środa, 27 marca 2013

Rozdział dwudziesty ósmy ♥

Nie poszłam do Hazzy. Nadal nie umiałam podjąć właściwej decyzji. Nie spałam przez prawie całą noc, a rano byłam jak trup. Pospiesznie się spakowałam i razem z chłopakami, Libby i mamą pojechaliśmy na lotnisko. Poprzedniego dnia przyszła jeszcze Nat, żeby ostatecznie się z nami pożegnać. Nie chciałam po raz kolejny się z nią rozstawać, ale to było nieuniknione. Ciągle wyłapywałam spojrzenia Harrego.. ciągle czułam na sobie jego wzrok. Ale nie odzywałam się. Wiem, może to było dziecinne, ale nie umiałam normalnie spojrzeć mu w oczy. Rozmawiałam z Libby i starałam się skupić na czymkolwiek, byle nie na nim. Wiedziałam, że sprawiam mu ból i nie byłam z tego zadowolona, ale nie chciałam dawać mu fałszywej nadziei. W samolocie włożyłam słuchawki w uszy, odwróciłam się do okna i nie zwracałam uwagi na nikogo i na nic. Ciągle myślałam nad tym, co powinnam zrobić. Słuchać serca, czy rozumu? Ukrywać się z Harrym czy dać mu wolność? Być choć odrobinę szczęśliwą, czy cierpieć? Te same pytania ciągle zatruwały mój umysł. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju w Londynie i ukryć się przed całym światem. Choć to i tak było niemożliwe. W końcu po prostu włożyłam słuchawki w uszy i wyłączyłam się. Dopiero, gdy wylądowaliśmy wróciłam do świata "żywych". Pospiesznie wzięłam swój bagaż i razem z resztą przepchaliśmy się przez tłum fanów 1D, którzy gromadzili się na lotnisku. Z pomocą ochroniarzy jakoś nam się to udało. My wysiedliśmy pod domem, a ochrona zawiozła jeszcze moją mamę do jej mieszkania. Szybko weszłam do środka i poszłam prosto do siebie. Od wczorajszego pogrzebu nie zamieniłam z Harrym ani jednego zdania. Czułam się z tym okropnie, bo cholernie brakowało mi jego głosu, dotyku, uśmiechu i wszystkiego, co było z nim związane. To cholernie bolało. Usiadłam na swoim łóżku i schyliłam głowę. Wiedziałam, że w końcu będę musiała z nim porozmawiać i powiedzieć mu jaka jest moja decyzja. Problem polegał na tym, że jeszcze jej nie znałam. No bo, co dalej? Jak miałabym znosić widok jego i Carmen? Choć w sumie tak czy tak i musiałam na to patrzeć. Wiedziałam, że Paul nie odpuści. Sława i rozgłos chłopaków były najważniejsze. Nic poza tym się nie liczyło. Nawet ich uczucia. Pochyliłam się do tyłu i padłam na łóżko, gapiąc się w biały sufit. Dlaczego takie rzeczy zawsze spotykały mnie? Co takiego zrobiłam, że zasłużyłam sobie na życie pełne bólu i strachu? Chciałam być szczęśliwa? Każdy człowiek tego pragnie. Już wszystko było idealnie. Miałam przy sobie chłopaka swojego życia, mamę, przyjaciół.. i co się nagle stało? Dlaczego znów wszystko musiało się komplikować? I znów to samo pytanie: dlaczego JA? Znów poczułam, jak łzy gromadzą mi się w oczach. Nie chciałam płakać, ale co innego mi pozostało? Przekrzywiłam głowę w bok. I wtedy coś się stało. Na stoliku obok łóżka zobaczyłam dwie ramki ze zdjęciami. Jedno splecionych dłoni moich i Josha, a drugie.. drugie przedstawiało mnie i Hazzę wtulonych w siebie i śmiejących się do obiektywu. Podniosłam się powoli i wzięłam ramkę w dłonie. Wtedy byliśmy szczęśliwi. Wtedy myśleliśmy, że świat padnie nam do stóp. Dlaczego nie mogło być tak, jak kiedyś? Nie chciałam go stracić. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że on mógłby nie być mój. To było o wiele gorsze od znoszenia jego widoku z inną. W końcu to miała być jedna wielka ustawka, czyż nie? Przypomniałam sobie każdą wspólną chwilę przeżytą z tym pełnym energii i zapału chłopakiem. Przypomniałam sobie jak bardzo uwielbiałam patrzeć w jego głębokie, zielone oczy i czuć smak jego ust na swoich. Już wiedziałam, jaką podjąć decyzję. Nie mogłam z niego zrezygnować. Musiałam być silna i walczyć o swoje. Musiałam walczyć o nas.
Wstałam z łóżka i trzymając ramkę ze zdjęciem w dłoniach, zdecydowanym krokiem poszłam do jego pokoju. Zapukałam, ale nikt mi nie otworzył. Nacisnęłam klamkę a drzwi ustąpiły. Weszłam do środka i usłyszałam szum wody. Hazza musiał brać prysznic. Usiadłam na jego łóżku i w myślach układałam sobie, co chcę mu powiedzieć. Dopiero w tym momencie zauważyłam, że przy jego łóżku również stoi ramka ze zdjęciem. Moim zdjęciem. Uśmiechnęłam się sama do siebie i jeszcze bardziej umocniłam swoje postanowienie. Tym razem musiałam walczyć. Nie mogłam się poddać. Stawka była zbyt wysoka. Nim się obejrzałam, Harry wszedł do pokoju. Popatrzył na mnie zdziwiony, a ja szybko wstałam i spojrzałam  a niego, tuląc do piersi ramkę. Między nami zapadło milczenie. Po prostu patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Słowa nie były potrzebne. Czułam, że zaraz znów zacznę płakać.
-Podjęłam decyzję.. - powiedziałam słabym głosem.
-Rozumiem.. - odpowiedział i schylił głowę - nic nie musisz mówić. Fajnie było, ale to koniec. Przepraszam, że nie powiedziałem ci wcześniej, ale po prostu bałem się, że cię stracę, choć w sumie i tak teraz cię tracę, więc nie wiem, co sobie myślałem i w ogóle.
Potok słów wylewał się z jego ust. Gadał jak najęty, ale na mnie nie patrzył. Źle mnie zrozumiał. Podeszłam do niego i po prostu go przytuliłam. Znów zareagował zdziwieniem. W jednej chwili się zamknął i również mnie przytulił.
-Nie tracisz mnie - powiedziałam, wtulona w niego - jeżeli naprawdę jesteś gotowy na to, żeby być ze mną w ukryciu i nie boisz się konsekwencji, to ja.. zrobię wszystko, żeby cię przy sobie zatrzymać.
-N..naprawdę?
-Tak, Harry. Mówię poważnie. Zbyt wiele dla mnie znaczysz, żebym tak po prostu dała ci odejść. Jeszcze chwilę się ze mną pomęczysz. 
-Boże Rose, nawet sobie nie wyobrażasz jak się cieszę! Dziękuję ci. Jesteś niesamowita. I kocham cię najmocniej na świecie. 
-Ja ciebie również. I nie waż się o tym zapomnieć.
Podniosłam głowę i nasze usta w końcu się odnalazły. Znów mogłam czuć słodki smak jego warg, które zawsze niesamowicie na mnie działały. Harry zaczął pogłębiać pocałunek, a ja nie protestowałam. Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. Znów wszystko było na swoim miejscu. No.. tak jakby. Ale mieliśmy siebie. Cały świat się nie liczył. Harry był mój i ta cała Carmen musiała się do tego przyzwyczaić. Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Ale wiedziałam też, że dla Hazzy jestem w stanie zrobić absolutnie wszystko. W końcu odkleiliśmy się od siebie. Ale wcale nie dobrowolnie. Do Hazzy zadzwonił Paul. Chłopak spojrzał na mnie przepraszająco, a ja tylko się uśmiechnęłam. Cmoknęłam go w policzek i bez słowa opuściłam jego pokój, kierując się na dół. W salonie zastałam Louisa i Zayna, którzy grali na PSP3. Usiadłam obok nich z uśmiechem. Wymienili się spojrzeniami, a później ich wzrok przeniósł się na mnie.
-Nie przeszkadzajcie sobie - powiedziałam i podkuliłam nogi - grajcie jakby mnie tu nie było.
-Wszystko okay? - spytał Zayn z troską.
-Jestem na was mega wściekła, że żaden z was nie pofatygował się, żeby powiedzieć mi, co się tu dzieje, ale...
-Rose, przecież wiesz.. - zaczął Lou ale mu przerwałam.
-... mimo wszystko mocno was kocham. Poza tym wiedziałam na co się decyduję, zaczynając związek z Hazzą. Wiedziałam, że nie będzie łatwo. I teraz nie zamierzam go zostawić.
-Więc nadal jesteście razem? - spytał Zayn zdziwiony.
-Dla Paula, Modest i całego świata jesteśmy tylko przyjaciółmi. Dla siebie.. no cóż - uśmiechnęłam się - życie potrafi zaskakiwać. Nie wiem, czy dam radę, ale.. nie wybaczyłabym sobie, gdybym chociaż nie spróbowała.
-Pamiętaj, że co by się nie działo, zawsze możesz na nas liczyć - powiedział Louis z uśmiechem - i powodzenia. Mam nadzieję, że jakoś wam się ułoży.
-Ja też mam taką nadzieję, uwierzcie. To w co gramy?
Temat mój i Hazzy poszedł w niepamięć. Razem z chłopakami graliśmy w przeróżne gry, co chwila wybuchając śmiechem. W międzyczasie Hazza gdzieś wyszedł, a Liam z Niallem do nas dołączyli. Zapowiadał się naprawdę miły dzień...

