-Co to kurwa ma być?! - krzyknęła wściekła - Czy ty sobie ze mnie robisz jakieś chore żarty, Malik? Jakie zerwanie? Jaki koniec do cholery!?
-Ty nadal o tym? Chryste, Amber! Kiedy wreszcie dotrze do ciebie, że nasz związek nie istniał od dawna? Kiedy zrozumiesz, że cię nie kocham i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego? Co mam zrobić żebyś w końcu się ode mnie odczepiła?!
-Przestań pierdolić głupoty! Przecież byliśmy idealną parą! Nadal jesteśmy!
W tym momencie nie wytrzymałem. Miałem już tego po prostu dość. Ile można użerać się z jedną osobą, do której nie dociera sens niektórych słów? Zszedłem z ostatniego stopnia, chwyciłem ją za ramiona i spojrzałem prosto w oczy.
-Między nami nic nie ma - powiedziałem ostro - od dawna niczego nie było! Nie kocham cię, Amber. Teraz mam cię całkowicie w dupie i nie obchodzi mnie to, co myślisz. Nie jesteśmy razem, więc wreszcie się ode mnie odczep! Chcę w końcu być szczęśliwy! Ale nie z tobą. Nigdy więcej nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! Już wystarczająco dużo życia mi zniszczyłaś. Nie pozwolę ci na więcej. Nie wrócimy do siebie, bo kocham kogoś innego! Okey? Dotrze to wreszcie do ciebie?!
-Ale..
-Nie! - krzyknąłem - Dość! Nie ma już nas! I nigdy nie będzie!
Po tych słowach puściłem ją i starałem się opanować nerwy. Amber stała jak słup soli i patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Po chwili dostrzegłem w jej oczach pojawiające się łzy. Zaskoczyło mnie to. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Zacisnęła usta, odwróciła się i po prostu odeszła. Bez słowa. Miałem wyrzuty sumienia. Może byłem dla niej zbyt ostry? Może powinienem załatwić to inaczej? Ale co to zmieniało? Od dawna miałem dość tego udawanego związku. Teraz nareszcie mogłem być wolny. Tylko to się liczyło. W tym momencie Amber zniknęła z mojego życia raz na zawsze. Nie potrzebowałem niczego więcej. Teraz wszystko musiało się ułożyć. I miałem wielką nadzieję, że tak będzie. Nagle zauważyłem schodzącą po schodach Pearl. Ta mała cwaniara ostatnio nieźle rozrabiała. Już kilkakrotnie znalazłem ją na łóżku w swoim pokoju. Zaraz za nią po schodach zeszła Rose. Wzięła kotkę na ręce i uśmiechnęła się do mnie smutno.
-Hej, hej, poczekaj! - powiedziałem, zanim odeszła.
-Coś się stało? - spytała bez emocji.
-Ja.. nie.. tylko.. oglądałaś ostatnio telewizję? Albo słuchałaś radia, czy co?
-Nie - odpowiedziała i schyliła głowę - nie mam na to najmniejszej ochoty. A.. czemu pytasz?
-Bo.. wszyscy huczą o moim wielkim zerwaniu z Amber..
W tym momencie jej źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia. No tak, nie wiedziała. Uśmiechnąłem się niepewnie i wzruszyłem ramionami.
-Ale jak to? - spytała w końcu - Jakim zerwaniu? O co tu chodzi?
-Dwa dni temu był u nas Paul. Przeprosił nas za ten cały bałagan, który się przez niego zrobił. Powiedział, że jesteśmy wolni i możemy robić co chcemy. Już nigdy więcej nie będzie wtrącał się w nasze życie prywatne. Jednym słowem: wszystko wraca do normy.
-Ahm.. to świetnie. W takim razie powodzenia i.. szczęścia.
-Rose, wszystko okey? - spytałem miękko.
Było po niej widać, że jest całkowicie wykończona. Oczy miała zaczerwienione od łez, chodziła w starych dresach i chyba niczym się nie przejmowała. Ciągle siedziała w swoim pokoju i wpuszczała do niego tylko Libby, Jane, Nialla i tego swojego przyjaciela, z którym spędzała ostatnio najwięcej czasu. Już kilkakrotnie chciałem do niej pójść i szczerze porozmawiać, ale nie miałem na to odwagi.
-A jak myślisz, Zayn? Czy wyglądam na osobę, która cieszy się życiem?
Zamilkłem. Nawet nie wiedziałem, co powiedzieć. Po raz pierwszy w życiu nie umiałem wydusić z siebie słowa. Odwróciłem wzrok i schyliłem głowę.
-Przepraszam.. - powiedziałem cicho - nie powinienem był o to pytać..
-Nie szkodzi. To pytanie słyszę po kilkanaście razy dziennie. Nie musisz się przejmować. Przecież wciąż żyję. Obiecałam, że nic sobie nie zrobię, ale chwilami jest mi cholernie ciężko z tą decyzją.
-Wiesz, że możesz na mnie liczyć, prawda? - w końcu na nią spojrzałem - My.. przecież jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele sobie pomagają. Nie chcę cię teraz stracić..
-Nie stracisz mnie - odpowiedziała i na jej ustach zagościł cień uśmiechu - obiecuję.
