcu mogłem być dawnym sobą! Zaraz po moim ogłoszeniu zadzwoniła do mnie Amber. Była wściekła i wstrząśnięta, bo czegoś takiego kompletnie się nie spodziewała. A ja nie musiałem być sztucznie miły. Koniec w tym wszystkim. Doskonale pamiętałem słowa, które wtedy do niej powiedziałem. "To koniec. Teraz jest to już prawdziwy i ostateczny koniec. Niczego nie muszę udawać i kryć się z tym, że od dawna cię nie kocham. Skończyła się szopka z naszym super szczęśliwym związkiem. Jestem wolny i ty też jesteś. Znajdź sobie innego frajera, który z tobą wytrzyma. Powodzenia w życiu, Amber. Do nie zobaczenia" . Nie czekając na jej reakcję, po prostu zakończyłem połączenie i wykasowałem jej numer z kontaktów. Miałem ochotę od razu wykrzyczeć światu całą prawdę, ale to niestety nie było możliwe. Nie mogłem rozpętać wojny z oświadczeniem "Amber nie kochałem od dawna i byłem z nią tylko dlatego, że byłem do tego zmuszony, a tak naprawdę od dłuższego czasu jestem zakochany w innej". Paul chyba by mnie zamordował. Trzeba było to zrobić stopniowo, krok po kroku. Natalie zareagowała bardzo pozytywnie. Owszem, na początku była w wielkim szoku, ale później po prostu się ucieszyła i ja tak samo. Obiecała, że w najbliższym czasie na pewno pojawi się w Londynie. I wprost nie mogłem doczekać się chwili, w której ją zobaczę i mocno do siebie przytulę. Schodziłem właśnie po schodach, gdy drzwi do naszego domu gwałtownie się otworzyły. Po chwili zobaczyłem swoją byłą dziewczynę. Gdyby wzrok mógł zabijać, już dawno padł bym jako trup. Stanąłem na ostatnim stopniu i uniosłem jedną brew.
-Co to kurwa ma być?! - krzyknęła wściekła - Czy ty sobie ze mnie robisz jakieś chore żarty, Malik? Jakie zerwanie? Jaki koniec do cholery!?
-Ty nadal o tym? Chryste, Amber! Kiedy wreszcie dotrze do ciebie, że nasz związek nie istniał od dawna? Kiedy zrozumiesz, że cię nie kocham i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego? Co mam zrobić żebyś w końcu się ode mnie odczepiła?!
-Przestań pierdolić głupoty! Przecież byliśmy idealną parą! Nadal jesteśmy!
W tym momencie nie wytrzymałem. Miałem już tego po prostu dość. Ile można użerać się z jedną osobą, do której nie dociera sens niektórych słów? Zszedłem z ostatniego stopnia, chwyciłem ją za ramiona i spojrzałem prosto w oczy.
-Między nami nic nie ma - powiedziałem ostro - od dawna niczego nie było! Nie kocham cię, Amber. Teraz mam cię całkowicie w dupie i nie obchodzi mnie to, co myślisz. Nie jesteśmy razem, więc wreszcie się ode mnie odczep! Chcę w końcu być szczęśliwy! Ale nie z tobą. Nigdy więcej nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! Już wystarczająco dużo życia mi zniszczyłaś. Nie pozwolę ci na więcej. Nie wrócimy do siebie, bo kocham kogoś innego! Okey? Dotrze to wreszcie do ciebie?!
-Ale..
-Nie! - krzyknąłem - Dość! Nie ma już nas! I nigdy nie będzie!
Po tych słowach puściłem ją i starałem się opanować nerwy. Amber stała jak słup soli i patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Po chwili dostrzegłem w jej oczach pojawiające się łzy. Zaskoczyło mnie to. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Zacisnęła usta, odwróciła się i po prostu odeszła. Bez słowa. Miałem wyrzuty sumienia. Może byłem dla niej zbyt ostry? Może powinienem załatwić to inaczej? Ale co to zmieniało?  Od dawna miałem dość tego udawanego związku. Teraz nareszcie mogłem być wolny. Tylko to się liczyło. W tym momencie Amber zniknęła z mojego życia raz na zawsze. Nie potrzebowałem niczego więcej. Teraz wszystko musiało się ułożyć. I miałem wielką nadzieję, że tak będzie. Nagle zauważyłem schodzącą po schodach Pearl. Ta mała cwaniara ostatnio nieźle rozrabiała. Już kilkakrotnie znalazłem ją na łóżku w swoim pokoju. Zaraz za nią po schodach zeszła Rose. Wzięła kotkę na ręce i uśmiechnęła się do mnie smutno.
-Hej, hej, poczekaj! - powiedziałem, zanim odeszła.
-Coś się stało? - spytała bez emocji.
-Ja.. nie.. tylko.. oglądałaś ostatnio telewizję? Albo słuchałaś radia, czy co?
-Nie - odpowiedziała i schyliła głowę - nie mam na to najmniejszej ochoty. A.. czemu pytasz?
-Bo.. wszyscy huczą o moim wielkim zerwaniu z Amber..
W tym momencie jej źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia. No tak, nie wiedziała. Uśmiechnąłem się niepewnie i wzruszyłem ramionami.
-Ale jak to? - spytała w końcu - Jakim zerwaniu? O co tu chodzi?
-Dwa dni temu był u nas Paul. Przeprosił nas za ten cały bałagan, który się przez niego zrobił. Powiedział, że jesteśmy wolni i możemy robić co chcemy. Już nigdy więcej nie będzie wtrącał się w nasze życie prywatne. Jednym słowem: wszystko wraca do normy.
-Ahm.. to świetnie. W takim razie powodzenia i.. szczęścia.
-Rose, wszystko okey? - spytałem miękko.
Było po niej widać, że jest całkowicie wykończona. Oczy miała zaczerwienione od łez, chodziła w starych dresach i chyba niczym się nie przejmowała. Ciągle siedziała w swoim pokoju i wpuszczała do niego tylko Libby, Jane, Nialla i tego swojego przyjaciela, z którym spędzała ostatnio najwięcej czasu. Już kilkakrotnie chciałem do niej pójść i szczerze porozmawiać, ale nie miałem na to odwagi.
-A jak myślisz, Zayn? Czy wyglądam na osobę, która cieszy się życiem?
Zamilkłem. Nawet nie wiedziałem, co powiedzieć. Po raz pierwszy w życiu nie umiałem wydusić z siebie słowa. Odwróciłem wzrok i schyliłem głowę.
-Przepraszam.. - powiedziałem cicho - nie powinienem był o to pytać..
-Nie szkodzi. To pytanie słyszę po kilkanaście razy dziennie. Nie musisz się przejmować. Przecież wciąż żyję. Obiecałam, że nic sobie nie zrobię, ale chwilami jest mi cholernie ciężko z tą decyzją.
-Wiesz, że możesz na mnie liczyć, prawda? - w końcu na nią spojrzałem - My.. przecież jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele sobie pomagają. Nie chcę cię teraz stracić..
-Nie stracisz mnie - odpowiedziała i na jej ustach zagościł cień uśmiechu - obiecuję.
Postawiła Pearl na schodach i podeszła do mnie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu się przytuliliśmy. Wiedziałem, że jest jej ciężko. Wiedziałem, że to, co się stało, na zawsze odbije się na jej życiu i psychice. Ale czasu nie da się cofnąć. Z niektórymi sprawami po prostu trzeba nauczyć się żyć. W końcu się od siebie oderwaliśmy. Uśmiechnęła się do mnie smutno, wzięła Pearl na ręce i poszła do siebie. Atmosfera w tym domu zdecydowanie nie była dobra. W tym momencie z kuchni wyłonił się Harry. Miał zaciśnięte usta i opierał się głowa o framugę. Musiał słyszeć naszą rozmowę. Ale jego akurat miałem gdzieś. Przez to, co zrobił, stracił w moich oczach szacunek. Tylko Louis się do niego odzywał i starał się odzyskać dawny kontakt. Kiedyś byliśmy jak bracia, ale dzisiaj.. patrząc na Rose, na to w jakim była stanie i na to, co się z nią działo, nie umiałem normalnie z nim gadać. Nie, wiedząc, że to przez niego i przez to, że nie potrafił zapanować nad uczuciami. Okey, można się pogubić, ale żeby aż tak skrzywdzić osobę, którą podobno naprawdę się kocha? Nie do pomyślenia. Minąłem go bez słowa i wyszedłem z domu. Ostatnim, co słyszałem, było uderzenie jego pięści o ścianę. Jednak już o to nie dbałem. Zamknąłem za sobą drzwi, wsiadłem do samochodu i pojechałem do sklepu po papierosy. Czas zacząć kolejny dzień..

~Louis~

Ostatnio sprawy nieco się unormowały. Tylko ja ze wszystkich domowników rozmawiałem z Hazzą. Czasami Liam zamienił z nim parę zdań, ale tak, to wszyscy go ignorowali i posyłali wrogie spojrzenia. Wiedziałem, że źle zrobił i też miałem mu to za złe, ale przecież nie mogliśmy unikać się do końca życia! Byliśmy zespołem, braćmi. Nie mogliśmy tak po prostu się nienawidzić i to przez jeden błąd. Musiałem jeszcze raz pogadać z chłopakami. Z Zaynem i Liamem. Z Niallem nie było nawet po co, bo wiedziałem, że i tak nie zmieni swojego nastawienia. Dopóty, dopóki Rose była nieszczęśliwa, on nie był w stanie wybaczyć. Sytuacja była naprawdę ciężka. Teraz jednak nie mogłem się tym przejmować. Byłem umówiony z Darcy. Ostatnio spędzałem z nią całą masę czasu i myślałem tylko o kolejnych spotkaniach. Ta dziewczyna wzbudzała we mnie bardzo silne uczucia. Była całkiem inna niż wszystkie. Nigdy się z nią nie nudziłem i mógłbym spędzać z nią całe dnie. Czy byłem zakochany? Tak, zdecydowanie. Sam się tego po sobie nie spodziewałem, ale tak było. I raczej nic nie mogłem na to poradzić. Pytanie tylko, co ona czuła do mnie? I czy w ogóle coś czuła? Najwyższy czas się tego dowiedzieć. Ostatni raz poprawiłem włosy i zbiegłem na dół. Dom opuściłem z uśmiechem na ustach. Na nasz podjazd podjechał znajomy samochód. Za kierownicą dostrzegłem Libby i pomachałem jej, co od razu odwzajemniła. Zapewne przyjechała do Liama lub Rose. Sam wsiadłem do swojego auta i wyjechałem. Po kilkunastu minutach znalazłem się pod blokiem mieszkalnym Darcy. Wyciągnąłem telefon i napisałem jej krótkiego sms'a.
Książę czeka na księżniczkę ;) L.
Już po chwili zauważyłem ją, wychodzącą z budynku. Podjechałem bliżej, żeby mnie zauważyła. Uśmiechnęła się, przygryzając dolną wargę i wsiadła do środka.
-No witam, księciuniu - powiedziała i pocałowała mnie w policzek - księżniczka gotowa do drogi.
-Świetnie - zaśmiałem się.
Jak zwykle zaczęliśmy rozmawiać o zwykłych rzeczach. O minionych dniach, o tym co jedliśmy na śniadanie, jak sytuacja w domu, co z Harrym i Rose, kiedy mamy koncerty itd itd. Nawet tak błahe tematy nie były nudne, gdy rozmawiało się o nich z Darcy. W końcu zaparkowaliśmy przy pomoście. Tego dnia mieliśmy w planach rejs statkiem. Darcy jeszcze nie wiedziała, że będziemy zupełnie sami, a ja już uśmiechałem się pod nosem. Z drugiej strony byłem zdenerwowany, bo bałem się odrzucenia, ale szybko odpędziłem od siebie złe myśli. Statek już na nas czekał. Pomogłem dziewczynie wsiąść na pokład i dałem znak kapitanowi.
-Zaraz, chwila. Co się dzieje? A gdzie reszta pasażerów? - pytała zdezorientowana.
-Wszyscy pasażerowie są już na statku - odpowiedziałem z uśmiechem.
-Ale przecież jesteśmy tu tylko my i.. zaraz, zaraz. Jesteśmy jedynymi płynącymi, prawda?
-Bingo, maleńka.
-Jesteś niemożliwy, Tomlinson! Wynająłeś cały statek? Tylko dlatego, że przedwczoraj powiedziałam ci, że bardzo chciałabym popłynąć?
-Mówisz tak, jakby to było coś złego - wzruszyłem ramionami - przynajmniej nikt nie będzie nam przeszkadzał.
-To.. to jest..
-Głupie? Niedorzeczne? Szczeniackie?
-..urocze - powiedziała z uśmiechem - i mega słodkie.
-Ah.. no tak, w końcu czasami miewam słodkie pomysły.
Zaśmialiśmy się i usiedliśmy przy ustawionym na pokładzie stoliku, który był przepięknie nakryty. Darcy tylko pokiwała głową i znów po prostu zaczęliśmy rozmawiać. Kelner przyniósł nam obiad, a do kieliszków nalał szampana. Atmosfera była niesamowita. Wypłynęliśmy bardzo daleko, nawet sam straciłem orientację, gdzie jesteśmy. Zaczęło się ściemniać. Nawet nie czuliśmy upływu czasu. W pewnym momencie Darcy wstała i podeszła do barierki. Położyła na niej ręce i spojrzała w niebo. Nie mogłem się powstrzymać. Stanąłem zaraz za nią i oplotłem ja rękoma w jej wąskiej talii. Nie zaprotestowała. Przez dłuższą chwilę staliśmy w milczeniu, a ja rozkoszowałem się jej bliskością. Naprawdę byłem zakochany. W tym momencie wszystkie moje wątpliwości się rozwiały. Chciałem po prostu być przy niej. 
-Wieczór to chyba najpiękniejsza część dnia - odezwała się w końcu - wszystko jest takie spokojne, pogrążone w ciemności. A gwiazdy błyszczą na niebie i dają nam jakieś sygnały. Szkoda, że nie potrafimy ich odczytać.
-Wielka szkoda.. - odpowiedziałem - jesteś niesamowita, wiesz?
-Dlaczego tak myślisz?
-Ja tak nie myślę. Ja to wiem. Z tobą czas zawsze leci za szybko i nim się obejrzę już muszę się z tobą rozstawać, a cholernie tego nie chcę. 
Darcy nie odpowiedziała. Przygryzłem dolną wargę w oczekiwaniu na jej odpowiedź. Nie otrzymałem jej. Dziewczyna po prostu się do mnie odwróciła. Nasze usta były bardzo blisko siebie. Wtedy nie wytrzymałem. Pochyliłem się nad nią i złączyłem je w pocałunku. Nie odepchnęła mnie, wręcz przeciwnie, odwzajemniła gest. Oplotła mi ręce wokół szyi, a ja przyciągnąłem ją do siebie. To było, zdecydowanie, najlepsze uczucia na świecie. 
-Więc.. to oznacza, że jesteśmy parą? - spytałem, gdy się od siebie odsunęliśmy.
-Nie - odpowiedziała z cwanym uśmieszkiem.
-Nie? - zdziwiłem się.
-To by było zbyt nudne. A ja nie chcę być nudna. 
-Ale przecież..
-Zamknij się, Tommo.
Po tych słowach znów mnie pocałowała, a ja z uśmiechem odwzajemniłem czuły gest. Jej usta smakowały szampanem i gdybym mógł, to nigdy bym się od niej nie oderwał. Nawet nie zorientowałem się, kiedy dobiliśmy do pomostu. Wziąłem Darcy za rękę i wspólnie opuściliśmy pokład. W samochodzie prawie się nie odzywaliśmy, tylko zerkaliśmy na siebie i wybuchaliśmy śmiechem. Odwiozłem ją pod sam dom i wyszedłem, żeby się z nią pożegnać.
-Dziękuję - powiedziała z uśmiechem.
-Nie masz za co. Też się świetnie bawiłem. I.. Darcy..
-Tak?
Musiałem zdobyć się na odwagę. Musiałem w końcu jej to powiedzieć. Ten pocałunek musiał coś znaczyć. Nie mogłem być tchórzem.
-Kocham cię - powiedziałem, patrząc jej w oczy.
-Bardzo mi to schlebia - odpowiedziała, przygryzając dolną wargę.
-Ahm.. a czy.. czy ty.. - zacząłem się jąkać.
-Tak - odpowiedziała, doskonale znając pytanie, które chciałem zadać - dobranoc, Louis.
Zostawiła mnie zdezorientowanego i po prostu poszła do domu. W końcu szeroki uśmiech zagościł na mojej twarzy. Miałem ochotę skakać i krzyczeć z radości. Wsiadłem do samochodu i położyłem ręce na kierownicy. Teraz już wszystko musiało być okey.