~Harry~

Nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Nie straciłem jej. Wciąż była moja. W tym momencie dotarło do mnie, jak niesamowitą i niewiarygodnie wspaniałą osobą była Rose. Każda inna dziewczyna na jej miejscu po prostu by mnie zostawiła, bo nie chciałaby stawiać się naszemu menadżerowi jak i całej wytwórni. Ona jednak postanowiła zostać ze mną, mimo tego, że to wcale nie było dla niej łatwe. Kochałem ją ponad wszystko na świecie. Na samą myśl o tym, że miałem pokazywać się z kimś innym, robiło mi się niedobrze. To Rose była wybranką mojego serca i ŻADNA inna dziewczyna nie mogła jej zastąpić. Absolutnie żadna.
Gdy zadzwonił mój telefon, od razu wiedziałem, że to Paul. Nie musiałem nawet patrzeć na wyświetlacz. Rose cmoknęła mnie w policzek i wyszła, a ja westchnąłem i odebrałem połączenie od naszego menadżera.
-Tak Paul?
-Styles, mam rozumieć, że jesteście już w Londynie, tak?
-Tak. I co w związku z tym?
-Masz kwadrans żeby stawić się w studiu. I radzę ci się nie spóźnić.
-Teraz? Paul, miej litość. Po jaką cholerę mam jechać do studia?
-Bo ja tak mówię. A właśnie. Załatwiłeś sprawę z Rose?
-Ja.. - zawahałem się - tak. Zerwaliśmy.
-Wspaniale! Więc możemy stratować z planem. Widzimy się za 15 minut.
Po tych słowach się rozłączył. Nie zdążyłem nic dodać. Pospiesznie się ubrałem, schowałem telefon do kieszeni i zbiegłem na dół. Rose z Zaynem i Louisem grali w jakąś grę. Uśmiechnąłem się tylko, krzyknąłem, że wychodzę i opuściłem dom. Wyjechałem z garażu swoim Porsche i już po chwili jechałem ulicami Londynu. Nie uśmiechało mi się spotykać z Paulem, choć jeszcze nie dawno traktowałem go jak wujka. Niszczył mój związek a przy tym również moje życie uczuciowe. I po co? Dla sławy. To było kompletnie bez sensu.
W końcu zaparkowałem pod studiem. I tak byłem już spóźniony, a gdy grupa fanek poprosiła mnie o autografy, zgodziłem się bez namysłu. Zrobiłem z nimi kilka zdjęć, po czym wszedłem do środka, kierując się prosto do biura Paula. Wszedłem bez pytania. Nie był sam. Na jednym z foteli obok jego biurka siedziała jasnowłosa dziewczyna ubrana TAK. Na mój widok zadziornie się uśmiechnęła. Zamknąłem za sobą drzwi i opadłem na drugi fotel.
-Spóźniłeś się - wytknął mi menadżer.
-Nie odmówię fankom autografu i zdjęcia, Paul - odpowiedziałem, wzruszając ramionami.
-Dobra, mniejsza z tym. Harry to jest Carmen Welch, Carmen to Harry. Poznajcie się.
-Cześć - odezwała się dziewczyna i podała mi rękę, którą uścisnąłem - miło cię poznać kochanie.
-Ta, ciebie też - mruknąłem.
-Mógłbyś być nieco milszy Styles - warknął Paul - w końcu to twoja dziewczyna. Przyzwyczajaj się.
-Och, ale ja się nie gniewam. Dla mnie też to nowa sytuacja. Ale jakoś damy radę, nie martw się. Dla sławy zrobię absolutnie wszystko.
-Bardzo mnie to cieszy. A teraz wychodzicie ze studia z wielkimi uśmiechami na twarzach. Spędzacie ze sobą cały dzień a wieczorem idziecie na imprezę. Ludzie mają zacząć was zauważać. Macie wyglądać jakbyście się mieli ku sobie. Rozumiemy się?
-Oczywiście - odpowiedziała Carmen i wstała. Paul spojrzał na mnie przenikliwie.
-Styles?
-Zrozumiałem, Paul. Nie jestem idiotą, jasne?
-Wspaniale. Więc idźcie i bawcie się dobrze.
Podniosłem się z fotela i razem opuściliśmy biuro Paula. Przed samym wyjściem, Carmen wzięła mnie pod ramie, a ja dziwnie na nią spojrzałem.
-Przyzwyczajaj się - powiedziała, wzruszając ramionami - mamy być zakochaną parką, pamiętasz? A teraz zachowuj się, jakbym właśnie powiedziała coś mega zabawnego. Gotów?
-A mam inne wyjście?
-Nie sądzę. I nie zachowuj się jak skrzywdzony bachor. Takie życie.
Carmen pchnęła drzwi i wyszliśmy ze studia. Zrobiłem, co mi kazała. Zaczęliśmy sztucznie się śmiać i kręcić głowami. Zachowywaliśmy się jakbyśmy znali się od dobrych kilku lat, a nie kilku minut. Poszliśmy na długi spacer. Przez cały czas mieliśmy na ustach przyklejone uśmiechy. W pewnym momencie Carmen się do mnie przytuliła, a ja nie mogłem zaprotestować. Splotłem jej palce ze swoimi. Czułem się naprawdę dziwnie. Nie chciałem tego. Nie chciałem z nią być. Na jej miejscu właśnie teraz powinna być Rose. Wtedy nic nie byłoby udawane, a teraz? To wszystko było jednym słowem chore.
Dzień minął naprawdę szybko. Byliśmy w parku, na lodach, w kawiarni i w kinie. Wszędzie razem. Czułem się jak w jakiejś pułapce, z której za wszelką cenę chciałem się wydostać. Niestety, nie miałem klucza.  Miał go Paul i za nic nie chciał mi go dać. Musiałem grać zakochanego po uszy faceta. W końcu wróciliśmy do mojego auta i pojechaliśmy do jej mieszkania. Kiedy znaleźliśmy się w środku, choć na chwilę mogłem zdjąć tą przeklętą maskę cholernie zadowolonego z życia kolesia.
-Daj mi godzinę. Muszę się przygotować na imprezę - powiedziała Carmen - w tym czasie możesz robić, co tylko chcesz.
-Nie znudziłem ci się jeszcze? - spytałem z nadzieją.
-Ależ skąd, kotku - wymruczała - zabawa dopiero się zaczyna.
Po tych słowach zniknęła w łazience. Zrezygnowany usiadłem na sofie w salonie i wyciągnąłem komórkę. Bez zastanowienia wybrałem numer Rose. Chciałem choć przez chwilę posłuchać jej głosu. Odebrała po 4 sygnałach roześmiana.
-Tak kochanie? Czekaj chwilkę. Louis puść mnie w tej chwili! Lo.. aaaaa!
Uśmiechnąłem się pod nosem i cierpliwie czekałem, aż sytuacja po drugiej stronie się uspokoi. Jej śmiech był ukojeniem dla moich uszu. W końcu usłyszałem kilka trzasków a potem ciszę.
-Okay, jestem w twoim pokoju - powiedziała w końcu - wybacz, był po drodze. Coś nie tak?
-Można tak powiedzieć. Paul wezwał mnie do siebie. Właśnie siedzę w mieszkaniu tej całej Carmen.. zmusił mnie, żebym spędził z nią cały dzień, a zaraz idziemy na jakąś imprezę. Ratunku, błagam..
W słuchawce zapadło milczenie. Później usłyszałem jej westchnięcie.
-Więc to już się zaczęło?
-Niestety tak.. nie sądziłem, że zmusi mnie do tego już dzisiaj. Wolałbym siedzieć teraz z tobą i z tymi oszołomami. Ale nic nie mogę poradzić.
-Rozumiem.. nie przejmuj się. Jakoś to przetrwamy. Mamy siebie, tak?
-Tak. I tylko to trzyma mnie jeszcze przy życiu. Kocham cię, wiesz?
-Wiem. I ja ciebie też. Jakoś dasz radę. Naprawdę jest aż taka zła?
-Nie. Jest jeszcze gorsza. Mam ochotę zamordować Paula.
-Ta.. ale to i tak nic nie da.
W tle usłyszałem walenie w drzwi i głos Louisa i Zayna. Oni świetnie się bawili, a ja musiałem siedzieć w mieszkaniu Carmen. Byłem wściekły jak nigdy.
-Wybacz Harry, muszę kończyć. Ci wariaci zaraz mnie dopadną. Udanej imprezy i nie schlej się za bardzo, okay?