Postawiła Pearl na schodach i podeszła do mnie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu się przytuliliśmy. Wiedziałem, że jest jej ciężko. Wiedziałem, że to, co się stało, na zawsze odbije się na jej życiu i psychice. Ale czasu nie da się cofnąć. Z niektórymi sprawami po prostu trzeba nauczyć się żyć. W końcu się od siebie oderwaliśmy. Uśmiechnęła się do mnie smutno, wzięła Pearl na ręce i poszła do siebie. Atmosfera w tym domu zdecydowanie nie była dobra. W tym momencie z kuchni wyłonił się Harry. Miał zaciśnięte usta i opierał się głowa o framugę. Musiał słyszeć naszą rozmowę. Ale jego akurat miałem gdzieś. Przez to, co zrobił, stracił w moich oczach szacunek. Tylko Louis się do niego odzywał i starał się odzyskać dawny kontakt. Kiedyś byliśmy jak bracia, ale dzisiaj.. patrząc na Rose, na to w jakim była stanie i na to, co się z nią działo, nie umiałem normalnie z nim gadać. Nie, wiedząc, że to przez niego i przez to, że nie potrafił zapanować nad uczuciami. Okey, można się pogubić, ale żeby aż tak skrzywdzić osobę, którą podobno naprawdę się kocha? Nie do pomyślenia. Minąłem go bez słowa i wyszedłem z domu. Ostatnim, co słyszałem, było uderzenie jego pięści o ścianę. Jednak już o to nie dbałem. Zamknąłem za sobą drzwi, wsiadłem do samochodu i pojechałem do sklepu po papierosy. Czas zacząć kolejny dzień..
~Louis~
Ostatnio sprawy nieco się unormowały. Tylko ja ze wszystkich domowników rozmawiałem z Hazzą. Czasami Liam zamienił z nim parę zdań, ale tak, to wszyscy go ignorowali i posyłali wrogie spojrzenia. Wiedziałem, że źle zrobił i też miałem mu to za złe, ale przecież nie mogliśmy unikać się do końca życia! Byliśmy zespołem, braćmi. Nie mogliśmy tak po prostu się nienawidzić i to przez jeden błąd. Musiałem jeszcze raz pogadać z chłopakami. Z Zaynem i Liamem. Z Niallem nie było nawet po co, bo wiedziałem, że i tak nie zmieni swojego nastawienia. Dopóty, dopóki Rose była nieszczęśliwa, on nie był w stanie wybaczyć. Sytuacja była naprawdę ciężka. Teraz jednak nie mogłem się tym przejmować. Byłem umówiony z Darcy. Ostatnio spędzałem z nią całą masę czasu i myślałem tylko o kolejnych spotkaniach. Ta dziewczyna wzbudzała we mnie bardzo silne uczucia. Była całkiem inna niż wszystkie. Nigdy się z nią nie nudziłem i mógłbym spędzać z nią całe dnie. Czy byłem zakochany? Tak, zdecydowanie. Sam się tego po sobie nie spodziewałem, ale tak było. I raczej nic nie mogłem na to poradzić. Pytanie tylko, co ona czuła do mnie? I czy w ogóle coś czuła? Najwyższy czas się tego dowiedzieć. Ostatni raz poprawiłem włosy i zbiegłem na dół. Dom opuściłem z uśmiechem na ustach. Na nasz podjazd podjechał znajomy samochód. Za kierownicą dostrzegłem Libby i pomachałem jej, co od razu odwzajemniła. Zapewne przyjechała do Liama lub Rose. Sam wsiadłem do swojego auta i wyjechałem. Po kilkunastu minutach znalazłem się pod blokiem mieszkalnym Darcy. Wyciągnąłem telefon i napisałem jej krótkiego sms'a.
Książę czeka na księżniczkę ;) L.
Już po chwili zauważyłem ją, wychodzącą z budynku. Podjechałem bliżej, żeby mnie zauważyła. Uśmiechnęła się, przygryzając dolną wargę i wsiadła do środka.
-No witam, księciuniu - powiedziała i pocałowała mnie w policzek - księżniczka gotowa do drogi.
-Świetnie - zaśmiałem się.
Jak zwykle zaczęliśmy rozmawiać o zwykłych rzeczach. O minionych dniach, o tym co jedliśmy na śniadanie, jak sytuacja w domu, co z Harrym i Rose, kiedy mamy koncerty itd itd. Nawet tak błahe tematy nie były nudne, gdy rozmawiało się o nich z Darcy. W końcu zaparkowaliśmy przy pomoście. Tego dnia mieliśmy w planach rejs statkiem. Darcy jeszcze nie wiedziała, że będziemy zupełnie sami, a ja już uśmiechałem się pod nosem. Z drugiej strony byłem zdenerwowany, bo bałem się odrzucenia, ale szybko odpędziłem od siebie złe myśli. Statek już na nas czekał. Pomogłem dziewczynie wsiąść na pokład i dałem znak kapitanowi.
-Zaraz, chwila. Co się dzieje? A gdzie reszta pasażerów? - pytała zdezorientowana.
-Wszyscy pasażerowie są już na statku - odpowiedziałem z uśmiechem.
-Ale przecież jesteśmy tu tylko my i.. zaraz, zaraz. Jesteśmy jedynymi płynącymi, prawda?