~Niall~

Powoli nie wytrzymywałem sytuacji w naszym domu. To nie było normalne. Za każdym razem, gdy widziałem Stylesa, miałem ochotę się na niego rzucić i zabić za to, co zrobił. Powstrzymywałem się tylko dlatego, że nie chciałem zrobić niczego głupiego. Rose była dla mnie kimś bardzo ważnym i za wszelką cenę chciałem chronić ją przed wszelkim złem. Byłem wściekły na siebie, że mi się to nie udało. Powinienem się domyślić, że w pewnym momencie Harry przestał udawać, bo mówienie o Carmen sprawiało mu coraz mniej trudności, a czasami nawet jej bronił. Cały czas oszukiwałem się, że u nich wszystko okey. Przecież tyle razy powtarzał, że ją kocha i że jest w stanie zrobić dla niej wszystko. A tymczasem co zrobił? Zdradzał ją. Nie jeden raz, bo to jeszcze jakoś można wybaczyć, ale przez 2 tygodnie! Przez 14 dni ją oszukiwał i gdy tylko nadarzała się okazja, wskakiwał do łóżka Carmen, żeby zaspokoić swoje seksualne potrzeby. Na samą myśl o tym robiło mi się niedobrze, a dłonie zaciskały się w pięści. Był moim najlepszym przyjacielem. Był jak brat, którego nie chciałem stracić. A teraz? Nie miałem ochoty nawet na niego patrzeć. Oto, co zostało z naszej przyjaźni. Nie rozumiałem, jak Louis w ogóle mógł wspomnieć o tym, żeby mu wybaczyć. Chłopaki może i byli do tego skłonni, bo ta sytuacja wiele ich kosztowała, ale nie ja. Nie tym razem. Harry przegiął po całości. Wyszedłem ze swojego pokoju i zapukałem do drzwi Rose. Otworzyła i znów poczułem ukłucie w sercu. Znowu płakała. Znowu miała zaczerwienione oczy i rozczochrane włosy, od leżenia w łóżku. Patrząc na nią, nie mogłem tak po prostu o wszystkim zapomnieć. To było wręcz nierealne. 
-Przepraszam, Niall - odezwała się słabym głosem - ale znowu mam gorszy dzień. Chcę po prostu być sama, okey?
Skinąłem tylko głową. Uśmiechnęła się smutno i zamknęła drzwi. Naprawdę było jej ciężko. Wiedziałem, że bardzo go kochała. Ale teraz to już nie miało żadnego znaczenia. Zszedłem na dół i poszedłem do kuchni. Nalałem sobie szklankę soku i wypiłem ją. Miałem w głowie kompletny mętlik. Za dwa dni mieliśmy grać koncert i udzielić wywiadu. Jak miałem to zrobić? Jak miałem się uśmiechać, bawić i zachowywać się tak, jakby wszystko było w jak najlepszym porządku? Nie wyobrażałem sobie tego. Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Na dole byłem jako jedyny, więc poszedłem otworzyć. W progu powitała mnie Jane. Miała zaciśnięte usta i skrzyżowane ramiona. Chciałem się do niej zbliżyć, ale się odsunęła.
-Musimy porozmawiać - powiedziała twardo - masz ochotę na spacer?
-Jasne, ale.. coś nie tak?
Jane nie odpowiedziała. Po prostu odwróciła się i poszła przed siebie. Zamknąłem drzwi i szybko ją dogoniłem. Nie dała złapać się za rękę i cały czas się ode mnie odsuwała. Byłem zdezorientowany i nie wiedziałem, co się z nią dzieje. Doszliśmy do londyńskiego parku, a wtedy już nie wytrzymałem. Jane nigdy się tak nie zachowywała. Stanąłem w pół kroku i chwyciłem ją za ramię. Odwróciła się do mnie z tym samym wyrazem twarzy.
-Jane, o co tu chodzi? - spytałem - Dlaczego traktujesz mnie tak, jakbym nie istniał? Możesz mi to wytłumaczyć?
-Ty naprawdę niczego nie rozumiesz? - odezwała się w końcu - Naprawdę nic do ciebie nie dociera?
-A co ma do mnie docierać? Co ja takiego zrobiłem? - byłem coraz bardziej zdezorientowany.
-Ty nic nie robisz, Niall! Nic oprócz opiekowania się Rose! - krzyknęła - Ja wiem, że jest twoją kuzynką i bardzo się o nią martwisz. Jest też moją przyjaciółką i czuję to samo! Też chcę żeby wróciła jako ta roześmiana dziewczyna, ale wiesz, że póki co to niemożliwe! Wiem, że musi dojść do siebie. Ale.. cholera, Niall. Zachowujesz się jak jej niańka. Chcę z tobą gdzieś iść - nie bo Rose. Chcę spędzić z tobą czas, to nie bo znowu Rose. I tak w kółko. Ostatnio w ogóle nie spędzamy razem czasu. Całymi dniami siedzisz w domu i jej pilnujesz jak pies! Zrozum, ona potrzebuje teraz samotności, żeby wszystko przemyśleć. Macie wolne od tras do pojutrza. Myślałam, że ten czas spędzimy razem, bo potem znowu rozstaniemy się na nie wiadomo jak długo, a ty masz mnie daleko w dupie! Jak ja mam się czuć? Postaw się chociaż przez chwilę na moim miejscu! Mój chłopak mnie ignoruje i ma gdzieś to, że właśnie teraz najbardziej go potrzebuję!
Zamurowało mnie. Patrzyłem na nią w całkowitym osłupieniu. W jednej chwili dotarł do mnie sens jej słów. Miała rację. Zachowywałem się jak dzieciak i ją zaniedbywałem. Powinienem spędzać z nią czas, a nie się nad sobą użalać. Zawaliłem na całej linii. 
-Przepraszam.. - powiedziałem w końcu. 
-I co to zmieni? - w jej oczach pojawiły się łzy. Zdecydowanie najgorszy widok na świecie - Nadal będziesz zajmował się Rose a mnie ignorował. Niall, ja doskonale rozumiem to, że się o nią martwisz bo jest twoją kuzynką. Ale ja martwię się tak samo! Tylko że przy tym nie zaniedbuję ludzi, na których mi zależy. O ile nadal ci zależy..
-Nie opowiadaj głupot! Kocham cię najmocniej na świecie i wiem, że zachowałem się jak ostatni kretyn. Nie chciałem cię skrzywdzić, Jane.. przepraszam.. naprawdę bardzo cię przepraszam..
-Nie obchodzą mnie twoje słowa. Ja chcę widzieć czyny! A póki co nie robisz nic. Daj znać jak zdecydujesz się na jakieś rozwiązanie. Do tego czasu nawet nie chce mi się z tobą rozmawiać.
Rzuciła mi pełne bólu spojrzenie, odwróciła się i odeszła. Chciałem za nią pobiec, wziąć w ramiona i mocno do siebie przytulić, ale nie mogłem. Musiałem ochłonąć i wszystko sobie przemyśleć. Usiadłem na pobliskiej ławce i schowałem twarz w dłoniach. Nie mogłem jej stracić. Nie mogłem pozwolić na to, by cierpiała i to z mojego powodu. Byłem ostatnim dupkiem. Jeszcze nigdy nie widziałem jej zapłakanej. Aż do dzisiaj. A w dodatku miałem świadomość tego, że to przeze mnie. Miała rację. Za bardzo zaangażowałem się w życie Rosalie. Owszem, martwiłem się o nią i chciałem jej jakoś pomóc, ale dopiero teraz dotarło do mnie, że tak naprawdę nie mogę nic zrobić. To było jej życie. Ja mogłem tylko ją wspierać i dać odczuć, że może na mnie liczyć. Jane była moją dziewczyną i bardzo ją kochałem. Nie mogłem stracić jej przez własną głupotę. Za nic nie mogłem na to pozwolić. Wstałem z ławki i bez zastanowienia skierowałem się do jej domu. Nacisnąłem dzwonek i czekałem. W końcu otworzyła drzwi i spojrzała na mnie niepewnie.
-Jestem dupkiem - powiedziałem - i wiem, że cię zaniedbywałem, ale koniec z tym. Obiecuję ci, że nigdy więcej cię nie odtrącę. Od tej pory jestem cały do twojej dyspozycji. Kocham cię i nie wyobrażam sobie, że mogłoby cię zabraknąć. Proszę cię, wybacz mi..
Jane nic nie odpowiedziała. W końcu się uśmiechnęła i rzuciła mi się na szyję. Poczułem wielkie uczucie ulgi. Przytuliłem ją do siebie mocno i pocałowałem namiętnie. Była dla mnie absolutnie wszystkim.
-To.. może zostaniesz na noc? - spytała, oblizując górną wargę. To było niesamowicie seksowne.
-O niczym innym nie marzę - odpowiedziałem i wziąłem ją na ręce. 
Nogą zamknąłem drzwi i poszliśmy do salonu. Położyłem ją na kanapie i zacząłem całować. Cholernie mi tego brakowało. Z nią wszystko wydawało mi się wyjątkowe. W tamtej chwili jej bliskość była dla mnie najważniejsza. Szybko pozbyliśmy się ubrań i zostaliśmy w samej bieliźnie. Jej ciało było niesamowite. Błądziła rękami po moim torsie, a ja znów wpiłem się w jej usta. Zapowiadała się długa i cudowna noc.

~Rose~

Wszystko się zmieniło. Od pewnego czasu nie umiałam normalnie spojrzeć na siebie w lustrze. Dlaczego? Nie miałam pojęcia. Natłok wspomnień po prostu mnie przygniatał. Minął kolejny tydzień od naszego zerwania, a ja nie poczułam się ani trochę lepiej. Ciągle o nim myślałam. Ciągle napełniałam się nienawiścią za to, co mi zrobił. Wszystko było nie tak. Coraz bardziej zbliżałam się do Nate'a. Był u mnie niemal codziennie. Rozmawiałam z nim po kilka godzin, a on siedział, słuchał i zawsze mówił tak, że choć przez chwilę czułam się lepiej. A później wychodziłam z pokoju i widziałam JEGO. Wtedy znów wszystko było nie tak. Nie chciałam tak żyć. Chciałam uwolnić się od wspomnień i zacząć żyć od nowa, ale nie potrafiłam. Było tego po prostu zbyt dużo. Leżałam w łóżku, a obok mnie była Pearl. Ta mała kotka ostatnio nie odstępowała mnie nawet na krok. Łaziła za mną i zawsze kładła się obok mnie. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo pokochałam tego małego zwierzaka, a z drugiej przypominałam mi o Harrym i o czasach, w których jeszcze byliśmy choć odrobinę szczęśliwi. Byłam sama w domu. Chłopaki pojechali na tygodniowa trasę i mieli wrócić dopiero następnego dnia. Cieszyłam się tą chwilową wolnością. Mogłam poruszać się po domu bez obawy, że znów GO zobaczę. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam. Związałam włosy w kucyk i zeszłam na dół. Otworzyłam i na mojej twarzy pojawił się ból. Jakby ktoś uderzył mnie w policzek. Przede mną stała Carmen.
-Harrego nie ma - powiedziałam ostro.
-Nie przyszłam do niego. Tylko do ciebie.
Jej słowa kompletnie mnie zaskoczyły. Nie spodziewałam się tego. Odsunęłam się i wpuściłam ją do środka. Sama nie wiem, czemu po prostu nie zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem. Usiadłyśmy w salonie i przez chwilę panowało niezręczne milczenie. 
-Posłuchaj, chcę po prostu wyjaśnić tą całą sytuację - powiedziała w końcu - za dwie godziny wylatuję do Australii i nie planuję powrotu do Londynu. 
-Okey, ale nie rozumiem, dlaczego do mnie przyszłaś - prychnęłam - czy to ma jakikolwiek sens?
-Ma. Bo Harry skrzywdził tak samo ciebie, jak i mnie. Nie wiedziałam, że się spotykaliście, okey? Nie miałam pojęcia, że przez ten cały czas on kochał ciebie i był z tobą. Nie powiedział mi tego! Mimo wszystko nie jestem taka jak Amber. Gdybym to wiedziała, to nie zbliżyłabym się do niego aż tak bardzo. A tymczasem jak idiotka się w nim zakochałam i byłam fałszywie przekonana, że on czuł to samo. Życie potrafi zaskakiwać, nie sądzisz? 
-Ta.. - byłam kompletnie zaskoczona jej słowami.
-Wiem, że mnie nienawidzisz za to wszystko, ale ja nie mam z tym nic wspólnego. Nie chcę go znać bo jak na niego patrzę to po prostu chce mi się rzygać. Dlatego opuszczam Londyn. Muszę na nowo poukładać sobie życie i zapomnieć o tej chorej sytuacji. Nie wiem, po co do ciebie przyszłam. Po prostu czułam, że muszę. Życzę ci powodzenia, Rose. Żebyś wytrzymała z nim pod jednym dachem. Nie wiem, jak to wszystko się potoczy i czy kiedykolwiek mu wybaczysz, ale.. życzę ci powodzenia.
-Ja.. dziękuję.. - zawahałam się - nie spodziewałam się czegoś takiego. Tobie też życzę powodzenia. Nagraj świetny film, który podbije serca ludzi na całym świecie.
Carmen zaśmiała się pod nosem i wstała.
-Trzymaj się. Żyj dalej. Nie marnuj sobie życia i młodości na idiotę, któremu wydawało się, że może wszystko. Mylił się. Pokaż mu, że jesteś silna i dasz sobie radę bez niego. Żyj pełnią życia.
Po tych słowach po prostu odeszła i opuściła dom. Przez kolejne 5 minut siedziałam całkowicie zaskoczona. Pearl zeszła po schodach i zwinęła się w kłębek obok mnie. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Słowa Carmen nieco podniosły mnie na duchu. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zdołam z nią normalnie porozmawiać. Tymczasem to my obie byłyśmy ofiarami Hazzy. Nie wiedziała, jak dalej potoczy się moje życie, ale wiedziałam jedno: muszę być silna. 