-Okay, bez obawy. 
Rozłączyłem się i schowałem telefon z powrotem do spodni. Nie miałem za bardzo co robić, więc po prostu włączyłem telewizor na jakimś nic nie wartym, nudnym programie. Carmen zjawiła się w salonie po godzinie w mocnym makijażu, idealnie ułożonych włosach i w TYM zestawie. Wyłączyłem TV i wstałem. 
-Tak właściwie to dokąd idziemy? - spytała, krzyżując ramiona na piersi i opierając się o framugę.
-A skąd mam wiedzieć? Mało jest klubów w Londynie? - prychnąłem.
-Jesteś chamski.
-A ty sztuczna. I gdzie tu sprawiedliwość?
-Powoli zaczynasz działać mi na nerwy chłoptasiu. Nie zachowuj się jak skrzywdzone dziecko. To jest show biznes. Nie dla frajerów. 
-I kto to mówi. Okay, chodźmy poudawać szczęśliwą parkę. 
Carmen tylko prychnęła pod nosem i wspólnie opuściliśmy jej mieszkanie. Na moich ustach znów pojawił się ten fałszywy, szeroki uśmiech. Wziąłem swoją "dziewczynę" za rękę i moim samochodem pojechaliśmy do najbardziej prestiżowego klubu w Londynie. Weszliśmy bez problemów. Na dworze zaczynało się ściemniać. W środku była cała masa ludzi bawiących się do typowej, klubowej muzyki. Usiedliśmy przy jednym ze stolików i zamówiliśmy po drinku.
-Możesz się w końcu wyluzować - powiedziała Car z wymuszonym, słodkim uśmieszkiem - jesteśmy na imprezie. Nie tchórz.
-Ja? Ja mam tchórzyć? - udałem zdziwionego - Jeszcze czego kochanie. 
-Założę się, że jesteś takim tchórzem, że na nic się nie odważysz. Nadal jesteś małym chłopczykiem, Styles. Nie wiesz co to znaczy być z kimś. 
-Och, doprawdy? - wkurzyłem się - jeszcze zobaczymy.
W tym momencie wstałem od stolika i wyciągnąłem ku niej rękę. Uśmiechnęła się cynicznie i wspólnie poszliśmy na parkiet. Zaczęliśmy ostro tańczyć. Ludzie zaczęli nam się przyglądać. Carmen robiła coraz to odważniejsze ruchy, a ja jej dorównywałem. Nie chciałem wyjść na żadnego frajera. Ta dziewczyna poważnie działała mi na nerwy. Chciałem jak najszybciej wrócić do domu, ale wiedziałem, że musiałem zostać co najmniej do północy. Nigdy wcześniej nie opuszczałem imprez. Teraz również nie mogłem tego zrobić. Carmen kompletnie nie była w moim typie. Była dokładnie taka sama jak Amber, a od takich dziewczyn wolałbym trzymać się z daleka. Ale nie miałem żadnego wyjścia. Skoro już zacząłem tę grę, to musiałem posuwać się dalej. 
Nadszedł czas na wolny kawałek. Jęknąłem w duchu. Tego chciałem uniknąć. Carmen zarzuciła mi ręce na szyję, a ja objąłem ją w pasie i przysunąłem do siebie. Musieliśmy wyglądać jak typowa zakochana parka. 
-Jesteś moim problemem - powiedziałem do niej.
-A z problemem najlepiej się przespać - wymruczała mi do ucha.
-Albo się go pozbyć. Zdecydowanie wolę drugi wariant.
-Dorośnij wreszcie koleś. Musisz ze mną być, czy ci się to do cholery podoba, czy nie.
-Ta.. ale do Media Markt razem nie pójdziemy.
-Bo?
-Bo to nie dla idiotów. 
-Ja nie mogę. Suchar dnia po prostu. Zawsze jesteś taki dziecinny?
-Przyzwyczajaj się skarbie.
-Boże, jaki ty jesteś tępy.
-A ty masz sztuczne piersi.
-Co?! - krzyknęłam i gwałtownie się ode mnie odsunęła.
-Większość aktorek ma sztuczne piersi. Zgaduje, że ty też. A co, nie mam racji?
-A chcesz sprawdzić? Proszę bardzo.
-Bardzo interesująca propozycja, ale może nie dzisiaj. Nie chcę mieć urazu do końca życia. 
Wiedziałem, że była wściekła. I właśnie o to mi chodziło. Nie spodziewała się tego, co chciałem zrobić. Zabawę czas zacząć. Myśl o Rose, myśl o Rose, myśl o Rose..
-Jesteś szurnięty - syknęła i chciała odejść, ale w tym momencie chwyciłem ją za rękę i z powrotem przysunąłem do siebie. Staliśmy niebezpiecznie blisko. W jej oczach widziałem wściekłość i nienawiść i wcale jej się nie dziwiłem. Pochyliłem się nad nią. Była zaskoczona. Później po prostu ją pocałowałem. Nie odtrąciła mnie, wręcz przeciwnie, pogłębiła pocałunek. Czułem się cholernie dziwnie. Czułem się, jakbym zdradzał Rose. Nikomu nie życzyłem tego, przez co musiałem przechodzić. To było ponad moje siły, ale nie miałem innego wyjścia. Paul dostanie czego chce.
Do końca imprezy udawaliśmy zakochaną parkę. Nie wypiłem zbyt wiele, bo nie chciałem mieć kłopotów. A zresztą obiecałem Rose, że będę uważał. Nie zamierzałem złamać danego jej słowa. Kwadrans po północy miałem już całkowicie dość towarzystwa Carmen. Zmusiłem ją do wyjścia.
-Skarbeńku, impreza dopiero zaczynała się rozkręcać - burknęła.
-Wracasz ze mną czy autobusem?
Nic nie odpowiedziała. Posłusznie zajęła swoje miejsce w moim Porsche. Mimo tego, że piłem, nie zamierzałem wracać taksówką i zostawiać tu auta. Wolałem sam dać sobie radę. W końcu stanęliśmy pod jej blokiem.
-Okay, pierwszy dzień naszego wspaniałego i mega szczęśliwego związku za nami - powiedziała Car, trzymając dłoń na klamce.
-Oby kolejny nie przyszedł zbyt szybko - odpowiedziałem, wywracając oczami.
-Ale muszę przyznać, że całkiem nieźle całujesz.
-Czego nie można powiedzieć o tobie - powiedziałem ze słodkim uśmieszkiem.
-Pierdol się Styles - warknęła i wysiadła z mojego samochodu.
Dopiero wtedy odetchnąłem z ulgą. Ten koszmar w końcu się skończył. No.. niezupełnie. To był dopiero pierwszy dzień, a ja już miałem dość. Podziwiałem Zayna za to, że potrafił wytrzymać tak długo. Odpaliłem silnik i wróciłem do domu.
W środku panowała ciemność. Wszyscy zapewne już spali. Mimo to postanowiłem zaryzykować i zajrzałem do pokoju Rose. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zobaczyłem ją. Usiadła na łóżku i patrzyła na mnie. To była moja dziewczyna. Jedyna, którą kochałem i jedyna, z którą chciałem być. Zdjąłem z siebie ubrania i w samych bokserkach wślizgnąłem się pod kołdrę obok niej.
-Mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz? - spytała ze śmiechem.
-Teraz? Kładę się spać z moją kochaną dziewczyną. To źle?
-Nie, skąd. Mi to nie przeszkadza - odpowiedziała i pocałowała mnie.
Wspaniale było czuć smak jej ust. Tylko je chciałem całować. Ułożyliśmy się wtuleni w siebie. 
-Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo za tobą tęskniłem - szepnąłem - myślałem, że zaraz nie wytrzymam.
-Ale teraz jesteśmy już razem - odszepnęła - i już niczego nie musisz udawać. Dobranoc Harry.
-Dobranoc Rose. Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Cmoknąłem ją w ramię i zamknąłem oczy. Tej nocy zasnąłem bardzo szybko. Miałem świadomość tego, że mam przy sobie swój największy skarb. Z którego za nic w świecie nie mogłem zrezygnować...