-Bingo, maleńka.
-Jesteś niemożliwy, Tomlinson! Wynająłeś cały statek? Tylko dlatego, że przedwczoraj powiedziałam ci, że bardzo chciałabym popłynąć?
-Mówisz tak, jakby to było coś złego - wzruszyłem ramionami - przynajmniej nikt nie będzie nam przeszkadzał.
-To.. to jest..
-Głupie? Niedorzeczne? Szczeniackie?
-..urocze - powiedziała z uśmiechem - i mega słodkie.
-Ah.. no tak, w końcu czasami miewam słodkie pomysły.
Zaśmialiśmy się i usiedliśmy przy ustawionym na pokładzie stoliku, który był przepięknie nakryty. Darcy tylko pokiwała głową i znów po prostu zaczęliśmy rozmawiać. Kelner przyniósł nam obiad, a do kieliszków nalał szampana. Atmosfera była niesamowita. Wypłynęliśmy bardzo daleko, nawet sam straciłem orientację, gdzie jesteśmy. Zaczęło się ściemniać. Nawet nie czuliśmy upływu czasu. W pewnym momencie Darcy wstała i podeszła do barierki. Położyła na niej ręce i spojrzała w niebo. Nie mogłem się powstrzymać. Stanąłem zaraz za nią i oplotłem ja rękoma w jej wąskiej talii. Nie zaprotestowała. Przez dłuższą chwilę staliśmy w milczeniu, a ja rozkoszowałem się jej bliskością. Naprawdę byłem zakochany. W tym momencie wszystkie moje wątpliwości się rozwiały. Chciałem po prostu być przy niej.
-Wieczór to chyba najpiękniejsza część dnia - odezwała się w końcu - wszystko jest takie spokojne, pogrążone w ciemności. A gwiazdy błyszczą na niebie i dają nam jakieś sygnały. Szkoda, że nie potrafimy ich odczytać.
-Wielka szkoda.. - odpowiedziałem - jesteś niesamowita, wiesz?
-Dlaczego tak myślisz?
-Ja tak nie myślę. Ja to wiem. Z tobą czas zawsze leci za szybko i nim się obejrzę już muszę się z tobą rozstawać, a cholernie tego nie chcę.
Darcy nie odpowiedziała. Przygryzłem dolną wargę w oczekiwaniu na jej odpowiedź. Nie otrzymałem jej. Dziewczyna po prostu się do mnie odwróciła. Nasze usta były bardzo blisko siebie. Wtedy nie wytrzymałem. Pochyliłem się nad nią i złączyłem je w pocałunku. Nie odepchnęła mnie, wręcz przeciwnie, odwzajemniła gest. Oplotła mi ręce wokół szyi, a ja przyciągnąłem ją do siebie. To było, zdecydowanie, najlepsze uczucia na świecie.
-Więc.. to oznacza, że jesteśmy parą? - spytałem, gdy się od siebie odsunęliśmy.
-Nie - odpowiedziała z cwanym uśmieszkiem.
-Nie? - zdziwiłem się.
-To by było zbyt nudne. A ja nie chcę być nudna.
-Ale przecież..
-Zamknij się, Tommo.
Po tych słowach znów mnie pocałowała, a ja z uśmiechem odwzajemniłem czuły gest. Jej usta smakowały szampanem i gdybym mógł, to nigdy bym się od niej nie oderwał. Nawet nie zorientowałem się, kiedy dobiliśmy do pomostu. Wziąłem Darcy za rękę i wspólnie opuściliśmy pokład. W samochodzie prawie się nie odzywaliśmy, tylko zerkaliśmy na siebie i wybuchaliśmy śmiechem. Odwiozłem ją pod sam dom i wyszedłem, żeby się z nią pożegnać.
-Dziękuję - powiedziała z uśmiechem.
-Nie masz za co. Też się świetnie bawiłem. I.. Darcy..
-Tak?
Musiałem zdobyć się na odwagę. Musiałem w końcu jej to powiedzieć. Ten pocałunek musiał coś znaczyć. Nie mogłem być tchórzem.
-Kocham cię - powiedziałem, patrząc jej w oczy.
-Bardzo mi to schlebia - odpowiedziała, przygryzając dolną wargę.
-Ahm.. a czy.. czy ty.. - zacząłem się jąkać.
-Tak - odpowiedziała, doskonale znając pytanie, które chciałem zadać - dobranoc, Louis.
Zostawiła mnie zdezorientowanego i po prostu poszła do domu. W końcu szeroki uśmiech zagościł na mojej twarzy. Miałem ochotę skakać i krzyczeć z radości. Wsiadłem do samochodu i położyłem ręce na kierownicy. Teraz już wszystko musiało być okey.
Książę czeka na księżniczkę ;) L.
Już po chwili zauważyłem ją, wychodzącą z budynku. Podjechałem bliżej, żeby mnie zauważyła. Uśmiechnęła się, przygryzając dolną wargę i wsiadła do środka.
-No witam, księciuniu - powiedziała i pocałowała mnie w policzek - księżniczka gotowa do drogi.
-Świetnie - zaśmiałem się.