___________________________________
No więc mamy 36 :) 
Moi kochani, dziękuję Wam za to, że ze mną jesteście, zaglądacie tu i komentujecie.
Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będę miała prawie 100 obserwatorów i tak wielką liczę wyświetleń! Jesteście NIESAMOWICI!
Czytasz = komentujesz <3

+Mała prośba. Bardzo spodobał mi się pomysł z karteczkami na aska :) Tak więc bardzo proszę was o to, abyście wzięły białą kartkę, napisały na niej: Alexiss ♥ i zrobiły sobie z nią zdjęcie. Wyślijcie mi je na adres: malinowamambaxx@gmail.com !
Ze wszystkich zdjęć zrobię kolaż i ustawię go na tło na swoim asku ;) Liczę na Was! To dla mnie bardzo ważne :) <3
++za niedługo pojawi się oficjalny zwiastun opowiadania "stay with me forever ♥" ! 

Do napisaniaaa ! XxXx

czwartek, 23 maja 2013

Rozdział trzydziesty piąty ♥

Jechaliśmy przed siebie, nawet sami nie wiedząc gdzie. Przez całą drogę żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Potrzebowałam chwili wyciszenia i odpoczynku od tego wszystkiego. Nate prowadził dość szybko i całą swoją uwagę skupiał na drodze. Chyba nie wiedział, co powinien powiedzieć. Patrząc na mijane krajobrazy, rozpamiętywałam wszystkie chwile z Harrym. Pierwszy pocałunek, pierwsze złapanie za ręce, pierwsze wypowiedziane "kocham cię", nasz pierwszy raz.. to wszystko zaśmiecało mój umysł, wbijając gwoździe w moje zranione serce. Bardzo chciałam, aby znów tak było. W tej chwili byłam gotowa mu wybaczyć, ale właśnie wtedy przed oczami stawała mi scena z tamtego poranka, który odmienił wszystko. On i Carmen w jednym łóżku, całkiem nadzy i jego słowa.. dwa tygodnie.. Zdradzał mnie od dwóch tygodni i wcale mu to nie przeszkadzało! Nie wierzyłam, że po czymś takim nadal mogło mu zależeć. Pewnie jak zwykle nie chciał się kłócić. Ale tego co było, nie mógł już odbudować. Nie tym razem. W końcu samochód stanął, a ja zorientowałam się, że jesteśmy niedaleko mostu, na którym się poznaliśmy. Kąciki moich ust lekko się uniosły, ale nie byłam w stanie poważnie się uśmiechnąć. Otworzyłam drzwi i wysiadłam z wozu Nate'a. Podeszłam do barierki i spojrzałam przed siebie. Widok był naprawdę piękny. Nate stanął zaraz obok w takiej samej pozycji.
-Jak się czujesz? - spytał po dłuższej chwili milczenia.
-A jak myślisz? - odpowiedziałam ponuro - Okropnie. Żyć mi się nie chce..
-Nie mów tak! Przecież..
-Ty nic nie rozumiesz, Nate - przerwałam mu - to najgorsze uczucie na świecie. Powiedz mi, co jest ze mną nie tak? Co ja robię źle?
-Tylko mi nie mów, że będziesz się o to obwiniać!
-Absolutnie nic w moim życiu nie idzie po mojej myśli! Josh zmarł, mój ojciec wyżywał się na mnie i mamie, Harry mnie krzywdził, oddaliłam się od Natalie, nie mam pojęcia co dzieje się z Jade, praktycznie nie mam kontaktu z mamą, rozwaliłam przyjaźń chłopaków, Hazza mnie zdradzał.. jak mam się nie obwiniać? Jestem jakimś cholernym pechowcem!
W tym momencie Nate chwycił mnie za ramiona i odwrócił w swoim kierunku.
-Żadna z tych rzeczy nie jest twoją winą - powiedział poważnie - po prostu takie jest życie. Nie zawsze idzie po naszej myśli. A Harry to skończony idiota, który nie umie utrzymać chuja w gaciach! Nie możesz się o to obwiniać, bo to on popełnił wielki błąd, a nie ty. Ty byłaś w stosunku do niego całkowicie fair. To on nie wie, czym są uczucia. Ja wiem, że jest ci ciężko, ale.. nie uważasz, że trzeba iść naprzód? Zostawić przeszłość w tyle i zacząć od nowa?
-Ile jeszcze razy mam zaczynać od nowa? - spytałam zrezygnowana - Ile jeszcze razy mam zmieniać swoje życie, żeby w końcu było dobrze? Ile, Nate?! Mam już tego wszystkiego dość! Każda sytuacja na koniec się pieprzy i nie zostaje mi nic oprócz wspomnień i bólu. Tu nie da się być pozytywnym. Jestem już tym wszystkim zmęczona...
-Jesteś moją przyjaciółką i obiecuję ci, że zrobię wszystko, byś poczuła się lepiej i zapomniała o tym wszystkim. Razem damy radę. W przyjaźni siła, tak?
W tym momencie zaczęłam płakać. Bez słowa się w niego wtuliłam i zamknęłam oczy. Zaczął głaskać mnie po głowie i szeptać uspokajające słowa. W jego ramionach było mi dobrze, ale ciągle myślałam o Harrym i o tym, co się z nami stało. Nie chciałam go znać. Chciałam wyprzeć go ze swojej pamięci. Tak, jakbyśmy nigdy się nie spotkali. Ale niestety to nie było możliwe. Każda spędzona razem chwila zatruwała mój umysł. Nie potrafiłam powstrzymać łez, bo ból w moim sercu był nie do zniesienia.
-Jak on mógł mi to zrobić? - spytałam przez łzy - Jak mógł tak mnie skrzywdzić i upokorzyć? Przecież mówił, że mnie kocha! Jak mógł...
-Ćsii.. - odpowiedział spokojnym szeptem - nie myśl już o tym. Wszystko będzie dobrze, obiecuję ci to.
-Nic nie będzie dobrze, Nate. Ja już w to nie wierzę! Do końca życia będę tą wielką i nic nie wartą frajerką, która nie może być szczęśliwa, bo na to nie zasługuje! Nic nie będzie dobrze. Nie karm mnie kłamstwami, w które i tak nie wierzę!
-Rose nie waż się tak mówić! - odepchnął mnie od siebie, mocno chwycił za ramiona i spojrzał mi prosto w oczy - wcale nie jesteś nic nie warta! Wręcz przeciwnie, jesteś wyjątkową i wspaniałą osobą! I możesz być szczęśliwa. Zasługujesz na to bardziej niż każdy inny człowiek! Jesteś niesamowita, wiesz? A ja jestem cholernym szczęściarzem, że mogłem cię poznać. Jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym i nie chcę, byś miała o sobie złe zdanie. Poznanie ciebie było jedną z najwspanialszych rzeczy, jaka mnie w życiu spotkała. Nie chcę żebyś cierpiała i obwiniała siebie o wszystko. Jesteś jedyna i niepowtarzalna. I obiecuję ci, że zrobię wszystko byś uwolniła się od wspomnień i była naprawdę szczęśliwa. Masz na to moje słowo.
-Ale..
-Nie ma żadnego "ale"! Wszystko się ułoży, zobaczysz. Po prostu mi zaufaj, okey?
-Nie potrafię - pokręciłam przecząco głową - przepraszam, ale nie umiem..
-Potrafisz. Wiem, że potrafisz. Jesteś silna i będziesz jeszcze silniejsza. Zaufaj mi, proszę.
-No.. dobrze..
-I tak ma być - po tych słowach znów mnie do siebie przytulił.
Poczułam się odrobinę lepiej. Wiedziałam, że zawsze mogę na niego liczyć a to dawało mi siłę. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale czy cokolwiek w moim życiu takie było? Odpowiedź brzmiała NIE. Nawet nie zauważyłam kiedy zrobiło się późne popołudnie. Razem z Natem pojechaliśmy do jego mieszkania. Zaparzyliśmy sobie herbatę i usiedliśmy pod kocem na balkonie. Oparłam głowę na jego ramieniu i spojrzałam w niebo. Co dalej..?


~Harry~

Kto jest idiotą? JA. Kto jest największym dupkiem świata? JA. Kto potrafi wszystko schrzanić? JA, Harry Styles. Pieprzony egoista, który bawił się uczuciami dwóch dziewczyn, które na to nie zasługiwały. Jak mogłem być taki głupi? Wiedziałem, że nie wybaczę sobie tego do końca życia. Drżącą ręką wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Carmen. Odebrała po 2 sygnałach.
-No proszę, proszę, któż to się odezwał - zakpiła na powitanie.
-Nie teraz Car - westchnąłem - muszę się z tobą spotkać i to jak najszybciej. 
-Mam się bać?
-To raczej ja powinienem się bać. Dasz radę wpaść?
-Jestem w okolicy. Będę za 15 minut. Stało się coś poważnego?
-Sama to ocenisz. Do zobaczenia.
Zakończyłem połączenie zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Szczerze to bałem się tej rozmowy. Wiedziałem, że Carmen nie będzie chciała mnie znać, ale musiała w końcu poznać prawdę. I tak już wszystko spieprzyłem, więc co mi pozostało? Musiałem zacząć być fair. Zszedłem na dół i zamierzałem usiąść w salonie, ale zauważyłem w nim Louisa. Stanąłem w pół kroku i już chciałem odejść, ale mnie zawołał. Zdziwiło mnie to bo od incydentu z Rose każdy z nich w domu traktował mnie jak powietrze. Niepewnie podszedłem do niego i usiadłem obok. Przez chwilę żaden z nas się nie odezwał, ale w końcu Louis odwrócił się w moim kierunku.
-Wiesz, że jesteś skończonym sukinsynem, prawda? - spytał ze zmrużonymi oczami.
-Wiem.. - mruknąłem.
-I wiesz, że będziesz musiał cholernie się postarać, żeby to wszystko jakoś naprawić?
-Tak, wiem, Lou.. do czego ty zmierzasz?
-Do tego, żebyś zastanowił się, czego ty tak naprawdę chcesz. Miałeś dwie dziewczyny, a teraz możesz nie mieć żadnej i w dodatku stracić zaufanie u nas! Jak mogłeś być takim czubkiem? Powiedz mi, bo tego nie ogarniam!
-Nie wiem, okey?! Nie wiem, co mną kierowało. I nie wiem, co sobie wyobrażałem, ale wiem, że to nie było fair! Wiem, że zachowałem się jak dupek, ale tego nie planowałem! Pogubiłem się w swoich uczuciach.. coraz mniej czasu spędzałem z Rose, a coraz więcej z Carmen. Nie wiedziałem już, co czuję.. nie chciałem, żeby tak się stało, ale nic na to nie poradzę! Każdy popełnia błędy..
-Okey, rozumiem, każdy może się pogubić. Ale razem z Rose tyle przeszliście! A ty.. przekreśliłeś cały wasz związek, bo buzowały ci hormony! Okey, może i Carmen jest atrakcyjna, ale cholera, Styles! Ty miałeś dziewczynę!
-To wcale nie było takie łatwe! Musiałem przed całym światem udawać, że kocham kogoś innego! A to w żadnych wypadku nie jest normalne! W ogóle nie wiem, do czego zmierza ta rozmowa. Nie chciałem tego wszystkiego.. nie chciałem jej stracić.. ale po prostu się pogubiłem..
Poczułem, jak w oczach gromadzą mi się łzy. Nie chciałem płakać, ale czasami nie mogłem tego powstrzymać. Szybko je otarłem i schyliłem głowę. Tak, wiem, byłem beznadziejny i skrzywdziłem osobę, na której zależało mi najbardziej. Nie wiedziałem, jak to naprawić i czy w ogóle byłem w stanie to zrobić. Miałem się nie poddawać, ale Rose nie chciała mnie znać. Prosto w oczy powiedziała, że mnie nienawidzi i nie chce mieć ze mną nic wspólnego. To bolało bardziej niż wbijanie igieł w serce. Poczułem, jak Louis klepie mnie po ramieniu i spojrzałem na niego.
-Mam nadzieję, że uda ci się to naprawić - powiedział poważnie - mogę ci pomóc, ale musisz wiedzieć, że łatwo nie będzie. Mimo wszystko jesteś moim przyjacielem.. mimo, że skurwysynem, to jednak przyjacielem..
-Dzięki, Louis.. to wiele dla mnie znaczy..
-Nie rozczulaj się. Nadal jestem na ciebie wściekły za to, jak ją potraktowałeś. Radzę ci się ustatkować, bo naprawdę zostaniesz sam. A tego chyba nie chcesz?
-Nie.. tego boję się najbardziej - odpowiedziałem szczerze.
-Wspaniale. A teraz wybacz, ale idę na spotkanie z Darcy.
-Z Darcy? - zdziwiłem się - z Darcy Jones?
-To aż takie dziwne? - wywrócił oczami - odkąd wróciłem z wesela, codziennie ze sobą gadamy. To zakazane czy coś?
-Nie, ale.. ona nie jest sławna.. i Paul..
-Nie obchodzi mnie Higgins - warknął - już wystarczająco namieszał w naszym życiu. Nie pozwolę mu na więcej.
-A.. to ona jest w Londynie?
-Brawo, Harry odkrywca! Mieszka i pracuje w Londynie dla twojej wiadomości. I żeby nie było, ona też uważa cię za dupka.
-Nie pomagasz mi...
-Bywa.
Wzruszył ramionami i po prostu wyszedł. Czułem się dziwnie. Z jednej strony cieszyłem się, że chociaż jeden z moich przyjaciół się do mnie odzywa, a z drugiej na nowo poczułem jak bardzo jestem beznadziejny. Oparłem się o oparcie kanapy i przejechałem dłońmi po twarzy. Chciałem to wszystko po prostu mieć za sobą, ale to niestety nie było takie łatwe. Czekała mnie jeszcze rozmowa z Carmen. I byłem pewien, że "zerwie" ze mną zaraz po tym, jak pozna całą prawdę. Paul zdecydowanie nie będzie zadowolony, ale w tym momencie miałem go daleko w dupie. Bo gdyby nie on, to do niczego takiego by nie doszło. Nienawidziłem i siebie, i jego. Ale co poradzić? Takie życie.
W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi i po chwili zobaczyłem Carmen. Prezentowała się bardzo atrakcyjnie w TYM zestawie. Bałem się. Naprawdę się bałem. Ale nie było innego wyjścia. Czas skończyć z kłamstwami. Car cmoknęła mnie w policzek i usiadła obok, zakładając nogę na nogę.
-No to słucham, co tak ważnego się stało, że nie mogłeś mi tego powiedzieć przez telefon? - spytała podejrzliwie.
-Zaraz powiem ci coś, przez co mnie znienawidzisz - zacząłem ostrożnie - naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło.. jestem dupkiem..
-Bez owijania w bawełnę, okey? Co jest grane? I dlaczego mam cię znienawidzić?
-Ja.. no bo.. - zacząłem się jąkać - tak jakby..
Drzwi do domu znów się otworzyły. Tylko, że tym razem do środka weszła Rose. Wystarczyło jedno jej spojrzenie na sytuację. Mimo, że była przy schodach w jej oczach dostrzegłem niewyobrażalny ból i cierpienie. Popatrzyła na mnie z niedowierzaniem i wbiegła na górę. Kolejny raz zawaliłem sprawę. Carmen się wściekła.
-Styles, do cholery! Dowiem się wreszcie o co tutaj chodzi? To są jakieś kalambury, czy co?!
Wziąłem głęboki oddech i po prostu zacząłem od początku. Powiedziałem jej wszystko. Widziałem jak zaciska dłonie w pięści, a na jej rękach pojawia się gęsia skórka. Zacisnęła powieki i nic nie mówiła, ale byłem pewien, że długo nie wytrzyma.
-... teraz znasz już całą prawdę - zakończyłem - właśnie tak było od początku. Przepraszam..
W końcu otworzyła oczy pełne gorących łez. Była wściekła. W jednej chwili wstała z kanapy i cofnęła się o kilka kroków. Czekałem na jej wybuch, ale przez dłuższą chwilę po prostu panowała cisza, przerywana jej urywanym oddechem.
-Czy ty sobie ze mnie robisz jaja?! - krzyknęła w końcu.
-Nie.. - odpowiedziałem cicho.
-Ty.. ty szmaciarzu! Jak.. jak mogłeś?! Więc byłam dla ciebie zwykłą dziwką na kilka numerków?! I to wszystko?!
-Nie, Carmen! Ja.. ja naprawdę myślałem, że coś do ciebie czuję.. spędzaliśmy ze sobą masę czasu i..
-Zamknij się! Nie chcę słuchać tego, co masz do powiedzenia! Teraz wiem o co chodziło z Rose. Jesteś zwykłym chujem! Zachciało ci się dwóch dziewczyn na raz? To teraz nie masz żadnej! I wiesz co? Życzę ci, żeby Rose nigdy ci tego nie wybaczyła i żebyś żył ze świadomością tego, że obie cię nienawidzimy!
-Carmen proszę cię, ja wcale..
-Powiedziałam, zamknij się! - znów mi przerwała - Nie chcę cię nigdy więcej widzieć, rozumiesz? Żałuję, że dałam się wciągnąć w tą całą szopkę! To ty poniesiesz tego konsekwencje, nie ja. Ty będziesz się tłumaczył przed mediami. Wymyśl jakąś historyjkę bo kłamstwa wychodzą ci najlepiej! To koniec wszystkiego, rozumiesz? Koniec!
Ostatni raz na mnie spojrzała i wściekle otarła łzy. Po raz pierwszy widziałem ją w takim stanie. Wybiegła z domu, zanim zdążyłem wstać z kanapy. Słyszałem silnik odjeżdżającego samochodu. Chwyciłem się za włosy, jakbym chciał je wyrwać. Wszystko schrzaniłem. Zraniłem dwie osoby, bo nie potrafiłem zapanować nad uczuciami. Zachowałem się jak ostatni idiota. Teraz miałem już pewność, że Rose nigdy mi tego nie wybaczy. Gdybym ja dowiedział się o czymś takim, to zapewne byłbym wściekły i nie dał sobie nic wytłumaczyć. Jak mogłem..? Miałem ochotę wstać i coś rozwalić. Zacząłem chodzić po pokoju, nie mogąc pozbierać myśli. W końcu zacząłem walić pięścią w ścianę, ale nawet to nic nie dało. Nie chciałem żyć. Najlepiej dla wszystkich byłoby, gdybym po prostu zniknął i przestał krzywdzić ludzi, na których mi zależało. Rose mnie nienawidziła, Carmen mnie nienawidziła, Niall mnie nienawidził.. jak mogłem aż tak wszystko spieprzyć? Zjechałem po ścianie i usiadłem na ziemi całkowicie zrezygnowany. Wszystko straciło sens ..