______________________
Heejj, jest 28! ♥ 
Co myślicie? Jak oceniacie zachowanie Hazzy względem Carmen? 
I jak myślicie, co wydarzy się dalej?
CZYTASZ = KOMENTUJESZ ! ♥
Wiecie, jak ważne są dla mnie wasze opinie, prawda? Więc klawiatury w ruch!
I do napisania za niedługoo . < 3

+Na koniec wstawiam Wam zdjęcie mojego 2-letniego Skarba ♥
Powitajmy ją w naszej rodzince! Moja mała Zaynatorka :3
Przedstawiam wam moją kuzynkę - Julkę! <3

Do napisania za niedługo. I WESOŁYCH ŚWIĄT SIOSTRZYCZKI ! <3

sobota, 23 marca 2013

Rozdział dwudziesty siódmy ♥

To było niemożliwe. Nie mogłam tak po prostu z niego zrezygnować. Był całym moim światem. To głównie dzięki niemu moje życie odzyskało sens. Ale.. co z tego? Przecież nie mogłam postawić się jego menadżerowi. Nie chciałam przyczynić się do rozpadu ich zespołu. Nie wybaczyłabym sobie tego. Nigdy. Więc co mi pozostało? Tak po prostu go.. zostawić? Czy nasze zerwanie było rzeczywiste? Ciągle miałam nadzieję, że to wszystko okaże się tylko złym snem. Nie mogłam go stracić. Nie po tym wszystkim, przez co razem przeszliśmy. Tylko, że ja byłam bezbronna i bezradna. Harry musiał zacząć spotykać się z.. inną. Na samą myśl o tym, czułam ból, który zawładnął moim sercem. Spodziewałam się wszystkiego.. ale na pewno nie czegoś takiego. Jak miałam spokojnie i z uśmiechem patrzeć, jak obejmuje, całuje i szepcze czułe słówka innej dziewczynie? Jak? Nie mieściło mi się to w głowie. Wiedziałam, że nie dam rady. Kochałam go. Był przecież mój. Wiedziałam, że zrobię dla niego absolutnie wszystko, ale.. to było ponad moje siły. Cały świat będzie myślał, że Harry należy do innej.. do jakiejś aktorki. Cały świat będzie myślał, że to z nią jest szczęśliwy i że to ją kocha. A ja? Kim ja będę? Już na zawsze pozostanę "zwykłą dziewczyną z Mullingar, która ma sławnego kuzyna w jednym z najpopularniejszych zespołów świata i myśli, że jest kimś". Tak, właśnie tak ludzie będą mnie postrzegać. Może nawet nie jako przyjaciółkę zespołu.. tylko jak kogoś.. zbędnego. Kogoś, kto jest mało ważny i w sumie można się go pozbyć. Ale ja też jestem człowiekiem. Też mam uczucia i wiem, co to znaczy "życie". Doświadczyłam go bardziej niż inni. Ale kogo to obchodziło? Kto w ogóle brał mnie pod uwagę? Myślałam, że z Harrym uda mi się zbudować związek, w którym będę szczęśliwa. Myślałam, że oboje zostaniemy ze sobą na zawsze. Czyżbym się myliła..? Czy to było możliwe..? 
Przeżyłam w swoim życiu bardzo wiele. I gdy zaczynało być kolorowo.. wszystko znów się zawaliło. Teraz nie umiałam już powstrzymać łez. Pochyliłam się wprzód i ukryłam twarz w dłoniach. Najpierw straciłam Josha.. potem ojca.. a teraz JEGO. To było niesprawiedliwe. Ja po prostu nie mogłam ułożyć sobie życia. To było jakieś przekleństwo. Czułam niewyobrażalny ból. Ostatnim razem czułam go, gdy dowiedziałam się, że Josh nie żyje. Różnica polegała na tym, że Harry wciąż był żywy, ale nie mógł być mój. W co ja się wplątałam? Po co w ogóle zaczynałam ten związek? Przecież zdawałam sobie sprawę z tego, że Harry jest sławny i że będziemy mieli kłopoty. Jednak przy nim po prostu o tym zapomniałam.. Co miałam zrobić? Co teraz..?
Nagle obok mnie ktoś usiadł. Niepewnie podniosłam głowę i zobaczyłam Jade. Zdziwił mnie jej widok. Ostatnio nie utrzymywała kontaktów ani ze mną, ani z Natalie. Zmieniła się. Przyjrzałam się jej twarzy. Wytuszowane, podkreślone eyelinerem oczy, czerwone usta, blada cera.. to nie była ta Jade, którą znałam. Obok mnie siedziała zupełnie obca osoba.
-Przykro mi z powodu twojego taty.. - odezwała się cicho.
-Nie płaczę przez niego - odpowiedziałam i wyprostowałam się - on na to nie zasłużył.
-Ah.. rozumiem..
Między nami zapadło milczenie. Kiedyś potrafiłyśmy gadać godzinami.. dzisiaj żadna z nas nie miała nic do powiedzenia. Nie mogłam tego tak zostawić. Nie mogłam stracić kolejnej ważnej dla mnie osoby. Nie tym razem.
-Jade, co się z tobą stało? - spytałam i spojrzałam na nią - Gdzie jest moja pełna życia przyjaciółka, która była gotowa skoczyć na bungee, by zdobyć świat?
-Tamtej Jade już nie ma - powiedziała stanowczo - i już nigdy nie wróci. Przyzwyczaj się do tego.
-Co ty mówisz? Co się stało? Proszę cię, pozwól mi zrozumieć..
-I tak nie zrozumiesz! Po co ci to wiedzieć, Rose?
-Bo jesteś moją przyjaciółką i martwię się o ciebie.
-Przyjaciółką? - prychnęła - Ja nie mam przyjaciół. Już nie. Zmieniłam się, bo tak trzeba, Rose. Życie wcale nie jest takie kolorowe jak ci się wydaje. Prędzej czy później i tak wszystko się posypie. A zresztą, życie, śmierć.. jaka to różnica? Praktycznie żadna.
-Co ty wygadujesz? - spytałam zdziwiona - Co się z tobą dzieje?
-Przestań udawać, że cię to obchodzi! - powiedziała ostro i spojrzała na mnie ze łzami w oczach - Po prostu przestań. Myślisz, że kim jesteś? Każdy człowiek jest nikim. Moje życie to koszmar. Może ty już zapomniałaś o Joshu, ale ja nie. Ja nigdy nie zapomnę! Tak samo jak moja rodzina. Moja matka wpadła w depresję. Leczy się! A ja codziennie zadaję sobie pytanie, dlaczego on? Jest tylu innych ludzi! Dlaczego akurat on musiał wsiąść na ten jebany motocykl?! Dlaczego?! Mogę zadawać sobie to pytanie w nieskończoność, ale i tak nie otrzymam odpowiedzi. To boli, wiesz? On cię kochał. Byłaś dla niego wszystkim. A teraz jego miejsce zajął ktoś inny.
-Jade.. przecież dobrze wiesz, że Josh na zawsze zostanie w moim sercu. Ja nigdy go stamtąd nie wyrzucę.. po prostu..