Jak zwykle zaczęliśmy rozmawiać o zwykłych rzeczach. O minionych dniach, o tym co jedliśmy na śniadanie, jak sytuacja w domu, co z Harrym i Rose, kiedy mamy koncerty itd itd. Nawet tak błahe tematy nie były nudne, gdy rozmawiało się o nich z Darcy. W końcu zaparkowaliśmy przy pomoście. Tego dnia mieliśmy w planach rejs statkiem. Darcy jeszcze nie wiedziała, że będziemy zupełnie sami, a ja już uśmiechałem się pod nosem. Z drugiej strony byłem zdenerwowany, bo bałem się odrzucenia, ale szybko odpędziłem od siebie złe myśli. Statek już na nas czekał. Pomogłem dziewczynie wsiąść na pokład i dałem znak kapitanowi.
-Zaraz, chwila. Co się dzieje? A gdzie reszta pasażerów? - pytała zdezorientowana.
-Wszyscy pasażerowie są już na statku - odpowiedziałem z uśmiechem.
-Ale przecież jesteśmy tu tylko my i.. zaraz, zaraz. Jesteśmy jedynymi płynącymi, prawda?
-Bingo, maleńka.
-Jesteś niemożliwy, Tomlinson! Wynająłeś cały statek? Tylko dlatego, że przedwczoraj powiedziałam ci, że bardzo chciałabym popłynąć?
-Mówisz tak, jakby to było coś złego - wzruszyłem ramionami - przynajmniej nikt nie będzie nam przeszkadzał.
-To.. to jest..
-Głupie? Niedorzeczne? Szczeniackie?
-..urocze - powiedziała z uśmiechem - i mega słodkie.
-Ah.. no tak, w końcu czasami miewam słodkie pomysły.
Zaśmialiśmy się i usiedliśmy przy ustawionym na pokładzie stoliku, który był przepięknie nakryty. Darcy tylko pokiwała głową i znów po prostu zaczęliśmy rozmawiać. Kelner przyniósł nam obiad, a do kieliszków nalał szampana. Atmosfera była niesamowita. Wypłynęliśmy bardzo daleko, nawet sam straciłem orientację, gdzie jesteśmy. Zaczęło się ściemniać. Nawet nie czuliśmy upływu czasu. W pewnym momencie Darcy wstała i podeszła do barierki. Położyła na niej ręce i spojrzała w niebo. Nie mogłem się powstrzymać. Stanąłem zaraz za nią i oplotłem ja rękoma w jej wąskiej talii. Nie zaprotestowała. Przez dłuższą chwilę staliśmy w milczeniu, a ja rozkoszowałem się jej bliskością. Naprawdę byłem zakochany. W tym momencie wszystkie moje wątpliwości się rozwiały. Chciałem po prostu być przy niej.
-Wieczór to chyba najpiękniejsza część dnia - odezwała się w końcu - wszystko jest takie spokojne, pogrążone w ciemności. A gwiazdy błyszczą na niebie i dają nam jakieś sygnały. Szkoda, że nie potrafimy ich odczytać.
-Wielka szkoda.. - odpowiedziałem - jesteś niesamowita, wiesz?
-Dlaczego tak myślisz?
-Ja tak nie myślę. Ja to wiem. Z tobą czas zawsze leci za szybko i nim się obejrzę już muszę się z tobą rozstawać, a cholernie tego nie chcę.
Darcy nie odpowiedziała. Przygryzłem dolną wargę w oczekiwaniu na jej odpowiedź. Nie otrzymałem jej. Dziewczyna po prostu się do mnie odwróciła. Nasze usta były bardzo blisko siebie. Wtedy nie wytrzymałem. Pochyliłem się nad nią i złączyłem je w pocałunku. Nie odepchnęła mnie, wręcz przeciwnie, odwzajemniła gest. Oplotła mi ręce wokół szyi, a ja przyciągnąłem ją do siebie. To było, zdecydowanie, najlepsze uczucia na świecie.
-Więc.. to oznacza, że jesteśmy parą? - spytałem, gdy się od siebie odsunęliśmy.
-Nie - odpowiedziała z cwanym uśmieszkiem.
-Nie? - zdziwiłem się.
-To by było zbyt nudne. A ja nie chcę być nudna.
-Ale przecież..
-Zamknij się, Tommo.
Po tych słowach znów mnie pocałowała, a ja z uśmiechem odwzajemniłem czuły gest. Jej usta smakowały szampanem i gdybym mógł, to nigdy bym się od niej nie oderwał. Nawet nie zorientowałem się, kiedy dobiliśmy do pomostu. Wziąłem Darcy za rękę i wspólnie opuściliśmy pokład. W samochodzie prawie się nie odzywaliśmy, tylko zerkaliśmy na siebie i wybuchaliśmy śmiechem. Odwiozłem ją pod sam dom i wyszedłem, żeby się z nią pożegnać.
-Dziękuję - powiedziała z uśmiechem.
-Nie masz za co. Też się świetnie bawiłem. I.. Darcy..
-Tak?
Musiałem zdobyć się na odwagę. Musiałem w końcu jej to powiedzieć. Ten pocałunek musiał coś znaczyć. Nie mogłem być tchórzem.
-Kocham cię - powiedziałem, patrząc jej w oczy.
-Bardzo mi to schlebia - odpowiedziała, przygryzając dolną wargę.
-Ahm.. a czy.. czy ty.. - zacząłem się jąkać.