~Carmen~

Jeszcze nikt nigdy nie doprowadził mnie do takiego stanu. Zawsze byłam twarda i starałam się nie okazywać uczuć. Amber mnie tego nauczyła i byłam jej za to wdzięczna. Ale wszystko zmieniło się, gdy poznałam Harrego. Przy nim byłam całkiem inna. Tak, zakochałam się. I to było najgorsze, co mnie w życiu spotkało. Myślałam, że nasz "związek" nas do siebie zbliżył, ale jak widać się myliłam. On wcale mnie nie kochał. Może mu się wydawało, ale zależało mu na kimś innym. Jak mogłam być taka głupia i mu uwierzyć? Amber miała rację: maska żmii lepiej przydawała się w życiu niż rozczulanie się nad sobą. Odjechałam spod jego domu i zatrzymałam się na pierwszym lepszym poboczu. Przez łzy nie widziałam drogi i musiałam się uspokoić. Byłam wściekła na siebie, że pozwoliłam się tak potraktować. Zaczęłam walić dłońmi w kierownicę, bo nie potrafiłam się uspokoić. To nie było fair! Nie byłam jakąś tanią zabawką, którą można się zabawić i rzucić w kąt. Nie chciałam nigdy więcej mieć nic wspólnego z Harrym. Skrzywdził mnie jak nikt inny. Myślałam, że będę mogła się zmienić i być pełną życia i przyjazną dziewczyną, ale po tym wszystkim nie potrafiłam. Po prostu nie potrafiłam. Musiałam zniknąć. Wyciągnęłam z torebki komórkę i wybrałam numer reżysera.
-Carmen Welch, no proszę - odebrał przyjaźnie.
-Derek, przyjmę rolę w twoim filmie - powiedziałam pewnie.
-Naprawdę? Jesteś gotowa wyjechać do Australii? - zdziwił się.
-Tak, jestem gotowa. Muszę się wyrwać z Londynu. 
-Wspaniale! Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę. W takim razie widzimy się jutro i podpisujemy wszystkie potrzebne papiery. Odpowiada ci to?
-Będę na pewno. I dziękuję za szansę.
-To ja dziękuję. Do głównej roli potrzebujemy właśnie takiej osoby, jak ty. Wkrótce zaczynamy zdjęcia, więc nastawiaj się na to, że za tydzień może cię tu już nie być. 
-Jak dla mnie to nawet lepiej. Do zobaczenia jutro.
Wcisnęłam czerwoną słuchawkę i rzuciłam telefon na sąsiednie siedzenie. Na początku nie chciałam tej roli. Nie chciałam wyjeżdżać na drugi koniec świata i zostawiać Harrego. Ale teraz wszystko się zmieniło. Nie miałam innego wyjścia. Musiałam ochłonąć i to wszystko sobie poukładać. Na szczęście miałam zagrać w thrillerze, więc nie musiałam być super grzeczną dziewczynką. Moja ostać była zła i jak najbardziej mi to odpowiadało. W końcu wzięłam do ręki lusterko i poprawiłam rozmazany makijaż. Musiałam wziąć się w garść i po prostu znów mieć na wszystko wyjebane. Odpaliłam silnik i pojechałam do domu. Nowe życie czas zacząć.


~Zayn~

To, co działo się w naszym domu, zdecydowanie nie było normalne. Rose ciągle zamykała się w swoim pokoju i praktycznie z nikim nie rozmawiała, Niall chodził wściekły i był gotowy pokłócić się z każdym, ja straciłem swoją pewność siebie i zamykałem się w sobie, z Harrym nie można było nawet pogadać i ogólnie panowała napięta i niezbyt fajna atmosfera. Co się z nami stało? Co jedna decyzja potrafiła zrobić z naszą przyjaźnią? Już nie byliśmy dla siebie jak bracia. To wszystko po prostu nas przerosło. Siedziałem właśnie z Liamem w jego pokoju i graliśmy na konsoli, gdy w drzwiach pojawił się Nialler. Miał zacięty wyraz twarzy.
-Coś się stało? - spytał go Liam.
-Paul czeka na nas na dole - oznajmił - podobno ma jakieś ważne informacje.
-Ciekawe co tym razem.. - prychnąłem.
Razem z Li posłusznie zeszliśmy na dół. Na kanapie siedział już Harry i Louis. Obydwaj mieli ostre wyrazy twarzy. Zajęliśmy miejsca obok nich i spojrzeliśmy na Paula, który wydawał się być zmieszany. Skrzyżowałem ramiona na piersi i schyliłem głowę.
-Co znowu, Paul? - odezwał się szyderczo Niall - Jakie informacje masz dla nas tym razem?
-Przepraszam.. - odpowiedział, a nas zamurowało.
Popatrzyliśmy na niego jak na kosmitę. Nie mogliśmy uwierzyć w to, że wypowiedział to słowo. A może tylko się przesłyszeliśmy..?
-Że co proszę? - spytałem go z niedowierzaniem.
-Przepraszam was - powiedział już pewniej - nie.. nie miałem pojęcia co się tutaj dzieje! Nie wiedziałem, że moja decyzja może tak na was wpłynąć.. myślałem, że tak będzie lepiej dla was.. dla waszej sławy i rozgłosu! Gdybym wiedział wcześniej, że dzieją się tutaj takie rzeczy.. w życiu bym na to nie pozwolił, przysięgam wam..
-To już niczego nie zmienia, Paul - warknął Hazza - zniszczyłeś życie mi i Rose, i chłopakom też! 
-Życie mojej kuzynce zniszczyłeś ty - syknął do niego Nialler - to tylko i wyłącznie twoja wina!
-Przepraszam was.. wiem, że to trudne, ale.. nie musicie już niczego udawać. Daję wam wolną rękę. Możecie być z kim chcecie i zakończyć te fałszywe związki - kontynuował - wymyślimy powody, przez które zerwaliście i jakoś damy sobie radę. Przysięgam, że już nigdy więcej nie zrobię wam takiego świństwa. Jesteście wolni 
-A co tak nagle skłoniło cię do zmiany decyzji? - spytałem.
-Libby u mnie była i otworzyła mi oczy. Naprawdę was przepraszam. Nie chcę być jakimś tyranem czy dowódcą. Chciałbym odbudować nasz dawny kontakt. Róbcie co chcecie, tylko niech woda sodowa nie uderzy wam do głów. Pojutrze gracie koncert na arenie O2. Radzę wam się przygotować.
-Zaraz, zaraz, chwila! Czyli.. mogę sobie tak po prostu zerwać z Amber? I wcisnąć kit, że nam się nie układało? - spytałem, nadal nie mogąc w to uwierzyć.
-Tak, Zayn. Możesz zrobić co tylko zechcesz. Już nigdy więcej nie wtrącę się w wasze życie prywatne. Macie na to moje słowo.
-Nie mogłeś podjąć tej decyzji jakoś wcześniej? - syknął Harry i wstał - Coś musiało się stać, żebyś w końcu przejrzał na oczy?! Świetnie! Szkoda, że niczego nie da się już odbudować. 
To powiedziawszy wściekle się odwrócił i poszedł do swojego pokoju. Usłyszeliśmy głośne trzaśnięcie drzwiami a potem nastała cisza. Paul wyraźnie się zmieszał, bo powiedział, że ma coś do załatwienia i wyszedł. Zostaliśmy we czwórkę. W końcu poczułem w sobie wolność. Tą niesamowitą i niezobowiązującą wolność. Mogłem zakończyć ten chory i nic nie warty "związek" i w końcu być szczęśliwym. Czy można chcieć czegoś więcej?
-Tego.. się nie spodziewałem - powiedział Liam i z uśmiechem pokręcił głową - moja dziewczyna ma niezły temperament.
-Mam u niej dług - odpowiedziałem mu.
-Szkoda tylko, że zrozumiał to tak późno - warknął Niall - szkoda, że musiało wydarzyć się coś, przez co zrozumiał swój błąd. 
-Myślę, że powinniśmy pogadać z Harrym - powiedział Louis i wszyscy spojrzeliśmy na niego z dziwnymi wyrazami twarzy - no co? On się po prostu pogubił!
-On zdradzał Rose - syknął Nialler, akcentując każde słowo - sam. Z własnego wyboru. Nikt go do tego nie zmusił!
-Jesteśmy jego przyjaciółmi. Mimo wszystko! Przecież obiecywaliśmy sobie, że będziemy razem bez względu na wszystko. Jesteśmy zespołem, braćmi! Jak my mu nie pomożemy, to kto to zrobi? 
-Na mnie nie liczcie - powiedział Niall i wstał - dla mnie to za dużo. Najpierw musiałby sprawić, żeby to się nie wydarzyło, lub żeby Rose była taka, jak dawniej. Dopóki tak nie będzie, nie jest moim przyjacielem.
-Niall.. - zaczął Liam, ale nie dał mu dokończyć.
-Nie. Ostrzegałem go. Doskonale wiedział jaka jest sytuacja i ile Rose musiała przejść, a i tak skrzywdził ją w najgorszy możliwy sposób. Dla mnie jest skończony.
Pokręcił głową i wyszedł z domu. Zostałem z Liamem i Louisem. Może Lou miał rację.. może powinniśmy mu pomóc? Póki co nie myślałem o niczym innym jak o tym, żeby jak najszybciej zadzwonić do Natalie. Przeprosiłem ich i poszedłem do swojego pokoju. Jak najszybciej zalogowałem się na Skype i ku własnemu szczęściu zobaczyłem przy Natalie zielony znaczek. Czas przekazać jej dobre wiadomości. Czyżby od tej pory wszystko miało się układać? Miałem wielką nadzieję, że tak..

_________________________
Moi drodzy, rozdział 35 pisany na szybko! :)
Dostałam na asku wiadomość, że jedna z was wyjeżdża a bardzo na niego czekała, więc.. proszę bardzo :) Specjalnie dla ciebie! <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ ! < 3
Oczywiście czekam na 40 komciaków, albo i więcej bo to zawsze poprawia mi humor ;)
Tak więc czekam na wasze opinie i do napisania za niedługo!! xx

Jak myślicie, co będzie dalej? I jak podoba wam się nowy wygląd bloga? 
Czekam na wasze komentarze ! Xx
BIG LOVE ! ♥  


sobota, 18 maja 2013

Rozdział trzydziesty czwarty ♥

Od trzech dni nie wychodziłam ze swojego pokoju. Nie jadłam, nie piłam niczego oprócz wody ani z nikim nie rozmawiałam. Siedziałam zamknięta w swoich czterech ścianach i przez cały czas zadawałam sobie jedno, jedyne pytanie "dlaczego właśnie ja?". Myślałam, że szybko wyczerpię zapas łez, ale się myliłam. Po moich policzkach ciągle spływały nowe. Nie chciałam nawet wstawać z łóżka. Całymi dniami siedziałam w piżamie i tępo wpatrywałam się przed siebie. Nie potrafiłam wyprzeć z głowy tych wszystkich wspomnień. Nie umiałam przestać rozpamiętywać chwil, które były dla mnie najważniejsze. Myślałam, że już wystarczająco się w życiu nacierpiałam. Myślałam, że w końcu będę mogła być szczęśliwa. I co? Myliłam się. Ile krzywdy może udźwignąć jeden zwykły i słaby człowiek? Ile jeszcze bólu było przede mną? Zamknęłam oczy, a przed nimi od razu ukazała się scena z tamtego dnia, o którym wolałabym zapomnieć.