-Przestań się tłumaczyć, bo to żałosne - ucięła - i nic nie warte. Ty miałaś możliwość, żeby wylecieć do Londynu i zacząć wszystko od nowa. Ja nie. Ja musiałam tu zostać i to wszystko znosić. Zostałam sama, wiesz? Całkiem sama. Nikogo nie obchodzę. Wszyscy mają mnie w dupie. Jestem śmieciem..
-Przestań! - tym razem to ja jej przerwałam - Przestań wygadywać takie bzdury do cholery! Nie jesteś sama, Jade. Ja nigdy o tobie nie zapomniałam, jasne? Dla mnie nadal jesteś moją kochaną przyjaciółką, dla której zrobię absolutnie wszystko. Z przyjaźni tak po prostu się nie rezygnuje. Nigdy. Nie ważne co się dzieje i jak jest źle. Wszystko da się naprawić. Wiem, że się od siebie oddaliłyśmy, ale mimo wszystko ja nadal cię kocham. I zawsze będę przy tobie. Nie ważne czy ciałem, czy duchem.. ja będę Jade. Przysięgam..
Teraz obie zaczęłyśmy płakać. Bez słowa ją do siebie przytuliłam, a ona nie protestowała. Znów byłam przy niej, ale wiedziałam, że mimo wszystko to nie wystarczy. Jade naprawdę się zmieniła. Czy teraz już wszystko musiało się sypać? Czy wszystko musiało być źle? I znów to samo pytanie.. dlaczego ja? Dlaczego my? Nagle Jade się ode mnie oderwała i wściekle otarła łzy.
-Nie mogę płakać - powiedziała - już nie. To i tak nic nie daje. Wszystko jest bez sensu. Równie dobrze można się pociąć i skończyć to cholerne i nic nie warte życie. Bez różnicy.
-Jade proszę cię, przestań nawet tak myśleć.. pamiętasz co mówiłaś mi na cmentarzu kilka miesięcy temu? Kazałaś mi obiecać, że nigdy więcej się nie potnę. Dotrzymałam obietnicy. Teraz ciebie proszę o to samo. Obiecaj mi, że nigdy nie sięgniesz po żyletkę. Tu i teraz.
-Po co? - prychnęła - po co mam ci to obiecać?
-Bo chcę mieć pewność, że jesteś cała i zdrowa.. martwię się o ciebie, nie rozumiesz? Proszę..
-Okay.. obiecuję, że się nie potnę.
-Dziękuję - powiedziałam z ulgą.
-I niby za co? Są inne sposoby..
-Jade!
-Tak mam na imię.
-Przestań się tak zachowywać. Jak wyjeżdżałam to ciągle byłaś sobą. Ciągle byłaś pełną nadziei nastolatką, która chciała podbić świat i udowodnić ludziom, że jest kimś wielkim. Nie mogłaś tego tak po prostu zaprzepaścić. Więc pytam po raz kolejny.. co się z tobą stało? Co stało się z moją Jade..?
Jade zacisnęła usta i odwróciła wzrok. Nie wiedziałam jak dalej potoczy się ta rozmowa. Niczego już nie byłam pewna. To wszystko, co teraz się działo było jak jeden, wielki koszmar, z którego chciałam się obudzić. I to najlepiej natychmiast. W końcu Jade znów na mnie spojrzała.. znów ze łzami w oczach. 
-Ty i tak tego nie zrozumiesz.. - powiedziała cicho.
-Przynajmniej pozwól mi spróbować..
-Nie, Rose. To bez sensu. Z tym muszę poradzić sobie sama. Nikt nie może nic zrobić. Przepraszam, że tak na ciebie napadłam.. nie chciałam cię zranić.. po prostu moje nastawienie do życia nieco się zmieniło. To wszystko..
-Pozwól sobie pomóc..
-Mi nie da się pomóc, nie rozumiesz?! Nie da się! Proszę cię, zostaw to w spokoju. Wracaj do Londynu i żyj swoim życiem. Proszę cię, zapomnij o mnie. Tak będzie lepiej i dla mnie, i dla ciebie.
-Nigdy. Nie zrezygnuję z ciebie tak łatwo. Nie ma mowy.
-Rose..
-Nie! Nie i koniec! Nie rozumiesz, że przyjaciół się nie zostawia? Nieważne jak jest źle. Nie zostawia się i kropka! Jesteś jedną z ważniejszych osób w moim życiu. I czy tego chcesz, czy nie, i tak nią pozostaniesz.
-I co ja mam ci powiedzieć, Rose?
-Że odnajdziesz sens w swoim życiu. Że postarasz się być dawną sobą. Użalanie się nad sobą i zamartwianie niczego nie da. Uwierz mi, sama przez to przechodziłam. Ale to bez sensu. Żyj póki masz szansę. Josh takiej nie dostał. Ty żyj za siebie i za niego..
Jade znów się rozpłakała. Znów ją do siebie przytuliłam. Wtuliła się we mnie i w końcu dała upust emocjom. Nagle dostała sms'a. Gwałtownie się wyprostowała i odczytała go. Otarła łzy i schowała go do kieszeni czarnych szortów.
-Muszę iść - powiedziała - wybacz, nie mogę dłużej zostać. Do zobaczenia kiedyś.
-Jade! Obiecaj mi..
-Obiecuję, okay? Obiecuję, że się postaram. A teraz żegnaj.
Po tych słowach odwróciła się i pobiegła chodnikiem przed siebie. Patrzyłam na jej oddalającą się sylwetkę, zastanawiając się, co takiego mogło się stać, że z pełnej życia dziewczyny, stała się pustą i wypraną z emocji lalką. Wplotłam dłonie we włosy i spuściłam głowę. Tego wszystkiego było po prostu za dużo. Zbyt wiele rzeczy działo się w zbyt krótkim czasie. I co ja niby miałam teraz zrobić..?
W tej chwili zrozumiałam, że powoli tracę najważniejsze dla siebie osoby. Harry musiał ze mną zerwać, Jade odwróciła się ode mnie, nie chcąc nawet podać powodu, ojciec umarł, z mamą nie miałam już najlepszego kontaktu, nie rozmawiałam z Zaynem jak dawniej.. powoli zostawałam sama. Za wszelką cenę nie mogłam do tego dopuścić. Kochałam Hazzę. I byłam tego pewna na dwieście procent, jak nie więcej. Nie mogłam tak po prostu z niego zrezygnować. Ale czy miałam inne wyjście? Nie chciałam stawać między nim, a chłopakami. Zdawałam sobie sprawę z tego, że mogę nie dać rady.Chciałam tylko mieć nadzieję, że kiedyś będzie dobrze. Wiedziałam, że ból w moim sercu pojawi się za każdym razem, gdy będę widzieć Harrego z tą aktorką. Za każdym razem gdy ją pocałuje, czy przytuli, ja będę cierpieć. Moje serce może tego nie wytrzymać.
W końcu otarłam łzy i doprowadziłam się do jako takiego porządku. Wstałam z ławki i ruszyłam w drogę powrotną do hotelu, nadal nie wiedząc, czego tak naprawdę chcę...