-Tak - odpowiedziała, doskonale znając pytanie, które chciałem zadać - dobranoc, Louis.
Zostawiła mnie zdezorientowanego i po prostu poszła do domu. W końcu szeroki uśmiech zagościł na mojej twarzy. Miałem ochotę skakać i krzyczeć z radości. Wsiadłem do samochodu i położyłem ręce na kierownicy. Teraz już wszystko musiało być okey.
~Niall~
Powoli nie wytrzymywałem sytuacji w naszym domu. To nie było normalne. Za każdym razem, gdy widziałem Stylesa, miałem ochotę się na niego rzucić i zabić za to, co zrobił. Powstrzymywałem się tylko dlatego, że nie chciałem zrobić niczego głupiego. Rose była dla mnie kimś bardzo ważnym i za wszelką cenę chciałem chronić ją przed wszelkim złem. Byłem wściekły na siebie, że mi się to nie udało. Powinienem się domyślić, że w pewnym momencie Harry przestał udawać, bo mówienie o Carmen sprawiało mu coraz mniej trudności, a czasami nawet jej bronił. Cały czas oszukiwałem się, że u nich wszystko okey. Przecież tyle razy powtarzał, że ją kocha i że jest w stanie zrobić dla niej wszystko. A tymczasem co zrobił? Zdradzał ją. Nie jeden raz, bo to jeszcze jakoś można wybaczyć, ale przez 2 tygodnie! Przez 14 dni ją oszukiwał i gdy tylko nadarzała się okazja, wskakiwał do łóżka Carmen, żeby zaspokoić swoje seksualne potrzeby. Na samą myśl o tym robiło mi się niedobrze, a dłonie zaciskały się w pięści. Był moim najlepszym przyjacielem. Był jak brat, którego nie chciałem stracić. A teraz? Nie miałem ochoty nawet na niego patrzeć. Oto, co zostało z naszej przyjaźni. Nie rozumiałem, jak Louis w ogóle mógł wspomnieć o tym, żeby mu wybaczyć. Chłopaki może i byli do tego skłonni, bo ta sytuacja wiele ich kosztowała, ale nie ja. Nie tym razem. Harry przegiął po całości. Wyszedłem ze swojego pokoju i zapukałem do drzwi Rose. Otworzyła i znów poczułem ukłucie w sercu. Znowu płakała. Znowu miała zaczerwienione oczy i rozczochrane włosy, od leżenia w łóżku. Patrząc na nią, nie mogłem tak po prostu o wszystkim zapomnieć. To było wręcz nierealne.
-Przepraszam, Niall - odezwała się słabym głosem - ale znowu mam gorszy dzień. Chcę po prostu być sama, okey?
Skinąłem tylko głową. Uśmiechnęła się smutno i zamknęła drzwi. Naprawdę było jej ciężko. Wiedziałem, że bardzo go kochała. Ale teraz to już nie miało żadnego znaczenia. Zszedłem na dół i poszedłem do kuchni. Nalałem sobie szklankę soku i wypiłem ją. Miałem w głowie kompletny mętlik. Za dwa dni mieliśmy grać koncert i udzielić wywiadu. Jak miałem to zrobić? Jak miałem się uśmiechać, bawić i zachowywać się tak, jakby wszystko było w jak najlepszym porządku? Nie wyobrażałem sobie tego. Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Na dole byłem jako jedyny, więc poszedłem otworzyć. W progu powitała mnie Jane. Miała zaciśnięte usta i skrzyżowane ramiona. Chciałem się do niej zbliżyć, ale się odsunęła.
-Musimy porozmawiać - powiedziała twardo - masz ochotę na spacer?
-Jasne, ale.. coś nie tak?
Jane nie odpowiedziała. Po prostu odwróciła się i poszła przed siebie. Zamknąłem drzwi i szybko ją dogoniłem. Nie dała złapać się za rękę i cały czas się ode mnie odsuwała. Byłem zdezorientowany i nie wiedziałem, co się z nią dzieje. Doszliśmy do londyńskiego parku, a wtedy już nie wytrzymałem. Jane nigdy się tak nie zachowywała. Stanąłem w pół kroku i chwyciłem ją za ramię. Odwróciła się do mnie z tym samym wyrazem twarzy.
-Jane, o co tu chodzi? - spytałem - Dlaczego traktujesz mnie tak, jakbym nie istniał? Możesz mi to wytłumaczyć?
-Ty naprawdę niczego nie rozumiesz? - odezwała się w końcu - Naprawdę nic do ciebie nie dociera?
-A co ma do mnie docierać? Co ja takiego zrobiłem? - byłem coraz bardziej zdezorientowany.