Nie mogłam przestać płakać. Niall ciągle mnie do siebie tulił i nie wypuszczał ze swych ramion, ale nawet to mi nie pomagało. Czułam się bezradna, zagubiona i nic nie warta. Jak widać cierpienie stało się nieodłączną częścią mojego chorego życia. I po co dawałam sobie nadzieję na to, że w końcu będziemy mogli być razem bez żadnych przeszkód? Po co mi to było? Żeby znowu czuć ból? Żeby znowu wszystko się zawaliło? Dlaczego musiałam być taka naiwna? Po pewnym czasie do mojego pokoju przyszły Libby z Jane. Już wiedziały, co się stało. Usiadły obok mnie, nie będąc zdolne do wypowiedzenia chociażby jednego słowa. Z korytarza dobiegały czyjeś krzyki. JEGO głos rozpoznałam od razu. Nowa fala bólu znów zalała moje ciało i serce. To zdecydowanie nie było w porządku. Ale.. czy cokolwiek było? Tego nie wiedziałam. W końcu musieliśmy się zbierać. Na szczęście Amber i Carmen odjechały chwilę wcześniej. Nie wyobrażałam sobie podróży do Londynu. Nie byłam w stanie o własnych siłach wstać z łóżka. Oto widok człowieka cierpiącego. W drzwiach mojego pokoju stanęli Liam i Zayn. Wzięli mnie pod rękę i wyprowadzili na korytarz, a Nialler zajął się moim bagażem. Szłam ze spuszczoną głową, chcąc, by to wszystko jak najszybciej się skończyło. Ale niestety tak nie było. Gdy znaleźliśmy się na zewnątrz, zobaczyłam GO. Stał oparty o maskę samochodu i patrzył prosto na mnie. Spojrzałam mu prosto w oczy, a po policzkach znów zaczęły spływać mi łzy. Z jego oczu niczego nie potrafiłam wyczytać. Miałam ochotę podejść do niego i wykrzyczeć mu, jak bardzo go nienawidzę, ale na szczęście zatrzymał mnie Nate. Na siłę wsadził mnie do samochodu i usiadł obok. Przez całą drogę nikt się nie odezwał. Wszyscy pogrążeni byli w myśleniu. Tamtego dnia straciłam jakąkolwiek chęć do życia. Chciałam zniknąć. Odejść, by już nigdy więcej, nikt nie mógł mnie skrzywdzić. Myślałam, że tak będzie najlepiej. Już absolutnie nic się dla mnie nie liczyło. Chciałam po prostu nigdy więcej nie czuć tego cholernego bólu, który rozdzierał moje serce z każdą minutą. Gdy w końcu dojechaliśmy do Londynu, jako pierwsza wysiadłam z samochodu i ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich, wbiegłam do środka, a później prosto do swojego pokoju. Byłam roztrzęsiona i zdenerwowana. Nienawidziłam go. Z całego serca nienawidziłam go za to, co mi zrobił. Przez ten cały czas karmił mnie fałszywymi słowami "kocham cię", "jesteś dla mnie najważniejsza", "jesteś moim skarbem" i tak dalej. Teraz nie miał nawet odwagi się odezwać. Nie zatrzymał mnie, gdy wybiegłam z jego pokoju. Nie przyszedł do mnie, by wytłumaczyć. Zupełnie nic. Ale ja miałam już to wszystko gdzieś. Drżącą ręką otworzyłam szufladę i wyjęłam z niej żyletkę. Przysięgłam sobie, że nigdy więcej się nie okaleczę, ale to już nie miało znaczenia. Zsunęłam się po ścianie i zrobiłam długie, bolesne nacięcie na skórze, na której od razu pojawiła się ciemnoczerwona ciecz. Ból psychiczny zastąpiłam bólem fizycznym. A przynajmniej chciałam. Drugie nacięcie było dłuższe i bardziej bolesne. Jęknęłam z bólu i zacisnęłam zęby, ale to w ogóle nie pomogło. Przed oczami powoli robiło mi się ciemno. Przyłożyłam zimny metal do skóry, by zrobić ten ostatni krok, gdy do pokoju wpadł Zayn z Niallem. Nie wahali się ani chwili. Natychmiast podbiegli do mnie i uniemożliwili jakikolwiek ruch. Krzyczeli coś do mnie, ale nie umiałam odróżnić słowa od słowa. Byłam zamroczona i sparaliżowana. Działali szybko. Zatamowali krwawienie, a rany przemyli i obandażowali. Tak niewiele brakowało.. jeszcze chwila i w końcu nie czułabym bólu. Jeszcze chwila, a w końcu byłabym szczęśliwa. Powoli dochodziłam do siebie. Chłopaki wraz z Louisem i Liamem przeszukali cały mój pokój, ale nie znaleźli już niczego niebezpiecznego. Znów zaczęłam płakać. Siedzieli ze mną aż do późnej nocy. Harry nie zjawił się nawet na pół minuty. W końcu zmęczona tymi wszystkimi wydarzeniami, zasnęłam...

Otworzyłam oczy, gdy po raz kolejny tego dnia usłyszałam pukanie do drzwi. Tym razem było niepewne i urywane. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Myślałam, że w końcu to zrozumieli. I właśnie w tym momencie usłyszałam ten niski, zachrypnięty głos wymawiający moje imię. Serce od razu mi podskoczyło. Czy byłam gotowa spojrzeć mu w oczy? Czy byłam gotowa z nim porozmawiać? Czy byłam gotowa skończyć z nim raz na zawsze? Teraz albo nigdy. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Widocznie się tego nie spodziewał bo patrzył na mnie zaskoczony. Nie odezwał się ani słowem, ja również je. Zostawiłam otwarte drzwi i wróciłam na swoje miejsce na łóżku. Po chwili wahania w końcu wszedł i usiadł koło mnie. Jego obecność działała na mnie tak, jakby ktoś wbijał mi w ciało szpilki. Bałam się, że nie wytrzymam. Ale musiałam to załatwić. Musiałam raz na zawsze to wszystko zamknąć. Dosyć upokorzeń.
-Jak długo to trwa? - spytałam prosto z mostu.
-Ja.. - zaciął się - to nie jest..
-Jak długo, Harry? - przerwałam mu - Nagle jesteś wielkim tchórzem i nie umiesz przyznać się do tego, od kiedy bzykasz ją za moimi plecami? No dalej, śmiało. Pochwal się.
-Dwa tygodnie.. - odpowiedział cicho i w końcu podniósł głowę - nie chciałem żeby tak wyszło..
Szpilki w moim ciele zaczęły płonąć. Więc jednak miałam rację. Zdradzał mnie. Czułam się jakby ktoś wsadził mnie do beczki pełnej benzyny i ją podpalił.
-Nie chciałeś?! - krzyknęłam i zacisnęłam pięści na poduszce - Jak możesz mówić, że nie chciałeś?! Czy ty w ogóle siebie słyszysz? Okłamywałeś mnie! Od dłuższego czasu karmiłeś mnie kłamstwami, że mnie kochasz i że jestem dla ciebie najważniejsza! Dawałeś mi nadzieję na to, że będzie w porządku. A tymczasem okazuje się, że to były puste słowa. Jesteś podłym egoistą, Styles. Co ty sobie myślałeś? Że będziesz mógł mieć i mnie, i ją? Jak widzisz ci się nie udało!
-Przepraszam - powiedział i spojrzał prosto w moje pełne łez oczy - naprawdę bardzo cię przepraszam, Rose. Nie chciałem tego..
-Wiesz co ci powiem? W dupie mam twoje przeprosiny. Jeszcze nikt nigdy w życiu tak mnie nie zranił i nie upokorzył. Myślałam, że cię znam. Myślałam, że jesteś tym moim wspaniałym królewiczem, który uchroni mnie przed całym złem. I co się okazało? Że tym złem jest właśnie mój królewicz. Jak mogłeś, Harry? Jak mogłeś zrobić mi coś takiego? Jak?!
-Nie wiem.. ja tego nie planowałem! Nie chciałem tego, naprawdę. To było silniejsze ode mnie.. ja naprawdę cię kocham. To ty jesteś najważniejsza, nie ona. To było.. to nic dla mnie nie znaczyło, przysięgam! Przepraszam..
-Nie - odpowiedziałam ze szlochem - nie naprawisz tego, co się stało. Nienawidzę cię za to co mi zrobiłeś, słyszysz?! Jeżeli przyszedłeś tutaj po przebaczenie to od razu sobie odpuść. Nie dostaniesz go. Nawet na to nie licz!
-Rose proszę cię..
-Nigdy nie mów kocham cię, jeśli naprawdę ci nie zależy. Nigdy nie mów o uczuciach, jeżeli one naprawdę nie istnieją. Nigdy nie bierz mnie za rękę, jeśli masz zamiar złamać mi serce. Nigdy nie patrz w moje oczy, jeśli wszystko, co mówisz, jest kłamstwem. Nigdy nie mów zawsze.
Ostatnie słowa wypowiedziałam z wielkim bólem, ale patrzyłam mu prosto w oczy. Słone łzy płynęły po moich policzkach bo właśnie kończyłam w swoim życiu jeden z najpiękniejszych i najważniejszych rozdziałów. Zauważyłam, że w jego oczach również pojawiły się łzy, ale to nie miało już znaczenia. Nie było już "nas".
-Wyjdź stąd i nigdy więcej nie wracaj - kontynuowałam - mam dość bólu i cierpień. Od teraz jestem dla ciebie zwykłym człowiekiem, którego nawet nie dam ci poznać. Idź do Carmen i pokazujcie światu swoją wielką miłość. Mnie zostaw w spokoju i zapomnij o wszystkim, co razem przeżyliśmy. Nie dasz rady niczego naprawić, Harry. To za dużo. Żegnaj.
W tej chwili zerwałam z szyi kluczyk do naszej kłódki i rzuciłam mu go. To definitywnie był koniec. Harry siedział w osłupieniu i nie był w stanie się ruszyć. Dla mnie to był koniec. Położyłam się i ukryłam twarz w poduszkach, czekając, aż w końcu sobie pójdzie. I w końcu to zrobił. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Drzwi do naszej miłości również zostały zamknięte. Znów zaczęłam płakać bo mimo wszystko nie umiałam sobie z tym poradzić. Miałam jednak nadzieję na to, że kiedyś będzie dobrze. Ale już bez niego...


~Harry~

Byłem idiotą. Skończonym dupkiem. Kompletnym draniem i nic nie wartym kretynem. Jak mogłem zrobić coś takiego? Jak mogłem tak ją skrzywdzić? Przecież przysięgałem sobie, że nigdy w życiu nie zrobię niczego, co choć w najmniejszym stopniu mogłoby ją zranić! A teraz? Zniszczyłem jej życie. To była tylko i wyłącznie moja wina. Zachciało mi się romansów! Nie chciałem, żeby tak wyszło. Bardzo dużo czasu spędzałem z Carmen, a ona idealnie potrafiła to wykorzystać. Sam nie wiedziałem, co się ze mną działo. Pierwszy raz w łóżku wylądowaliśmy po imprezie. Nie pamiętam szczegółów, bo byłem pijany na maksa i nie chciałem tego pamiętać. Brzydziłem się sam siebie, że zrobiłem coś takiego. Następne kilka razy też były przypadkowe i też pod wpływem alkoholu. Zdradzałem ją i nie potrafiłem się do tego przyznać. Zastanawiałem się nawet nad tym, czy przypadkiem nie zakochałem się w Carmen, ale zawsze odganiałem od siebie te myśli. To Rose była moim jedynym skarbem i powodem do życia, a nie jakaś tam aktorka, z którą nie chciałem mieć nic wspólnego. Byłem nerwowy i często się z nią kłóciłem, ale wiedziałem, że to tylko i wyłącznie moja wina. Przysiągłem sobie, że nigdy nie dopuszczę do tego, by się dowiedziała. Na weselu miał być ostatni raz. Ale wtedy weszła do pokoju i wszystko zobaczyła. Byłem skończonym dupkiem. Straciłem ją na zawsze. Widziałem w jej oczach wstręt i odrzucenie, a to bolało bardziej niż cokolwiek innego. Do końca życia nie wybaczę sobie tego, co jej zrobiłem. Niall mnie znienawidził. W jego oczach byłem już martwym człowiekiem. Obiecałem mu, że nigdy więcej jej nie skrzywdzę i co? Znowu to zrobiłem. I to w najgorszy możliwy sposób. Siedziałem właśnie w swoim pokoju, gdy wpadł do niego Zayn. Był naprawdę wściekły. Wiedziałem, że szykuje się kolejna awantura.
-Jesteś najgorszą łajzą za świecie! - wrzasnął - Jak mogłeś zrobić coś takiego?!
-Nie potrzebuję kolejnych kazań, Zayn - warknąłem - wiem, że źle zrobiłem..
-Wiesz?! Ty nic nie wiesz! Gdybyś wiedział to nie pakowałbyś się do łóżka z Carmen! Jak mogłeś w ogóle o czymś takim pomyśleć? Zdajesz sobie sprawę z tego, że właśnie zniszczyłeś jej życie?!
-Daj spokój..
-Zdajesz sobie sprawę z tego, że przed chwilą prawie umarła?! - kontynuował a mnie zamurowało - No co się tak gapisz? Tak, dobrze słyszałeś! Podcięła sobie żyły kretynie! A to wszystko przez ciebie!
Nie byłem w stanie niczego powiedzieć. Po prostu siedziałem jak zamurowany i czułem ogarniające mnie przerażenie. Prawie umarła? I to przez moja głupotę? Czegoś takiego na pewno nie będę w stanie sobie wybaczyć. Zayn widział, że nic nie zdziała, więc po prostu wyszedł z mojego pokoju, trzaskając drzwiami. Byłem bezsilny i beznadziejny. Po raz kolejny zadałem sobie pytanie: jak mogłem jej to zrobić? Przecież była dla mnie wszystkim! Carmen nic dla mnie nie znaczyła. Nawet jeżeli w pewnych momentach myślałem inaczej, to zawsze najważniejsza była Rose. To ona była sensem mojego życia. A ja po raz kolejny ją skrzywdziłem. A przecież tyle razy obiecywałem jej, że będzie dobrze!
Minęły 3 dni, a ja nadal nie byłem w stanie spojrzeć jej w oczy. Wiele razy przechodziłem obok jej pokoju i stawałem pod drzwiami, ale zawsze tchórzyłem. Bałem się tej rozmowy. Bałem się, że powie, że to już całkowity koniec. W Holmes Chapel wykrzyczała, że mnie nienawidzi, ale to było pod wpływem emocji. Miałem jakąś małą nadzieję na to, że gdy ochłonie to zmieni zdanie. Dziękowałem Paulowi za to, że cały tydzień mieliśmy wolny, a dopiero później zaczynały się koncerty, trasy i spotkania z fanami. Chłopaki prawie wcale się do mnie nie odzywali. Ciągle posyłali mi krzywe spojrzenia, a ja czułem się z tym fatalnie. Stało się to, czego obawiałem się najbardziej: zostałem sam. W końcu zdecydowałem, że muszę porozmawiać z Rose. Ta rozmowa i tak by mnie nie minęła, a chciałem w końcu mieć ją za sobą. Zdenerwowany stanąłem pod drzwiami jej pokoju i zapukałem. Myślałem, że mnie oleje, ale otworzyła i wpuściła mnie do środka. Było bardzo trudno. Już na wstępie wiedziałem, że jestem bez szans. Wiedziałem, że nie wybaczy mi takiego świństwa. Spojrzałem na biały bandaż na jej ręce i poczułem ukłucie w sercu, bo doskonale wiedziałem, że to przeze mnie. W moich oczach pojawiły się łzy bezsilności. Po opuszczeniu jej pokoju, wsiadłem w samochód i pojechałem przed siebie. Łzy uniemożliwiały mi widoczność, ale nie zwracałem na to uwagi. Jej słowa ciągle brzmiały mi w uszach.. "mnie zostaw w spokoju i zapomnij o wszystkim, co razem przeżyliśmy. Nie dasz rady niczego naprawić, Harry. To za dużo. Żegnaj" . To był koniec. Definitywny koniec naszego związku. Ale na pewno nie miłości. Wiedziałem, że ją kocham. Teraz jeszcze mocniej poczułem, że chcę by była tylko moja. Po tym co zrobiłem miałem ochotę się powiesić i zniknąć, żeby nikt więcej nie musiał przeze mnie cierpieć, ale wiedziałem, że tak nie mogę. Musiałem o nią walczyć. Doskonale wiedziałem, że będzie to najcięższa i najtrudniejsza walka w moim życiu, ale nie mogłem się poddać. Rose była moim życiem. A o życie trzeba walczyć do samego końca...