~Zayn~

Co tu dużo mówić.. wiedziałem, że wszystko się posypie. Nic nie było tak, jakbym chciał. Z każdym dniem zdawałem sobie sprawę z tego, że Natalie staję się dla mnie kimś wyjątkowym. Tylko co z tego? Paul dorwał mnie i Hazzę. Jemu kazał zerwać z Rose a mi ograniczyć kontakt z Nat i skupić się na Amber. Tylko jak ja miałem to zrobić? Od dawna chciałem uwolnić się od swojej "byłej". Najchętniej wygarnąłbym jej prosto w twarz, że jest zwykłą suką bez uczuć, tylko co mi z tego? I tak musiałem z nią być. Cały świat myślał, że jesteśmy w sobie zakochani i nie możemy bez siebie żyć. Jednak rzeczywistość była inna. Modest chciało wszystko ukryć, żeby było idealnie. Bo "potrzebujemy rozgłosu", to było ich wytłumaczenie na wszystko. Okay, wiedziałem, że sława nie będzie łatwa, ale żeby aż tak? Jak można tak komplikować ludziom życie? To chore! 
Wiedziałem, co musiał przeżywać Harry. To nie było dla niego łatwe, bo bardzo kochał Rose i było to widać na kilometr. Naprawdę życzyłem im, żeby wszystko się między nimi ułożyło, ale jak widać nie było im to dane. Z każdym dniem czułem się coraz gorzej. W internecie pojawiały się coraz to nowsze zdjęcia mnie i Amber. Impreza, koncert, wspólne zakupy.. na każdym zdjęciu miałem na twarzy szeroki uśmiech, jakbym świata nie widział poza nią. Musiałem przyznać, że byłem dobrym aktorem, bo póki co nikt się nie zorientował, że miedzy mną a Amber jest coś nie tak. Gdy pytano mnie o Natalie, odpowiadałem, że jest zwykłą przyjaciółką, której bardzo ufam. I nic więcej. Nienawidziłem kłamstw, a z każdym kolejnym dniem coraz bardziej się w nich zatapiałem. "Kochasz Amber? Tak, najbardziej na świecie". Czasami podziwiałem sam siebie, że jakoś to znosiłem. Ale powoli miałem tego dość. 
Śmierć ojca Rose była bardzo niespodziewana. Może nazwiecie mnie egoistą albo idiotą, ale cieszyłem się, że mogłem spędzić z Natalie tych kilka dodatkowych dni w Mullingar. Naprawdę nie chciałem się z nią rozstawać. Mimo wszystko bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Nat była naprawdę wspaniałą osobą. Otworzyła się przede mną, a ja opowiedziałem jej o sytuacji z Amber. Zdziwiło ją to, ale w końcu zrozumiała, dlaczego na imprezach i koncertach ogłaszałem światu, że ją kocham, a w domu nie chciałem nawet na nią spojrzeć. Chciałem, by znała prawdę. Kiedyś i tak musiała się dowiedzieć. Zaraz po pogrzebie zabraliśmy się na spacer. Na początku szliśmy w całkowitym milczeniu. To wszystko było niewyobrażalnie trudne.
-Czy jest tu jakieś miejsce, gdzie możemy spokojnie porozmawiać? Gdzieś, gdzie nikt nie będzie mógł nas znaleźć? - spytałem zupełnie nagle.
-Nie wiem.. - odpowiedziała Natalie - niedaleko jest las.. tam ludzie raczej nie chodzą..
-Świetnie. Muszę z tobą porozmawiać a nie chcę, żeby zaraz było to uwiecznione na zdjęciach i w artykułach.
-Jak chcesz to zrobić? Dziennikarze są na każdym kroku. Już i tak podejrzanie na nas patrzą..
-Coś wymyślę. Musimy po prostu wmieszać się w tłum. Damy radę. Prowadź.
-Okay..
Schyliłem głowę i zasłoniłem twarz tak, żeby nikt nie mógł mnie rozpoznać. Nat zrobiła to samo i po 30 minutach znaleźliśmy się pod lasem. Weszliśmy nieco w głąb i dopiero, gdy mieliśmy pewność, że nikt nas nie zauważył, odetchnęliśmy z ulgą. Sam nie byłem pewien tego, co zamierzałem zrobić. Nie chciałem komplikować jej życia, ale nie mogłem tak dłużej. Oparłem się o pień jednego z drzew i schowałem dłonie do kieszeni. Czułem się jakoś dziwnie. Natalie stanęła naprzeciwko mnie i patrzyła na mnie z wyczekiwaniem.
-O czym chciałeś porozmawiać? - spytała niepewnie.
-Sam nie wiem - odpowiedziałem zrezygnowany - nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje..
-Coś nie tak?
-Nie.. tylko po prostu.. - zawahałem się - musisz zostać w Mullingar?
-Przecież dobrze wiesz, że muszę, Zayn.. - powiedziała cicho - to nie takie łatwe.. nie mogę tak sobie znikać.. mam szkołę, którą ostatnio i tak zawalam. A poza tym muszę za wszelką cenę dowiedzieć się, co dzieje się z Jade. Muszę zostać.
-Nie mogłabyś wrócić z nami choć na kilka dni?
-Nie.. przykro mi, ale nie. Muszę w końcu załatwić sprawę z Tylerem.. ciągle do mnie dzwoni i prosi o rozmowę. Nie będę go dłużej zbywać.
-Rozumiem.. chcesz do niego wrócić? - spytałem i poczułem ucisk w sercu.
-Nie.. nie wiem. Mam mętlik w głowie. Już sama nie wiem, co mam robić, Zayn. To wszystko powoli mnie wykańcza. Z jednej strony nie chcę się z wami rozstawać, ale z drugiej strony muszę w końcu załatwić swoje sprawy.. mam dość.
W tym momencie podszedłem do niej. Ująłem ją za podbródek i uniosłem go do góry. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Czułem, jak moje serce zaczyna przyspieszać. Nasze usta zaczęły się do siebie zbliżać. Już nie kontrolowałem swojego zachowania. Pocałowałem ją delikatnie i czule. Nie odepchnęła mnie, więc pogłębiłem pocałunek. To było niesamowite. Jeszcze nigdy tak się nie czułem. Za nic nie chciałem przerywać tej chwili. Od początku wiedziałem, że Nat będzie dla mnie kimś więcej, niż zwykłą przyjaciółką. Bałem się tylko tego, że ona nie będzie czuła tego samego. Jednak teraz to się nie liczyło. Byłem tylko ja i ona. Nic więcej.
W końcu się od siebie odsunęliśmy. Nat wyglądała na zakłopotaną, ale uśmiechała się niepewnie. Bez słowa ją do siebie przytuliłem.
-Będę za tobą tęsknił.. - powiedziałem cicho.
-Ja za tobą też. Ale.. Zayn, my tak nie możemy. To nie jest normalne..
-A czy cokolwiek jest normalne?
-Ja tak nie mogę.. przecież ty oficjalnie jesteś z Amber.. głupio mi..
-Przecież wiesz, że to tylko ustawka. Chcę żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym, Nat. Nie chcę z ciebie rezygnować. 
-Ja sama nie wiem, czego chcę. Ale dziękuję ci za te wszystkie dni.. nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
-Nie masz za co dziękować. Załatw wszystkie swoje sprawy.. przemyśl to na spokojnie.. a gdy będziesz chciała ze mną porozmawiać, ja zawsze będę dostępny. Możesz dzwonić nawet w trakcie koncertu, to zejdę ze sceny, żeby odebrać. 
-W porządku. Ja.. ja wiem, że to teraz nie wygląda najlepiej, ale.. jestem gotowa zaczekać aż wszystko się uspokoi. Nie chcę cię stracić Zayn..
-Ja również. Ale wszystko w końcu się uspokoi, zobaczysz. Kiedyś w końcu będzie normalnie. Obiecuję ci to.
-Mam nadzieję.. a teraz przepraszam cię, ale muszę wracać do domu. Wpadnę do was później, żeby się pożegnać. Kiedy macie samolot do Londynu?
-Jutro rano. Możesz wpadać kiedy tylko chcesz, przecież wiesz.
-Dobrze.. to do zobaczenia Zayn.
Natalie odsunęła się ode mnie i pożegnała mnie uśmiechem. Później odwróciła się i szybkim krokiem wyszła z lasu. Już wiedziałem, co się ze mną działo. Najnormalniej w świecie się zakochałem..