-Ty nic nie robisz, Niall! Nic oprócz opiekowania się Rose! - krzyknęła - Ja wiem, że jest twoją kuzynką i bardzo się o nią martwisz. Jest też moją przyjaciółką i czuję to samo! Też chcę żeby wróciła jako ta roześmiana dziewczyna, ale wiesz, że póki co to niemożliwe! Wiem, że musi dojść do siebie. Ale.. cholera, Niall. Zachowujesz się jak jej niańka. Chcę z tobą gdzieś iść - nie bo Rose. Chcę spędzić z tobą czas, to nie bo znowu Rose. I tak w kółko. Ostatnio w ogóle nie spędzamy razem czasu. Całymi dniami siedzisz w domu i jej pilnujesz jak pies! Zrozum, ona potrzebuje teraz samotności, żeby wszystko przemyśleć. Macie wolne od tras do pojutrza. Myślałam, że ten czas spędzimy razem, bo potem znowu rozstaniemy się na nie wiadomo jak długo, a ty masz mnie daleko w dupie! Jak ja mam się czuć? Postaw się chociaż przez chwilę na moim miejscu! Mój chłopak mnie ignoruje i ma gdzieś to, że właśnie teraz najbardziej go potrzebuję!
Zamurowało mnie. Patrzyłem na nią w całkowitym osłupieniu. W jednej chwili dotarł do mnie sens jej słów. Miała rację. Zachowywałem się jak dzieciak i ją zaniedbywałem. Powinienem spędzać z nią czas, a nie się nad sobą użalać. Zawaliłem na całej linii.
-Przepraszam.. - powiedziałem w końcu.
-I co to zmieni? - w jej oczach pojawiły się łzy. Zdecydowanie najgorszy widok na świecie - Nadal będziesz zajmował się Rose a mnie ignorował. Niall, ja doskonale rozumiem to, że się o nią martwisz bo jest twoją kuzynką. Ale ja martwię się tak samo! Tylko że przy tym nie zaniedbuję ludzi, na których mi zależy. O ile nadal ci zależy..
-Nie opowiadaj głupot! Kocham cię najmocniej na świecie i wiem, że zachowałem się jak ostatni kretyn. Nie chciałem cię skrzywdzić, Jane.. przepraszam.. naprawdę bardzo cię przepraszam..
-Nie obchodzą mnie twoje słowa. Ja chcę widzieć czyny! A póki co nie robisz nic. Daj znać jak zdecydujesz się na jakieś rozwiązanie. Do tego czasu nawet nie chce mi się z tobą rozmawiać.
Rzuciła mi pełne bólu spojrzenie, odwróciła się i odeszła. Chciałem za nią pobiec, wziąć w ramiona i mocno do siebie przytulić, ale nie mogłem. Musiałem ochłonąć i wszystko sobie przemyśleć. Usiadłem na pobliskiej ławce i schowałem twarz w dłoniach. Nie mogłem jej stracić. Nie mogłem pozwolić na to, by cierpiała i to z mojego powodu. Byłem ostatnim dupkiem. Jeszcze nigdy nie widziałem jej zapłakanej. Aż do dzisiaj. A w dodatku miałem świadomość tego, że to przeze mnie. Miała rację. Za bardzo zaangażowałem się w życie Rosalie. Owszem, martwiłem się o nią i chciałem jej jakoś pomóc, ale dopiero teraz dotarło do mnie, że tak naprawdę nie mogę nic zrobić. To było jej życie. Ja mogłem tylko ją wspierać i dać odczuć, że może na mnie liczyć. Jane była moją dziewczyną i bardzo ją kochałem. Nie mogłem stracić jej przez własną głupotę. Za nic nie mogłem na to pozwolić. Wstałem z ławki i bez zastanowienia skierowałem się do jej domu. Nacisnąłem dzwonek i czekałem. W końcu otworzyła drzwi i spojrzała na mnie niepewnie.
-Jestem dupkiem - powiedziałem - i wiem, że cię zaniedbywałem, ale koniec z tym. Obiecuję ci, że nigdy więcej cię nie odtrącę. Od tej pory jestem cały do twojej dyspozycji. Kocham cię i nie wyobrażam sobie, że mogłoby cię zabraknąć. Proszę cię, wybacz mi..
Jane nic nie odpowiedziała. W końcu się uśmiechnęła i rzuciła mi się na szyję. Poczułem wielkie uczucie ulgi. Przytuliłem ją do siebie mocno i pocałowałem namiętnie. Była dla mnie absolutnie wszystkim.
-To.. może zostaniesz na noc? - spytała, oblizując górną wargę. To było niesamowicie seksowne.
-O niczym innym nie marzę - odpowiedziałem i wziąłem ją na ręce.
Nogą zamknąłem drzwi i poszliśmy do salonu. Położyłem ją na kanapie i zacząłem całować. Cholernie mi tego brakowało. Z nią wszystko wydawało mi się wyjątkowe. W tamtej chwili jej bliskość była dla mnie najważniejsza. Szybko pozbyliśmy się ubrań i zostaliśmy w samej bieliźnie. Jej ciało było niesamowite. Błądziła rękami po moim torsie, a ja znów wpiłem się w jej usta. Zapowiadała się długa i cudowna noc.