~Libby~

Minęły 3 dni a do mnie nadal nie mogło dotrzeć to, co zrobił Harry. Myślałam, że znam go jak własną kieszeń, a okazało się, że ten chłopak to jedno wielkie morze tajemnic. Nie wierzyłam w to, że jego związek z Rose był tylko kłamstwem. On naprawdę ją kochał! Więc jak mógł zrobić jej coś takiego? Jak? Nie mieściło mi się to w głowie. Tak bardzo jej współczułam.. Rose była wspaniałą osobą i zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Jak Harry mógł tak ją oszukać i skrzywdzić? W tej jednej chwili straciłam do niego cały szacunek. Co się z nimi ostatnio działo? Harry krzywdził ludzi, Zayn zamknął się w sobie a Rose nie wychodziła ze swojego pokoju. Natomiast Liam, Niall i Louis ciągle musieli pogrążać się w kłamstwach i przekonywać świat, że ZAMBER i CARRY było prawdziwe i bardzo szczęśliwe. To nie był już ten sam zespół. To nie byli dawni One Direction. A ja czułam, że w końcu muszę coś z tym zrobić. Wiedziałam, że moje słowa zapewne i tak nie pomogą, ale musiałam spróbować. Nie mogłam pozwolić na to, by upadli jeszcze bardziej. Nie tym razem. Szybko odwołałam randkę z Liamem i wsiadłam w samochód. Musiałam pojechać do Paula i wszystko mu wygarnąć. Nienawidziłam go za to, co im zrobił. Zaparkowałam przed wejściem i weszłam do środka. Ochrona na początku nie chciała mnie wpuścić, ale w końcu jakoś ich przekonałam. Menadżer chłopaków był w swoim biurze. Weszłam tam bez pukania i stanęłam przed biurkiem ze skrzyżowanymi ramionami.
-Libby? - zdziwił się i odłożył jakieś papiery - A ciebie co do mnie sprowadza?
-Ty i twoje żałosne interesy! - krzyknęłam - Fajne to uczucie jak niszczy się ludziom życie, Paul? Opowiedz mi jak to jest!
-Chwileczkę, bo chyba nie rozumiem...
-Przestań udawać głupka. Niszczysz One Direction, nawet o tym nie wiedząc! Czy ty w ogóle wiesz co się u nich dzieje? Wiesz jak bardzo się zmienili przez twoją jedną, głupią decyzję?! Harry wcale nie zerwał z Rose, tylko spotykali się potajemnie. Pogubił się w swoich uczuciach i ją zdradził, a ona podcięła sobie żyły! Dociera to do ciebie? Gdyby nie interwencja Zayna i Nialla to pewnie już by nie żyła! Przez ciebie zginąłby niewinny człowiek! Czy ty w ogóle wiesz, co to jest miłość? Wiesz, że nikt nie ma prawa jej niszczyć?! Brawo, bo właśnie to zrobiłeś! A Zayn? Wiesz co z nim? Zamknął się w sobie! Stracił nadzieję na szczęście i błądzi po omacku szukając wyjścia z tego labiryntu uczuć! On nie kocha Amber. On jej nienawidzi bo jest jedną wielką dziwką i suką! On kocha kogoś innego i nie może być z tą osobą, bo ty masz taki kaprys i nie pozwalasz mu być szczęśliwym! Kolejna osoba, którą zniszczyłeś, Paul. A Niall, Louis i Liam? Żyją w wiecznym kłamstwie! Muszą kłamać w żywe oczy o ich sytuacji, a to wcale nie jest dla nich łatwe! Naprawdę nie dociera do ciebie to, że jedną głupią decyzją zniszczyłeś życie pięciu osobom? Jak można być tak bezuczuciowym człowiekiem? Nie masz serca!
Paul siedział cicho i patrzył na mnie z otworzonymi ustami. Chyba nie spodziewał się czegoś takiego, ale miałam to gdzieś. W końcu wygarnęłam mu wszystko, co leżało mi na sercu. Musiałam uratować swoich przyjaciół. Za wszelką cenę.
-I co teraz zrobisz? - kontynuowałam - Zakażesz Liamowi spotykać się ze mną, bo powiedziałam ci całą prawdę? Proszę bardzo, dalej! Ale Liam mnie nie zostawi, wiesz? On mnie kocha i ja kocham jego. A dwójka zakochanych ludzi tak łatwo nie odpuszcza. Szkoda, że o tym nie wiesz. 
-Naprawdę.. dzieją się tam takie rzeczy? - odezwał się w końcu.
-A po co miałabym sobie to wymyślać?! Dla żartu?! Mnie to wcale nie bawi bo niszczysz moich przyjaciół! Oni też mają prawo do szczęścia i życia prywatnego! Co się z tobą stało? Zawsze byłeś dla nich jak wujek, a teraz jak jakiś tyran i władca! Zastanów się, czy warto. Bo wkrótce ten zespół się rozpadnie i będzie to tylko i wyłącznie twoja wina.
Po tych słowach po prostu odwróciłam się i wyszłam z jego biura. Jeszcze przez dłuższą chwilę nie mogłam opanować emocji. To, co się działo nie było normalne i ktoś w końcu musiał położyć temu kres. Wsiadłam do samochodu i położyłam ręce na kierownicy. Wzięłam kilka głębszych oddechów, żeby się uspokoić, ale nawet to nie pomogło. Ta szopka musiała się w końcu skończyć. Jeżeli Paul nie zamierzał tego przerywać, to zrobię to ja. Tak, miałam zamiar wszystkim wyjawić całą prawdę. To nie mogło się tak dłużej ciągnąć. Paul musiał wreszcie przejrzeć na oczy, zanim do końca zniszczy chłopaków. I doskonale wiedziałam, że nie mogę na to pozwolić. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać do domu, więc pojechałam do Jane. Siedziała pod domem i się opalała. No tak, niektórzy potrafili korzystać z cudownej pogody. Zaparkowałam samochód i weszłam za bramkę. Zauważyła mnie od razu, wstała i podeszła. Przytuliłyśmy się na powitanie i obie usiadłyśmy na leżakach.
-Byłam u Paula - powiedziałam na wstępie - i wszystko mu wygarnęłam.
-Poważnie? - zdziwiła się - I jak zareagował?
-Dziwnie. Nawet nie zaczął na mnie wrzeszczeć - wzruszyłam ramionami - mam nadzieję, że w końcu coś z tym zrobi. 
-Ja również.. a nie wiesz co u Rose?
-Niestety - westchnęłam - Liam mówi tylko, że nie wychodzi ze swojego pokoju i nic nie je. Nie mają z nią kontaktu. Martwię się o nią..
-Niall mówi to samo.. a jeszcze kilka dni temu była taka pełna energii i zapału! Jak można w jeden dzień tak zniszczyć człowieka?
-Nie wiem. Ale jak widać Harry potrafi to doskonale. Zachciało mu się romansików to teraz ma za swoje.
-Szczerze, to nie spodziewałam się tego po nim. Myślałam, że dobrze go znam, ale jak widać nie bardzo. Przecież on ją kochał! To nie mogło być udawane, Libby. Jemu naprawdę na niej zależało.
-Zależało.. to czas przeszły, Jane. To wszystko przez Higginsa i jego durne pomysły! Gdyby nie postawił na jego drodze Carmen to nic takiego by się nie stało i oboje nadal byliby szczęśliwi. Ale nie, on przecież musiał postawić na swoim! Interesy są dla niego ważniejsze niż ludzkie życie.
-Co masz na myśli? 
-To ty nic nie wiesz? - zdziwiłam się - tego dnia, jak wróciliśmy do Londynu, Rose pobiegła do pokoju i się pocięła. Gdyby nie Niall i Zayn to już by jej tu nie było. Rozumiesz to?
Jane zamilkła i wpatrywała się we mnie z przerażeniem. Taka była prawda. Rose nie radziła sobie z tym wszystkim. Była zagubiona i zraniona. Bo ile nieszczęść może spaść na jednego człowieka? Ile jeszcze musiała wycierpieć? Chciałam jej pomóc, ale nawet ja nie potrafiłam. Nikogo nie wpuszczała do swojego pokoju. Miałam nadzieję, że w końcu się to zmieni. Nie mogła teraz być sama. Nie po tym wszystkim. A Harry stracił w moich oczach szacunek. I naprawdę bardzo trudno będzie mu go odzyskać. 
Razem z Jane zrobiłyśmy sobie po kawie mrożonej i siedziałyśmy na dworze do końca popołudnia. Wieczorem zebrałyśmy się i pojechałyśmy do chłopaków, żeby sprawdzić co się u nich dzieje. Postanowiłyśmy po raz kolejny dostać się do naszej przyjaciółki. Musiałyśmy coś zrobić. Weszłyśmy do domu akurat w chwili, gdy Niall rzucił się na Harrego...


~Rose~

Życie było do niczego. Zdecydowanie. Nie miałam na nic siły ani ochoty. Nie słuchałam radia, nie oglądałam telewizji i nie sprawdzałam nowości w internecie. Miałam dość tego wszystkiego. Nie chciałam patrzeć na Harrego i Carmen, bo rana w moim sercu powiększyłaby się jeszcze bardziej, a nie byłam pewna, czy bym to przeżyła. Wolałam uniknąć kolejnego ataku bólu. Z mojej szafki zniknęło zdjęcie z Harrym, fotografie z laptopa były w koszu, bo mimo wszystko nie potrafiłam ich usunąć, a wszystkie moje uczucia tłumiłam w sobie. Czy go kochałam? Oczywiście, że tak. Ale to było najgorsze uczucie na świecie. Z jednej strony go kochałam - z drugiej nienawidziłam. Ta druga strona zwyciężała. Z szyi zdjęłam łańcuszek z "Lo". Nie potrafiłam go nosić, mimo tego, że był to prezent od Josha. Po prostu nie mogłam mieć go na szyi, gdy Harry miał drugą połówkę. Przestałam się starać. Moimi jedynymi przyjaciółmi były chusteczki i tabletki nasenne. Nie rozmawiałam nawet z Niallem, choć to on codziennie stał pod moimi drzwiami. Od rozmowy z Harrym nie chciałam nikogo widzieć. Po prostu chciałam być sama. Aż do teraz. W końcu poczułam w sobie tą wielką potrzebę rozmowy z drugim człowiekiem. Na myśl przychodził mi tylko Nate. Wzięłam do ręki telefon i wybrałam jego numer. Na spotkanie zgodził się od razu i obiecał, że za pół godziny po mnie przyjedzie. Nie pozostało mi nic innego, jak w końcu doprowadzić się do porządku. Poszłam pod prysznic, zrobiłam lekki makijaż i ubrałam się TAK. Włosy zostawiłam rozpuszczone, żeby w razie czego się za nimi ukryć. Stanęłam przed drzwiami swojego pokoju i wzięłam głęboki oddech. Nacisnęłam klamkę i po raz pierwszy od kilku dni znalazłam się na korytarzu. Z dołu usłyszałam czyjeś krzyki, więc od razu podbiegłam do schodów. Stanęłam na przedostatnim stopniu i moim oczom ukazała się bójka Nialla z Harrym. Libby i Jane stały jak osłupiałe, a Zayn, Louis i Liam starali się ich rozdzielić. 
-Zabiję cię za to, co jej zrobiłeś! - wrzasnął Nialler - Jak coś jej się stanie, to będziesz martwy! Przysięgam ci to!
-Nie chciałem, żeby się o tym dowiedziała!
-Gówno mnie obchodzi co chciałeś! Jesteś zwykłym sukinsynem!
W tym momencie Nialler spojrzał na mnie, a wszyscy podążyli za jego wzrokiem. Stałam w centrum ich uwagi. Wszyscy jak na rozkaz uspokoili się w jednej chwili. 
-Rose! - krzyknęła Libby i w jednej chwili znalazła się obok mnie.
Przytuliła mnie do siebie, ale ja stałam jak posąg, nie będąc w stanie się ruszyć. Widziałam GO. Coś znów zakuło mnie w serce. Patrzył na mnie tymi swoimi zielonymi oczami, w których malował się smutek i ból. Nie chciałam znów zacząć płakać. Nie tym razem. Przecież musiałam być silna, bo nie miałam innego wyjścia. Jak inaczej miałam żyć?
-Uspokójcie się - powiedziałam - i dajcie sobie spokój. To i tak niczego nie zmieni.
Uwolniłam się z uścisku Libby i wyszłam z domu. Wszyscy patrzyli jak się oddalam, ale tylko Niall za mną pobiegł. Dopadł mnie przy bramie.
-Rose, zaczekaj, proszę! - krzyknął i złapał mnie za ramię.
Nie odezwałam się. Niall był jedyną osobą, która bardzo wiele dla mnie zrobiła i potrafiła walczyć do samego końca. Westchnęłam i mocno się do niego przytuliłam, co od razu odwzajemnił.
-Chciałbym ci obiecać, że wszystko będzie w porządku.. - zaczął, ale mu przerwałam.
-Nie będzie w porządku, Horan. Dobrze o tym wiem. Po prostu muszę się pozbierać i nauczyć na niego patrzeć bez bólu i wstrętu. Wszyscy jesteśmy ludźmi. 
-Nie wierzę, że to zrobił.. nie dociera to do mnie..
-Przestań już, okey? Chcę o tym zapomnieć. Pozwól mi na to.
W tym momencie przed bramą zaparkował samochód Nate'a. Niall się zdziwił, ale nic nie powiedział. Cmoknęłam go w policzek i uwolniłam się z jego uścisku. Nate wysiadł z samochodu i czekał na mnie. Bez wahania do niego poszłam i wsiadłam do samochodu. Razem odjechaliśmy w nieznanym kierunku...