~Natalie~

I co teraz? pytałam sama siebie. Co miałam zrobić? Stanęłam przed najtrudniejszym wyborem w moim życiu. Ciągle czułam pocałunek Zayna na swoich ustach. To było tak niesamowite, że nie dało się tego opisać. Jeszcze nigdy w życiu nie przeżyłam czegoś takiego. W pewnym sensie wiedziałam, że mój wyjazd do Londynu zmieni moje życie, ale nie sądziłam, że aż tak. Zayn był wspaniałym człowiekiem. Ale ja nie byłam przecież nikim ważnym. 
W końcu dotarłam do swojego domu i momentalnie się zatrzymałam. Na schodach siedział Tyler. Nie miałam ochoty na rozmowę z nim. Zdałam sobie sprawę z tego, że kiedyś na jego widok serce szybciej mi biło i pragnęłam tylko z nim być. A dzisiaj? Dzisiaj nie było nic. Patrzyłam na niego jak na całkiem obcą mi osobę. Czyżbym mogła aż tak się zmienić? Gdy tylko Tyler mnie zobaczył, wstał i podszedł do mnie. Skrzyżowałam ramiona na piersi i schyliłam głowę. 
-Hej.. - usłyszałam jego głos tuż nad swoim uchem. Wzdrygnęłam się i cofnęłam o kilka kroków. 
-Czego ty tu chcesz? - spytałam i podniosłam na niego wzrok - Czego oczekujesz?
-Musimy porozmawiać.. nie możesz mnie dłużej zbywać, Nat. 
-Nie mam o czym z tobą rozmawiać. 
-Daj mi wyjaśnić..
-Co chcesz mi wyjaśniać? - przerwałam mu gniewnie - Tego mejla? Czy twoje ostanie zachowanie? Przez telefon groziłeś mi, że gorzko pożałuję, jak z tobą nie pogadam. Nigdy się tak nie zachowywałeś. Nie takiego człowieka kiedyś pokochałam.
-Natalie, to nie byłem ja, uwierz mi! To Dennis.. byliśmy u mnie na imprezie i.. no polał się alkohol.. mój laptop stał otwarty.. nie widziałem, co oni robią, przysięgam ci! Ale to nie ja napisałem ci tego mejla. Nie mógłbym wypisywać takich świństw.. ja cię kocham..
-Tyler, przestań. Nie ułatwiasz mi tego..
-Ale.. czego?
-To koniec - powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy - nie ma już "nas". Jestem ja i ty. Dwie osobne osoby. Mam dość udawania, że jest okay, bo nie jest. Nie tylko ten mejl wpłynął na moją decyzję. Po prostu.. 
-To ten pedałek tak? - przerwał mi wrogo - Ten, z którym ostatnio widzę cię w gazetach i internecie? Wiedziałem! 
-Uspokój się! Po pierwsze to żaden pedałek i nie masz prawa tak o nim mówić. Po drugie ma na imię Zayn. Po trzecie nie wiem czy wiesz, ale on ma dziewczynę, którą bardzo kocha. Ja jestem tylko jego przyjaciółką. Nic więcej. Ja po prostu.. 
-Po prostu co? - warknął.
-Już cię nie kocham.. i nie wiem, czy kochałam kiedykolwiek.. sama gubię się we własnych uczuciach. Nie mogę tak dłużej. To koniec. Pogódź się z tym.
-Nie zrezygnuję z ciebie.. Natalie, kocham cię, proszę.. daj mi tą ostatnią szanse, żebym mógł wszystko naprawić..
-Niczego nie będziesz naprawiał. Tu nic się nie da zrobić. Zrywamy. Nie zmienisz mojej decyzji.
-Natalie..
-Odejdź wreszcie! - krzyknęłam - Pogódź się z tym i poszukaj sobie kogoś nowego. Ja jestem dla ciebie nieosiągalna. A teraz po prostu sobie idź.
Ostatni raz na niego spojrzałam, ominęłam go i pobiegłam do domu. Słyszałam, jak wołał moje imię, ale nie zamierzałam się zatrzymywać. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi na klucz. Nie witając się z nikim, poszłam do swojego pokoju. Padłam na łóżko i ukryłam twarz w poduszkach. To co się działo, wcale nie było normalne. Kiedyś Tyler był dla mnie najważniejszy, ale wiedziałam, że ten czas minął bezpowrotnie. Nie należałam już do niego. I choć bałam się do tego przyznać, to wiedziałam, co tak naprawdę się stało. Moje serce nie należało do Tylera. Należało tylko i wyłącznie do Zayna..

~Rose~

Przez całą drogę do hotelu zastanawiałam się nad tym, co robić. I choć chciałam sobie to wszystko jakoś poukładać, to w głowie miałam kompletny mętlik. Ciągle wyobrażałam sobie Harrego z inną i nie mogłam się z tym pogodzić. Musiałam się usunąć. Musiałam po prostu pozwolić mu odejść. W końcu dotarłam do hotelu. Wzięłam głęboki oddech i poszłam prosto do pokoju. Pech chciał, że zastałam w nim Libby. Wiedziałam, że na mnie czekała. Gdy tylko mnie zobaczyła, bez słowa podeszła do mnie i mocno do siebie przytuliła. Wtuliłam się w nią, a łzy znów pociekły mi po policzkach. Nie umiałam zapanować nad emocjami. Usiadłyśmy na łóżku i przez jakiś czas żadna z nas się nie odezwała.
-Straciłam go - powiedziałam ze szlochem - nie sądziłam, że to kiedykolwiek się stanie, ale.. Libby, ja go straciłam..
-Niekoniecznie go straciłaś.. - odpowiedziała delikatnie - to jeszcze nie koniec świata.
-Zaraz.. ty wiesz, o co chodzi?  spytałam podejrzliwie.
-Nie gniewaj się, ale.. wszyscy o tym wiedzieliśmy.
-Wszyscy?! Czy o tak ważnych rzeczach ja muszę dowiadywać się ostatnia? Jak mogliście? 
-Przepraszam cię, ale.. Harry musiał sam ci o tym powiedzieć. My nie mogliśmy się w to mieszać. To sprawa między wami..
-Przegrana sprawa - burknęłam - Harry będzie się umawiał z jakąś Carmen. A ja będę musiała stać z boku i patrzeć na to wszystko z wielkim, wymuszonym uśmiechem na ustach, jakbym cieszyła się jego szczęściem z tą.. nawet nie wiem, jak ją nazwać. Nie znam jej, a już nienawidzę.. 
-Rose, przemyśl to sobie wszystko na spokojnie. Przecież wiesz, że Harry kocha tylko ciebie. To ty jesteś dla niego najważniejsza, a nie jakaś nic nie warta aktoreczka. 
-Tylko co to zmienia Libby? Kocha mnie, ale będzie z nią. Z tej sytuacji nie ma wyjścia. Nie chcę rozbić im zespołu. 
-Rozbić zespołu? Rose o czym ty mówisz? 
-Gdyby Harry postawił się Paulowi, to on odwołałby trasę.. robiłoby się coraz gorzej i gorzej.. a to tylko przez to, że nie pozwoliłam mu odejść. Nie chcę tego..
-Kochana ja wiem, że to nie jest łatwe.. wiem, że teraz cierpisz i nie wiesz, co dalej, ale.. Harry to wspaniały chłopak. On cię kocha! Ma bzika na twoim punkcie, rozumiesz? Jak go zostawisz, to on się nie pozbiera. Trochę go znam i wiem, że jak dotąd żadnego związku nie traktował aż tak poważnie. Wiem, że życie jest trudne i często daje w kość, ale przecież nie wszystko jeszcze stracone. Może Paul w końcu przejrzy na oczy i zrozumie, że nie może tak po prostu was krzywdzić? Jeżeli naprawdę go kochasz, to nie rezygnuj tak łatwo. Walcz o niego! Nie poddawaj się. 
-Sama już nie wiem, co jest dobre, a co nie.. 
-Pomyśl. Macie szansę. Nie przed kamerami.. nie w świecie fałszu i kłamstwa. Ale w waszym małym, wspólnym świecie, gdzie będziesz tylko ty i on. Zostawię cię teraz samą. Wiem, że podejmiesz słuszną decyzję. A gdy będziesz gotowa, idź do niego i powiedz mu, co postanowiłaś. 
Po tych słowach Libby ostatni raz mnie przytuliła i wyszła. Zostałam sama. Ciągle biłam się z myślami. Wiedziałam, że Libby miała racje, ale.. nie byłam pewna czy słuchać serca, czy rozumu. Położyłam się na łóżku i bezczynnie gapiłam się w sufit. I co ja miałam zrobić..? 

_____________________________
No i mamy następny! :) Weeeee ^^
Jak wam się podobało? Wiem, że rozdziały nie są takie dobre jakbym chciała, ale sama nie wiem co się ze mną dzieje.. 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!
+stała zasada komentarzy.
Ostatnio nic się nie układa i nie mam humoru na rozdziały.. mam dość wszystkiego i najchętniej po prostu zapadłabym się pod ziemię..  Yhh..
Kocham waaas wiecie? < 3
Następny wkrótce! :) 

+Zapraszam Was na bloga This little drop of hope in my life.
Przepraszam, że dopiero teraz, ale kompletnie o tym zapomniałam ;) 
Także wchodźcie, czytajcie i komentujcie! 