~Rose~
Wszystko się zmieniło. Od pewnego czasu nie umiałam normalnie spojrzeć na siebie w lustrze. Dlaczego? Nie miałam pojęcia. Natłok wspomnień po prostu mnie przygniatał. Minął kolejny tydzień od naszego zerwania, a ja nie poczułam się ani trochę lepiej. Ciągle o nim myślałam. Ciągle napełniałam się nienawiścią za to, co mi zrobił. Wszystko było nie tak. Coraz bardziej zbliżałam się do Nate'a. Był u mnie niemal codziennie. Rozmawiałam z nim po kilka godzin, a on siedział, słuchał i zawsze mówił tak, że choć przez chwilę czułam się lepiej. A później wychodziłam z pokoju i widziałam JEGO. Wtedy znów wszystko było nie tak. Nie chciałam tak żyć. Chciałam uwolnić się od wspomnień i zacząć żyć od nowa, ale nie potrafiłam. Było tego po prostu zbyt dużo. Leżałam w łóżku, a obok mnie była Pearl. Ta mała kotka ostatnio nie odstępowała mnie nawet na krok. Łaziła za mną i zawsze kładła się obok mnie. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony bardzo pokochałam tego małego zwierzaka, a z drugiej przypominałam mi o Harrym i o czasach, w których jeszcze byliśmy choć odrobinę szczęśliwi. Byłam sama w domu. Chłopaki pojechali na tygodniowa trasę i mieli wrócić dopiero następnego dnia. Cieszyłam się tą chwilową wolnością. Mogłam poruszać się po domu bez obawy, że znów GO zobaczę. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam. Związałam włosy w kucyk i zeszłam na dół. Otworzyłam i na mojej twarzy pojawił się ból. Jakby ktoś uderzył mnie w policzek. Przede mną stała Carmen.
-Harrego nie ma - powiedziałam ostro.
-Nie przyszłam do niego. Tylko do ciebie.
Jej słowa kompletnie mnie zaskoczyły. Nie spodziewałam się tego. Odsunęłam się i wpuściłam ją do środka. Sama nie wiem, czemu po prostu nie zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem. Usiadłyśmy w salonie i przez chwilę panowało niezręczne milczenie.
-Posłuchaj, chcę po prostu wyjaśnić tą całą sytuację - powiedziała w końcu - za dwie godziny wylatuję do Australii i nie planuję powrotu do Londynu.
-Okey, ale nie rozumiem, dlaczego do mnie przyszłaś - prychnęłam - czy to ma jakikolwiek sens?
-Ma. Bo Harry skrzywdził tak samo ciebie, jak i mnie. Nie wiedziałam, że się spotykaliście, okey? Nie miałam pojęcia, że przez ten cały czas on kochał ciebie i był z tobą. Nie powiedział mi tego! Mimo wszystko nie jestem taka jak Amber. Gdybym to wiedziała, to nie zbliżyłabym się do niego aż tak bardzo. A tymczasem jak idiotka się w nim zakochałam i byłam fałszywie przekonana, że on czuł to samo. Życie potrafi zaskakiwać, nie sądzisz?
-Ta.. - byłam kompletnie zaskoczona jej słowami.
-Wiem, że mnie nienawidzisz za to wszystko, ale ja nie mam z tym nic wspólnego. Nie chcę go znać bo jak na niego patrzę to po prostu chce mi się rzygać. Dlatego opuszczam Londyn. Muszę na nowo poukładać sobie życie i zapomnieć o tej chorej sytuacji. Nie wiem, po co do ciebie przyszłam. Po prostu czułam, że muszę. Życzę ci powodzenia, Rose. Żebyś wytrzymała z nim pod jednym dachem. Nie wiem, jak to wszystko się potoczy i czy kiedykolwiek mu wybaczysz, ale.. życzę ci powodzenia.
-Ja.. dziękuję.. - zawahałam się - nie spodziewałam się czegoś takiego. Tobie też życzę powodzenia. Nagraj świetny film, który podbije serca ludzi na całym świecie.
Carmen zaśmiała się pod nosem i wstała.
-Trzymaj się. Żyj dalej. Nie marnuj sobie życia i młodości na idiotę, któremu wydawało się, że może wszystko. Mylił się. Pokaż mu, że jesteś silna i dasz sobie radę bez niego. Żyj pełnią życia.
Po tych słowach po prostu odeszła i opuściła dom. Przez kolejne 5 minut siedziałam całkowicie zaskoczona. Pearl zeszła po schodach i zwinęła się w kłębek obok mnie. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Słowa Carmen nieco podniosły mnie na duchu. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zdołam z nią normalnie porozmawiać. Tymczasem to my obie byłyśmy ofiarami Hazzy. Nie wiedziała, jak dalej potoczy się moje życie, ale wiedziałam jedno: muszę być silna.
___________________________________
No więc mamy 36 :)
Moi kochani, dziękuję Wam za to, że ze mną jesteście, zaglądacie tu i komentujecie.
Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będę miała prawie 100 obserwatorów i tak wielką liczę wyświetleń! Jesteście NIESAMOWICI!
Czytasz = komentujesz <3
+Mała prośba. Bardzo spodobał mi się pomysł z karteczkami na aska :) Tak więc bardzo proszę was o to, abyście wzięły białą kartkę, napisały na niej: Alexiss ♥ i zrobiły sobie z nią zdjęcie. Wyślijcie mi je na adres: malinowamambaxx@gmail.com !
Ze wszystkich zdjęć zrobię kolaż i ustawię go na tło na swoim asku ;) Liczę na Was! To dla mnie bardzo ważne :) <3
++za niedługo pojawi się oficjalny zwiastun opowiadania "stay with me forever ♥" !