______________________________
Ta-daa xd no więc jest 34 :D
Takie tam.. małe komplikacje.. DRAMACIK - czyli coś, co lubię najbardziej xd
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem i czekam na więcej! Chyba was na to stać, prawda? :) 
Cieszę się, że wchodzicie na aska i pytacie bohaterów bo wiem, że się tym interesujecie. Czekam na dalsze zestawy pytaań! <3
A rozdział dzisiaj bo świętuję swoje imieniny :D Zrobiłam Wam prezent, cieszycie się? :D
Następny wkrótce <3 



piątek, 10 maja 2013

Rozdział trzydziesty trzeci ♥

Był przeddzień wesela Gemmy. Z Harrym kłóciłam się coraz częściej. Nie mogłam znieść jego widoku z Carmen, a on ciągle wytykał mi, że spotykam się z Natem. Między nami nic nie było w porządku. Kochałam go i bardzo mi na nim zależało, ale nie wiedziałam jak długo jeszcze pociągnę. Coraz więcej płakałam i zamykałam się w swoim pokoju. Zawsze się godziliśmy, ale to już nie było to samo. Między nami wytworzył się dystans, którego za nic nie mogłam pokonać. Libby i Jane bardzo mi pomagały i wspierały we wszystkim. Brakowało mi tych dni, kiedy po prostu leżeliśmy wtuleni w siebie i cieszyliśmy się każdą spędzoną wspólnie chwilą. Wybiła godzina 14:00. Właśnie pakowałam swoje ostatnie rzeczy i zamykałam walizkę, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili w progu zobaczyłam Harrego. Zmrużyłam oczy i kontynuowałam to, co robiłam. Nie miałam ochoty na kolejną nic nie wartą awanturę lub wyrzuty za coś, czego nie zrobiłam. W końcu wyprostowałam się i spojrzałam na niego. Z wyrazu jego twarzy nie mogłam nic wyczytać. Podszedł do mnie niepewnie i przyciągnął do siebie, czym całkowicie mnie zaskoczył.
-Nie chcę się z tobą kłócić.. - powiedział cicho - jutro moja siostra wychodzi za mąż i chcę żeby ten dzień był idealny. Nie chcę żeby między nami były jakiekolwiek nieporozumienia, Rose. Nie tym razem.
-Myślisz, że ja chcę się kłócić? - westchnęłam i wtuliłam się w niego - Uwierz mi, jestem tym wszystkim po prostu zmęczona. Mam dość ciągłych awantur i pretensji. Nie może być jak dawniej?
-Bardzo bym tego chciał. Kocham cię.
-Ja też cię kocham.
Podniosłam głowę i nasze usta złączyły się w pocałunku. Naprawdę cholernie mi tego brakowało. Miałam wielką nadzieję, że od tego momentu wszystko będzie o wiele lepiej. W końcu Hazza wziął moją walizkę i wspólnie zeszliśmy na dół. Tak jak radziły mi dziewczyny, na wesele zaprosiłam oczywiście Nate'a. Nikogo innego nie brałam nawet pod uwagę. Zjawił się dokładnie 15 minut później. Czułam jak Harry mocniej ściska moją rękę, a jego usta przybrały kształt cienkiej linii. Wywróciłam oczami i wyswobodziła się z jego uścisku. Przytuliłam przyjaciela na powitanie i przedstawiłam wszystkim po kolei. Byli dla niego naprawdę mili. Oczywiście z jednym wyjątkiem, bo Harry zachowywał się jak zazdrosny szczeniak i patrzył na niego złowrogo. Miałam tego powoli dość. Przed chwilą mówił, że nie chce kłótni a teraz sam chciał zacząć. Skarciłam go wzrokiem i wsiedliśmy do wielkiego vana zaparkowanego na podjeździe. Brakowało tylko dwóch osób, choć jak dla mnie mogłyby całkowicie zniknąć i nigdy nie wrócić, bo to przez nie wszystko się rozwaliło. Minęło 10 minut aż w końcu biały kabriolet dojechał na miejsce. Amber i Carmen wysiadły z niego i podały swoje bagaże kierowcy. Oczywiście, jak zwykle liczyły na królewskie traktowanie. Siedziałam między Harrym a Natem, więc nie było szans żeby któraś z nich była obok mnie. I bardzo mi to odpowiadało.
W końcu ruszyliśmy w drogę. Przez te kilka godzin starałam się nie zwracać uwagi na te dwie lalunie, ale po prostu się nie dało. Ciągle coś gadały, narzekały i o wszystko miały pretensje. Odwróciłam się do Libby i Jane, i zaczęłam z nimi rozmowę. Wkrótce dołączył do nas Niall, Louis, Liam i Nate. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu Hazza w najlepsze gadał z.. Carmen. Zayn natomiast siedział cicho ze słuchawkami w uszach i nie zwracał na nic uwagi. To też było jakieś rozwiązanie. Po długiej podróży w końcu dojechaliśmy do Holmes Chapel. Byłam całkowicie wykończona i marzyłam tylko o gorącym prysznicu i wygodnym łóżku. Kiedy w końcu znaleźliśmy się w hotelu, od razu padłam na wygodny materac i popatrzyłam w sufit. Dzieliłam apartament z Libby i Jane, co bardzo mi odpowiadało. Dziewczyny zrobiły dokładnie to samo, co ja i w pewnym momencie wszystkie trzy wybuchnęłyśmy śmiechem. Było już naprawdę późno. Wzięłam potrzebne rzeczy i poszłam do łazienki, gdzie w końcu mogłam wziąć prysznic. Przez dłuższą chwilę relaksowałam się gorącą wodą i w końcu wyszłam, otulając się miękkim, białym ręcznikiem.Wysuszyłam swoje ciało i ubrałam się w krótkie szorty i białą bokserkę. Spięłam włosy w niedbałego koka i wróciłam do pokoju. Po mnie łazienkę zajęła Libby a Jane poszła do Niallera. Zostałam więc w pokoju sama. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Krzyknęłam tylko "otwarte!" i usiadłam na łóżku. Jak się okazało, był to Nate. Uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił. Postanowiliśmy wyjść na balkon i zaczerpnąć świeżego powietrza. Oparłam się o zimną barierkę i spojrzałam przed siebie. Nate stanął obok mnie.
-Myślisz, że wszystko będzie w porządku? - spytałam w pewnym momencie.
-Oczywiście, że będzie - odpowiedział od razu - przecież złe czasy nie trwają wiecznie, prawda? Ten cały Paul w końcu przejrzy na oczy i będziesz mogła być ze swoim chłopakiem bez żadnych przeszkód. Ja w to wierzę, więc ty też powinnaś.
-Chciałabym w to wierzyć.. ale sam wiesz jaka jest sytuacja. Na jutrzejszym ślubie będzie masa reporterów i tak dalej. Co innego widzieć Harrego i Carmen w telewizji, a co innego na żywo. Boję się, że tego nie wytrzymam..
-Hej, przecież będę tam z tobą, pamiętasz? Jakby co to odciągnę cię na bok i jakoś damy radę. Nie będziesz musiała się tym przejmować. Przecież po to mnie tu przywiozłaś, tak?
-Daj spokój - powiedziałam z uśmiechem i lekko uderzyłam go w ramię.
-Ejj, a to za co?
-Zasłużyłeś.
Po tych słowach po prostu się do niego przytuliłam, co od razu odwzajemnił. Przy nim zawsze odzyskiwałam dobry humor. Miał w sobie coś takiego, co od razu napełniało mnie nadzieją. Nate miał całkowitą racje: powinnam uwierzyć w to, że w końcu będzie dobrze. Nic innego mi nie pozostało. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, po czym oboje wróciliśmy do swoich pokoi. Libby i Jane już siedziały na swoich łóżkach. Zgasiłam światło i zaszyłam się pod kołdrą. Nawet sama nie wiem, kiedy zasnęłam.

W końcu nadszedł ten ważny dzień. Rano obudziłam się całkowicie wyspana. Libby i Jane już siedziały na czarnej sofie i skakały po kanałach na plazmie zawieszonej na ścianie. Odwróciły się do mnie i przywitały się ze mną przyjaźnie. Po chwili do pokoju wparowali chłopcy. Harry od razu usiadł obok mnie i pocałował. Takie poranki jak najbardziej mi odpowiadały. Wtuliłam się w niego i uśmiechnęłam. Wszyscy razem zaczęliśmy rozmawiać o zbliżającej się ceremonii.
-Koniecznie musicie poznać Darcy - powiedział Hazza w pewnym momencie.
-Że kogo? - zdziwiłam się.
-Darcy to moja dawna przyjaciółka z Holmes Chapel - spędziliśmy ze sobą praktycznie całe dzieciństwo. Fajnie będzie ją zobaczyć po latach.
-Mam się czuć zagrożona?
-Ty? Nie ma mowy - powiedział i ucałował mnie w czoło.
-A.. ładna jest? - spytał Louis.
-O właśnie, może nasz wspaniały żartowniś w końcu znajdzie swoją drugą połówkę? - odpowiedział mu Hazz z chytrym uśmieszkiem.
-Spadaj, Styles - warknął.
-Ej, a skąd wiesz, że nie? - podchwyciła temat Libby - Może akurat..
-Dajcie spokój! - przerwał jej Lou - Na świecie jest miliony dziewczyn i nawet w tej chwili jakiś milion z nich oświadcza mi się na Twitterze. Mam w czym wybierać.
-Darcy jest naprawdę w porządku. Musisz ją poznać.
-Ja się poddaję.. - powiedział i wywrócił oczami.
-Ktoś tu ma zły humor.. - odezwał się Niall.
Rozmawialiśmy jeszcze przez dłuższą chwilę i w końcu nadszedł ten moment, gdy musieliśmy zacząć przygotowywać się na ceremonię. Jako pierwsza zajęłam łazienkę i wzięłam prysznic, po czym ubrałam bieliznę i w cienkim szlafroku wróciłam do pokoju. Moim makijażem od razu zajęła się Libby. Byłam pod wrażeniem tego, co potrafiła zrobić. Przez eyeliner i tusz moje oczy wydawały się większe i bardziej brązowe. Podobało mi się to. Użyła jeszcze podkładu i szminki. Wyglądałam naprawdę ładnie. Kiedy już wszystkie byłyśmy wykąpane, ułożyłyśmy włosy i wyciągnęłyśmy z walizek sukienki, buty i dodatki. Miałyśmy coraz mniej czasu, więc musiałyśmy się śpieszyć. Wszystkie trzy stałyśmy tylko w bieliźnie. I właśnie w tym momencie do naszego pokoju wszedł Zayn. Miałam ochotę mu przywalić, ale opanowałam się. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Było widać, że był zadowolony z całej sytuacji. Ku mojemu zdziwieniu stał już w czarnym smokingu i prezentował się niesamowicie seksownie.
-Malik, wiesz co to znaczy odrobina prywatności? - warknęła Jane.
-Nie moja wina, że mam idealne wyczucie czasu - odpowiedział z uśmieszkiem.
-Ta, wręcz niesamowite - powiedziałam, wyciągając z walizki swoją sukienkę - co chcesz?
-Oj przestańcie. To tak, jakbym zobaczył was w bikini. To dokładnie to samo!
-Mniejsza o to. Mów po co przylazłeś - powiedziała Libbs.
-Miałem wam tylko przekazać, że za pół godziny podjedzie limuzyna - odpowiedział, wzruszając ramionami - to wszystko.
-Świetnie. A teraz wynocha - powiedziała Jane.
-Okej, już idę, idę - podniósł ręce w obronnym geście i posłusznie wyszedł.
Popatrzyłyśmy na siebie i wybuchnęłyśmy śmiechem. Tak po prostu. W końcu włożyłyśmy swoje kreacje i byłyśmy gotowe. Mój zestaw wyglądał TAK, Libby TAK, a Jane TAK. Objęłyśmy się i wyszłyśmy. Chłopcy czekali już na dole, a pod hotelem roiło się od fanów i reporterów. Nawet w takich dniach nie mogli sobie odpuścić. Cała szóstka idealnie prezentowała się w garniturach. Przypadkowo spojrzałam na Zayna, który (jak się okazało) przyglądał mi się z przygryzioną dolną wargą. Wystawiłam mu język i podeszłam do Nate'a, który uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. Po chwili po schodach zeszły Carmen i Amber, szepcząc coś między sobą. Humor od razu mi się pogorszył. Amber prezentowała się TAK, a Carmen TAK. Musiałam przyznać, że wyglądały naprawdę wspaniale. Carmen od razu stanęła obok Hazzy, który złapał ją za rękę, a Amber podeszła do Zayna i splotła swoje palce z jego. Nie był tym zadowolony, ale dobrze wiedział, że musiał to przeżyć. Współczułam zarówno sobie, jak i jemu.
O godzinie 14:00 opuściliśmy hotel. Jakimś cudem udało nam się przecisnąć przez tłum ludzi i wsiąść do czarnej limuzyny. Pod kościołem byliśmy punktualnie. Nawet tam roiło się od paparazzich. Wzięłam Nate'a pod rękę i z jego pomocą weszłam do małego budynku, zaraz za resztą przyjaciół. Czułam się naprawdę dziwnie, ale wiedziałam, że nie mam innego wyboru. Musiałam być silna. Musiałam dać radę. Zajęłam miejsce w ławce i rozglądnęłam się dookoła. Wszystko wyglądało magicznie i niesamowicie. Pod ołtarzem stał mężczyzna w beżowym garniturze. Domyśliłam się, że był to pan młody. W końcu ceremonia się rozpoczęła. Przez środek kościoła przeszła Gemma z wielkim uśmiechem na twarzy. W rękach niosła bukiet z czerwonych róż, co idealnie kontrastowało z bielą jej długiej sukni. Przez cały ślub siedziałam z uśmiechem na twarzy i cieszyłam się jej szczęściem, choć niezbyt dobrze ją znałam. Po prostu wiedziałam, że zasłużyła na wszystko, co najlepsze. W końcu wypowiedzieli sakramentalne "tak" i ich usta złączyły się w pocałunku. Wtedy w moich oczach pojawiły się łzy. Też chciałabym, aby moje życie było tak piękne i szczęśliwe. Niestety rzeczywistość była inna.
Po zakończonej ceremonii pojechaliśmy do hotelu, w którym odbywało się wesele. Gemma i Liam przyjmowali życzenia i podarunki. Kiedy nadeszła moja kolej, mocno ją przytuliłam i życzyłam jak najwięcej szczęścia i miłości, po czym przedstawiłam jej Nate'a. Wszystko zaczęło się rozkręcać. Staliśmy w grupce i rozmawialiśmy, gdy nagle na ustach Harrego pojawił się szeroki uśmiech. Odwróciliśmy się w kierunku, w którym patrzył i zobaczyliśmy wysoką, śliczną, ciemną blondynkę, ubraną TAK. Mój chłopak podbiegł do niej i obydwoje rzucili się sobie w ramiona. Zgadywałam, że była to Darcy i oczywiście się nie myliłam. Ukradkiem spojrzałam na Lou i uśmiechnęłam się pod nosem. Wyglądał jakby właśnie zobaczył coś, co bardzo chciałby mieć. Zaśmiałam się pod nosem, a cała reszta spojrzała na mnie, nie wiedząc o co chodzi. Harry przyprowadził swoją przyjaciółkę i przedstawił nas sobie. Wydawała się być naprawdę miła. Przez chwilę rozmawialiśmy a później każde z nas poszło w swoją stronę. Wzięłam Nate'a pod rękę i wspólnie poszliśmy na parkiet. Póki co nie chciałam patrzeć na Hazzę i przyklejoną do jego boku blondynkę, bo zbierało mi się na mdłości. Zaczęła się zabawa...