Do napisaniaaa ! XxXx
jsuhfgij <3
OdpowiedzUsuńRozdział jest boski ! W sumie to nie dziwię się Nialler'owi, że nie potrafi wybaczyć Harry'emu. Ale szkoda mi bardzo jest Rose, niczym nie zawiniła, a musi tak cierpieć... I na pewno nie spodziewałam się czegoś takiego po Carmen, zaskoczyła mnie na całej linii. Nie rozumiem Darcy i Louisa. Oni w końcu są razem czy nie ?? Tymczasem z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, który mam nadzieję rozjaśni mi parę spraw ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam xx
omg cuuuuuudooo
OdpowiedzUsuńłooo Carmen przyszła do Rose haha♥ świetny rozdział, jak zwykle xx
OdpowiedzUsuńznowu się porobiło... to wszystko jest takie zagmatfane, że już sama nie wiem co myślę... rozdział jest przepiękny, co do tego nie mam wątpliwości, ale pytania do głowy wpadają w ekspresowym tępie. co dalej z Rose? co z Malikiem i Niallem, Louisem no i wgl co z One Direction? mam nadzieję, że na te wszystkie pytania w końcu odpowiesz, a moje wątpliwości znikną z głowy ;> no to czekam na następny ;*
OdpowiedzUsuńŚwietne <33
OdpowiedzUsuńJejkuuuuuuu.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze Rose wkoncu jakos bedzie funkcjonowac :)
Juz nawet nie chce aby byla z Harrym...
Hhaha xd
-@luuuvmyswaggy
o matko cudowne, czekam na kolejne jak najszybciej ! Wiem że Harry zachował się jak dupek, ale ciągle mam nadzieję że zrobi coś że będzie znów razem z Rose <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, czekam na następny. Uwielbiam czytać to opowiadanie. Końcówka bardzo mnie zaskoczyła, nie sądziłam, że Carmen jest w stanie tak postąpić.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do siebie http://iwannaseeyaagain.blogspot.com/
rozdział zajebisty laska ty chyba o tym wiesz;p
OdpowiedzUsuńa dwa szkoda mi Ros ale też szkoda mi Harrego mozę popełnił błedy ale sorry odwrócili sie od niego wszyscy tylko nie Luis okey zranił ją i wgl....
ale oni byli braćmi a teraz co tak poprostu mają go w dupie ??
nie wierze.... Zdradził ją ale sam pogubił sie w uczuciach ale mogli by go nie ignorować tak bo był , jest i bedzie ich przyjacielem...
mam nadzieje ze bedą znowu razem :(
paula
Super rozdział :D Kocham to opowiadanie i mam nadzieje że Rose weźmie się za siebie i zapomni o Harrym. Nie jest mi go szkoda, niech cierpi za błędy chociaż chłopaki mogli by mu wybaczyć ;p
OdpowiedzUsuńhmm Carmen mnie zdziwiła o.o
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa jak to się dalej potoczy xd
piiisz!
Ehhh wez to juz poukladaj ok? Bo mam juz dosc ehh ale i tak rozdzial jak zawsze swietny! Trzymam kciuki za pisane nastepnego szybko! :*
OdpowiedzUsuńRose ogarnij dupę i pokaż Hazie że jesteś silna! x
OdpowiedzUsuńsuper
OdpowiedzUsuńja chcę następny ! :) xx
OdpowiedzUsuńA ja tam mam jeszcze jakąś chorą nadzieje na to, ze Rose bedzie z Harrym. Jakos mi sie ten Nate nie podoba. Zajebisty rozdzial. Pisz szybko i powodzenia z nowym opowiadaniem :)
OdpowiedzUsuńWOW !
OdpowiedzUsuńŚwieetny !<33
wooow .. swietny rozdzial . swietne tlumaczenie ;3 czekam na nn ;* pozdrawiam . Aguu.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ! Mam nadzieję, że jednak Rose się przełamię i wybaczy Harry'emu ! Z niecierpliwością czekam na nexta ;) No i zapraszam do mnie ;) http://showmeyoucare69.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D Tylko błagam pisz częściej bo już się doczekać nie mogę ;*
OdpowiedzUsuńWOHOHOHO! MIAŻDŻYSZ! CHCE ZNÓW SZCZĘŚLIWĄ ROSE C: DO NAPISANIA! ~AGNIESZKA♥
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Nie spodziewałam się tego. Hazza to dupek. Widać ze Harry żałuje. Chociaz Harry zawalił to i tak chciaalbym aby był z Rose. Pasują do sb.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny rozdział
Pozdrawiam @justinePayne81
Łał ta rozmowa na końcu- niesamowita, krótka ale treściwa. Mam nadzieję że wszystko będzie ok u Rose.
OdpowiedzUsuńjaram związkiem Lou i Darcy, aww. Carmen nie jest jednak taka zła. mam nadzieję, że ta jej "przemowa" coś ta i Rose coś zrobi w końcu ze sobą.
OdpowiedzUsuńmega świetny ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny! Nie mogę doczekać się następnego! ; >
OdpowiedzUsuńświetny! :)
OdpowiedzUsuńnie może mu dać 2 szansy
OdpowiedzUsuńProszę dodaj dziś lub jutro rozdział bo w piątek jade na zieloną szkołe na chorwacje na 2 tygodnie PROSZĘ
OdpowiedzUsuńkiedy następny?
OdpowiedzUsuń