~Louis~

Nie sądziłem, że w jednej minucie mogę poczuć się, jakby stało się coś ważnego. Kiedy Harry wspomniał o swojej przyjaciółce, po prostu byłem jej ciekaw. Nie sądziłem, że będzie jakaś wspaniała czy coś w tym stylu. Myślałem, że będzie taka sama jak wszystkie inne dziewczyny. Ale gdy tylko ją zobaczyłem, w mojej głowie zaświeciła się czerwona lampka. Była naprawdę piękną i miłą osobą. Zrobiła na mnie bardzo dobre pierwsze wrażenie. Miałem w sobie to uczucie, że bardzo chciałbym ją poznać. Zaraz jak od nas odeszła, podszedłem do naszego stolika i wypiłem szklankę wody. Gemma i Liam tańczyli właśnie swój pierwszy taniec i uśmiechali się do siebie. Poczułem małe ukłucie zazdrości. Jako jedyny z zespołu pozostawałem singlem i miałem w sobie to wewnętrzne uczucie, że potrzebuję kogoś bliskiego. Jednak do tej pory nikogo takiego nie spotkałem. Może właśnie teraz miało się to zmienić? Nie mogłem zaprzepaścić takiej szansy.
Zauważyłem, że Darcy wyszła tylnym wyjściem i od razu poszedłem za nią. Zawsze od czegoś trzeba zacząć. Dziewczyna stała przy barierce i odpalała papierosa. Bez słowa stanąłem obok niej, a ona spojrzała na mnie niepewnie, wypuszczając z ust kłębek dymu.
-Ładne dziewczyny nie powinny truć się tym świństwem - wypaliłem i spojrzałem przed siebie.
-A ty jesteś tutaj boo..? 
-Już nie można wyjść i się przewietrzyć? Albo dotrzymać ci towarzystwa? Czy coś..
Darcy zaśmiała się i po raz kolejny zaciągnęła się dymem.
-Jesteś najlepszym przyjacielem Harrego, prawda?
-Tak, we własnej osobie. Zapewne dużo o mnie słyszałaś i..
-Nie - przerwała mi - nic o tobie nie słyszałam. 
-Nie?
-Nie. Oprócz tego, że jesteś Louis Tomlinson, masz 21 lat, urodziłeś się w Doncaster, jesteś szalony i zwariowany, nie bierzesz życia zbyt poważnie, nie nosisz skarpetek, kochasz paski, masz przyjaciela ptaka na którego mówisz Kevin..
-Wow. Naprawdę nigdy o mnie nie słyszałaś.
Darcy po raz kolejny się zaśmiała i spojrzała na mnie.
-Wiesz.. interesowałam się życiem mojego przyjaciela. To chyba normalne, że czytałam o jego znajomych i tym, co właśnie robi. Stąd wiem o was wiele rzeczy. 
-Ale to nie fair.
-Co znowu?
-Że ty wiesz o mnie praktycznie wszystko, a ja o tobie nic. 
-Chcesz.. mnie poznać? Dlaczego? - spytała niepewnie, a ja wzruszyłem ramionami.
-Po prostu.. zwróciłaś moją uwagę. I jesteś ładna.
Dziewczyna wywróciła oczami i przydeptała butem wypalonego peta. Przez chwilę panowało milczenie, aż w końcu zabrała głos. Opowiedziała mi o sobie wiele rzeczy. Byłem zdziwiony tym, że potrafiła się przede mną otworzyć. Może rzeczywiście powinienem lepiej ją poznać? Może to właśnie jej potrzebowałem? Póki co nie miałem tej pewności, ale wiedziałem, że muszę chociaż spróbować. Nie chciałem znów być sam, a przy niej czułem się jakoś tak.. inaczej. Jak na swoim miejscu. Kiedy skończyła swoją opowieść, odwróciłem się do niej i przyjrzałem się jej uważnie.
-Mam coś na twarzy? - spytała zirytowana.
-Tak. Twarz - odpowiedziałem i wystawiłem jej język, na co uderzyła mnie w ramię.
-A więc.. - kontynuowałem - dasz się zaprosić do tańca?
-No cóż.. w końcu to wesele, więc czemu nie? Wydajesz się być w porządku. Ale ostrzegam cię, że jakbyś chciał mnie gdzieś wywieźć i zgwałcić przy pierwszej lepszej okazji, to nie zawaham się użyć swoich zdolności żeby rozwalić ci twarz, jasne?
-Jak słoneczko. To jak, idziemy?
Skinęła głową i wspólnie weszliśmy do środka. Od razu wyłapałem spojrzenie Hazzy, który właśnie tańczył z Rose. Wystawiłem mu środkowy palec i objąłem Darcy w talii. Akurat leciał wolny kawałek. Na początku chyba nie czuła się komfortowo, ale w końcu wtuliła się we mnie i zamknęła oczy. To było coś naprawdę niesamowitego. Mógłbym to przeżywać jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz, i tak na okrągło. 
W końcu wróciliśmy do stolika, gdzie siedziała cała reszta, w tym Rose i jej przyjaciel. Akurat mieliśmy jedno wolne miejsce, które zajęła Darcy. Kelnerzy roznosili obiad, który ze smakiem zjedliśmy. Zaczęliśmy rozmawiać, żartować i wspominać. Co jakiś czas ukradkiem spoglądałem na Darcy, żeby choć przez krótką chwilę ją widzieć. Tomlinson, wzięło cię.. usłyszałem głos w swojej głowie, który od razu starałem się stłumić. To nie mogło być nic poważnego. Znałem ją zaledwie od dwóch godzin, a nigdy nie wierzyłem w coś takiego, jak miłość od pierwszego wejrzenia. 
Zabawa była naprawdę bardzo udana. Praktycznie przez cały wieczór tańczyłem z Darcy, przy której czułem się na swoim miejscu. Bawiłem się też z Rose, Libby i Jane oczywiście, a Carmen i Amber starałem się unikać, bo od początku działały mi na nerwy tym, że uważały się za najważniejsze. Pozostawało tylko pytanie: co zrobić dalej?

~Rose~

Na weselu bawiłam się wspaniale. Mimo tego, że ciągle musiałam patrzeć jak Harry tańczy z Carmen, to jakoś dało się wytrzymać. Po prostu gdy widziałam ich razem, zawsze odwracałam wzrok i starałam się skupić na czymś zupełnie innym. Carmen ciągle się do niego przymilała i tuliła. Dobrze, że miałam przy sobie Nate'a, bo gdyby nie on, to wszystko byłoby o wiele gorsze. To było niewyobrażalnie trudne. Musiałam patrzeć na swojego chłopaka i inną dziewczynę.. musiałam patrzeć na te wszystkie uściski, pocałunki, czułe gesty.. w niektórych momentach po prostu zbierało mi się na wymioty. Ale gdy zobaczyłam ich po raz pierwszy, jak obściskują się na jednej z sof, pobiegłam do łazienki, zamknęłam się w kabinie i po prostu zaczęłam płakać. To było dla mnie zbyt wiele. Czułam się, jakby mnie zdradził. Na szczęście przyszła do mnie Libby i została, dopóki się nie uspokoiłam. Poprawiła mi makijaż i wspólnie wróciliśmy do innych. Harry co jakiś czas posyłał mi słodki uśmiech, który za każdym razem starałam się odwzajemniać, jednak przez resztę wesela prawie w ogóle nie poświęcał mi czasu. Owszem tańczyliśmy ze sobą kilka razy i za każdym słyszałam jego szept, gdy mówił mi do ucha "kocham cię". Tylko to jakoś mnie jeszcze trzymało. Jednak świadomość tego, że Carmen była blisko niego, napełniała moje serce niezmierzonym żalem i nienawiścią do Paula, Modest i do niej. Na to nic nie mogłam poradzić. Przeszłam w swym życiu bardzo wiele i miałam wszystkiego po prostu dość. Ciągle miałam nadzieję na to, że będzie w porządku, ale póki co nic na to nie wskazywało. Zauważyłam, że przez praktycznie całe wesele, Louis kręcił się obok przyjaciółki Harrego. Ciągle widziałam jak rozmawiali, śmiali się i tańczyli. Czyżby i on w końcu kogoś sobie znalazł? Miałam nadzieję, że tak i z całego serca życzyłam mu powodzenia.

Obudziłam się w hotelowym pokoju. Ale nie w tym, w którym spędziliśmy pierwszą noc, lecz w tym, w którym odbywało się wesele. Impreza skończyła się o 6:00 nad ranem i nikt nie był w stanie gdziekolwiek się ruszyć. Nawet Liam, bo Libby tak się spiła, że ledwo kontaktowała. Musiałam przyznać, że mimo wszystko bawiłam się naprawdę świetnie. A przy tym udało mi się nawiązać dłuższą rozmowę z Gemmą i jej mężem, który okazał się być bardzo fajnym facetem. Poprosiłam o pokój jednoosobowy, więc Libby z Jane spały zaraz za ścianą. Przetarłam oczy i spojrzałam w okno. Przeciągnęłam się i wstałam. Zrobiłam kilka skłonów, po czym poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, spięłam włosy w niedbałego koka i zrobiłam lekki makijaż, po czym wygrzebałam z torby TEN zestaw, w który od razu się przebrałam. Zostawiłam po sobie porządek i wyszłam na korytarz. Nie wiem, co mną kierowało, ale poszłam do pokoju Hazzy. Zapukałam, ale nikt mi nie odpowiedział. Loczek zapewne jeszcze spał. Uśmiechnęłam się pod nosem i powoli nacisnęłam klamkę. Drzwi ustąpiły i znalazłam się w środku. Weszłam głębiej z chytrym planem, żeby go obudzić. W jednym momencie stanęłam jak wryta. Zakryłam usta dłonią, żeby nie zacząć krzyczeć. Obok niego leżała Carmen, wtulona w jego pierś, a po podłodze walały się ich ubrania. Obejmował ją. Cienka kołdra ledwo zakrywała ich nagie ciała. Czułam się, jakby ktoś wyrwał mi serce i rzucił nim o podłogę. W oczach od razu pojawiły mi się łzy. Chciałam stamtąd uciec, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Po prostu stałam w miejscu i płakałam. Właśnie w tym momencie Harry zaczął się budzić. Otworzył oczy i spojrzał na Carmen. Dopiero potem jego wzrok spoczął na mnie. W jednej chwili na jego twarzy pojawiło się przerażenie. Podciągnął kołdrę i się zmieszał.
-Rose.. - zaczął, ale od razu mu przerwałam.
-Zdradziłeś mnie - powiedziałam przez łzy - przysięgałeś, że to ja jestem najważniejsza, a Carmen cię nie obchodzi i jesteś z nią tylko dlatego, że nie masz innego wyboru. Jesteś podłym kłamcą, Styles.
-Pozwól mi wyjaśnić..
-Nie obchodzi mnie co masz mi do powiedzenia! Teraz przynajmniej wiem, co tak naprawdę robiłeś, gdy wychodziłeś z domu i szedłeś do niej. Miałeś do mnie pretensje, że wychodzę z przyjacielem a sam pieprzyłeś się z tą suką! Taki teraz jesteś, tak? Lubisz to uczucie, gdy niszczysz komuś życie?
-Ale.. przecież..
-Nienawidzę cię! - znów mu przerwałam - nienawidzę cie, słyszysz?! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Dosyć już w życiu przeszłam. Teraz przynajmniej widzę, jak powinno być. Boże, jaka ja byłam głupia, że uwierzyłam w te wszystkie czułe słówka! 
-Rose, nie mów tak, proszę.. - w tym momencie zaczął się podnosić, ale przypomniał sobie, że jest całkiem nagi.
W tym momencie do pokoju wparował Nialler.
-Co tu się.. - przerwał, widząc całą sytuację - co do cholery?!
-Już nic, Niall - powiedziałam wściekle, ocierając łzy - po prostu właśnie zakończyłam w swoim życiu rozdział pod tytułem "Harry". 
Po tych słowach po prostu wybiegłam z jego pokoju. Nie mogłam dłużej na to patrzeć. Chciałam zatrzymać łzy, ale nie byłam w stanie. Cierpiałam, jak jeszcze nigdy w życiu. Wbiegłam do siebie i zamknęłam drzwi na klucz. Rzuciłam się na łóżko i ukryłam twarz w poduszkach. Wiedziałam. Wiedziałam, że nie powinnam była zgadzać się na takie coś! Przez cały czas miałam to cholerne uczucie, że Harry mnie skrzywdzi, ale tłumiłam je w sobie. Ale.. kochałam go. Był dla mnie wszystkim i za nic nie chciałam z niego zrezygnować. Wiedziałam, że będzie trudno. Ale żeby aż tak? Scena sprzed kilku chwil utkwiła mi w głowie i wbijała coraz to nowsze sztylety w moje i tak już zranione serce. Zaufałam mu. Powierzyłam mu całą siebie. A on.. zdradził mnie. Poszedł z nią do łóżka i nawet nie pofatygowali się, żeby zamknąć drzwi na klucz. Jak widać byli zbytnio zajęci sobą.
Coraz to nowsze łzy zbierały mi się w oczach. Moje szczęście właśnie odeszło bezpowrotnie, a cała nadzieja ulotniła się w powietrzu. Teraz Harry nie musiał już udawać. A może.. od początku nic nie było udawane? Może od początku chciał być z nią, a ja idiotka wierzyłam, że jest inaczej? Jak mogłam być taka głupia? W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Słyszałam zdenerwowany głos Nialla, który powtarzał moje imię, prosząc, bym go wpuściła. W końcu zwlokłam się z łóżka i przekręciłam klucz, a drzwi się otworzyły. Horan nic już nie powiedział. Po prostu mocno mnie do siebie przytulił, a ja wtuliłam się w niego, nie mogąc przestać płakać. Koniec tego pieprzonego love story. Witaj pierdolona rzeczywistości...

_______________________________
Komplikacje, komplikacje.. ^^ No więc mamy 33 :)
Zapewne końcówki się nie spodziewałyście.. a może jednak? Nie wiem sama.. :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ! <3
Dobrze wiecie, że dla mnie to naprawdę ważne i cieszę się, że pod każdym rozdziałem jest minimum 40 komentarzy, bo wiem, że czekacie na kolejne notki a to daje mi siłę i wenę do pisania kolejnych części. Więc dziękuję wam bardzo za to, że tu jesteście! <3
Jak waszym zdaniem zachował się Harry? I jak potoczą się losy HOSE? PISZCIE!

A teraz wracam do mojego opowiadania z JB, o którym wspomniałam 2 posty wcześniej ;) Mam już założonego bloga, bohaterów i fabułę. Tutaj wstawiam wam taki "plakat" reklamujący nową historię, wykonany przez @turnthe_light ♥ Za niedługo początek! <3

DO NAPISANIA NIEBAWEM ! <3