DO NASTĘPNEGO ♥

poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział dwudziesty szósty ♥

Mama miała zdenerwowany głos. Na początku w ogóle nie mogłam wyciągnąć od niej, co się stało.
-Mamo, uspokój się! - krzyknęłam w końcu - weź głęboki oddech i po prostu powiedz mi, co się dzieje. Tylko spokojnie, proszę.
-Dzwoniła do mnie Maura.. - powiedziała już nieco spokojniej.
-Ciocia Maura? - od razu nabrałam podejrzeń - i co powiedziała? Co się stało do cholery?
-U nas w domu.. tam był pożar.. nic nie dało się uratować.. ojciec był w środku.. on.. nie żyje.. spłonął w naszym własnym domu! Jego już nie ma Rose.. nie ma go..
Zamurowało mnie. Zamarłam i o mały włos telefon nie wypadł mi z ręki. Gdyby nie Harry, to upadłabym na podłogę. Pożar? Ojciec.. nie żyje? Tak po prostu? Jak to w ogóle możliwe? W głowie kłębiło mi się od różnych myśli. Panował tam okropny chaos. Sama nie wiedziałam, co czułam w tamtej chwili. Złość? Smutek? Żal? Czy może bardziej ulgę? Szczęście? Zadowolenie? Nie umiałam odpowiedzieć sobie na te pytania. To wszystko spadło na mnie zbyt szybko. Harry widząc, w jakim jestem stanie, wziął ode mnie telefon i starał się uspokoić moją matkę. Odsunęłam się od niego i usiadłam na sofie, chowając twarz w dłoniach. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Postawiłabym na wszystko, ale nie na to, że ojciec spłonie w naszym własnym domu. W końcu Harry skończył rozmawiać z moją matką i oddał mi telefon.
-Przykro mi.. - powiedział i przytulił mnie do siebie.
Wtuliłam się w niego i w tamtej chwili liczyło się tylko to, że znów mogłam mieć go przy sobie.
-Sama nie wiem co czuję - przyznałam - to.. niewiarygodne.. przez tak długi okres czasu się go bałam i niekiedy życzyłam mu śmierci, ale teraz.. teraz jak naprawdę go już nie ma to.. mam mętlik w głowie..
-Twoja mama uparła się, że leci na pogrzeb. Nie byłem w stanie jej powstrzymać.
-Ja też lecę - powiedziałam stanowczo - mimo wszystko to był mój ojciec. Nie mogę przegapić jego ostatniej drogi. Później po prostu o nim zapomnę.
-Lecę z tobą. Nie puszczę cię tam samej, nie ma mowy.
-Harry, nie musisz tego robić.. a zresztą mieliśmy chyba porozmawiać..
-To teraz nieważne. Obiecuję, że jak będzie już po wszystkim, to wyjaśnię ci całą sytuację. Teraz nie zaprzątaj sobie tym głowy.
-Na pewno?
-Tak, na pewno. Pakuj się. Idę zamówić bilety i powiadomić resztę.
-Dziękuję..
-Nie ma za co kochanie - powiedział i ucałował mnie w czoło - zaraz do ciebie wracam.
Przetarłam twarz dłońmi i poszłam do garderoby, żeby spakować kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Zapewne zatrzymamy się w hotelu, skoro z naszego rodzinnego domu nic nie zostało. Czułam się naprawdę dziwnie. Dom, w którym się wychowałam.. dom, w którym spędziłam kilkanaście najlepszych lat swojego życia.. dom, w którym wszystko się zepsuło.. spłonął. Tak po prostu. Mój mały pokój na poddaszu przestał istnieć. A wraz z nim wiele moich zdjęć i rzeczy, których nie zdążyłam zabrać. Czułam w środku kompletną pustkę. Nie wiedziałam, co czuję. Z jednej strony zdecydowanie była to ulga. Już nie musiałam się bać, że ojciec nas znajdzie.. nie musiałam się bać, że znów zrobi coś mi lub mamie. Dostał to, na co zasłużył. Zdawałam sobie sprawę z tego, że zginął w okropnych męczarniach. Ale to była jego kara za zniszczenie nam życia.
Mimo wszystko jednak był moim ojcem. Potworem, ale jednak ojcem. Spakowałam ostatnie rzeczy i zamknęłam walizkę. Wzięłam ją do ręki i zeszłam na dół. Tam od razu wszyscy zebrali się wokół mnie i zrobiliśmy grupowego "miśka".
-Lecimy z wami - powiedział Liam stanowczo.
-To naprawdę niepotrzebne Li.. - zaprotestowałam - nie chcę ciągnąć was aż do Mullingar. Przecież macie własne sprawy na głowie..
-A ty jesteś naszą przyjaciółką - powiedział Zayn - nie zostawimy cię samej i nawet nie dyskutuj. Z nami i tak nie wygrasz.
-A zresztą - włączył się Louis - mamy już zamówione bilety.
-Jesteście niemożliwi - westchnęłam.
-Ale i tak nas kochasz - powiedziała Libby i mocno mnie do siebie przytuliła.
-Najmocniej na świecie - przyznałam i otarłam pojedynczą łzę, która spływała mi po policzku.
-Wszystko będzie dobrze - powiedział Harry i ucałował mnie w czubek głowy - za parę dni wrócimy do normalnego życia. I już niczym nie będziesz musiała się przejmować.
W tym momencie wszyscy spojrzeli na Hazzę. Najbardziej zaintrygował mnie wzrok Louisa. Zupełnie jakby mówił "zastanów się co mówisz". Teraz jednak nie miałam głowy się nad tym zastanawiać. Wyciągnęłam telefon i powiadomiłam mamę, że wszyscy lecimy do Irlandii. Nie wiedziałam, w jakim ona jest stanie. W końcu spędziła z ojcem kilkanaście naprawdę cudownych lat. I byłam pewna tego, że mimo tych wszystkich  złych chwil załamania i strachu, ona nadal go kochała. Ja również przypomniałam sobie te czasy, gdy po prostu byliśmy szczęśliwą rodziną. Wtedy wszystko było wspaniałe. Jednak życie potrafiło dać w kość. Teraz już nic się nie liczyło. Ojciec zmarł i to w najokropniejszy sposób. Żaden ślad nie został ani po nim, ani po naszym rodzinnym domu, w którym spędziłam swoje wspaniałe dzieciństwo. Przy drzwiach dostrzegłam kilka bagaży i zastanawiałam się, jakim cudem tak szybko zdążyli się spakować. To jednak było raczej nieważne.
-Jadę po mamę Rose - powiedział Niall - wracam za pół godziny. Zapakujcie bagaże do vana i będziemy ruszać, zgoda?
-Dziękuję Niall - powiedziałam - naprawdę bardzo ci dziękuję.
-Przecież wiesz, że nie ma za co - odpowiedział i uśmiechnął się pocieszająco.
Później po prostu zniknął za drzwiami. Razem z chłopakami zapakowaliśmy bagaże i zajęliśmy miejsce w samochodzie. Mimo wszystko wcale nie było mi łatwo. Kolejny powrót do Mullingar mógł źle się na mnie odbić. W końcu Niall wrócił z moją mamą. Widziałam, że jest cała zapłakana. I wiedziałam, że tak będzie. Bez słowa ją do siebie przytuliłam. Przez całą drogę chłopaki próbowali rozładować atmosferę, ale z mizernym skutkiem. W samolocie było to samo. Ciągle myślałam o ojcu. Nie wiem, może powinnam płakać, ale jakoś się na to nie zanosiło.
W końcu samolot wylądował. Irlandia. Mój rodzinny kraj. Nie sądziłam, że jeszcze mogę tam wrócić. Ceremonia miała odbywać się następnego dnia. Tak jak się domyślałam, zameldowaliśmy się w hotelu. Niall próbował nas namówić, żebyśmy zatrzymali się u niego w domu, ale nikt nie dał się przekonać. Moją mamę zabrał tam siłą. I byłam mu za to bardzo wdzięczna. Wiedziałam, że ciocia Maura idealnie się nią zajmie. Dzieliłam pokój z Libby a Nat wróciła do domu. Obiecała, że i tak zaraz do nas dołączy. Siedziałam na łóżku wtulona w przyjaciółkę, gdy do pokoju niepewnie wszedł Harry. Libbs posłała mu uśmiech i wyszła. Harry usiadł obok mnie i schylił głowę. Zupełnie nagle przypomniałam sobie o rozmowie, którą mieliśmy dokończyć.
-Powiedz mi o co chodzi - powiedziałam cicho - Harry, ja muszę wiedzieć, rozumiesz? Twoje zachowanie nie było normalne. O mały włos cię nie straciłam. Mam prawo wiedzieć.
-Wiem, ale.. nie chcesz poczekać do pogrzebu? Teraz potrzebujesz spokoju, a nie zadręczania się. Powiem ci wszystko, obiecuję. Ale nie teraz..
-Nie traktuj mnie jak dziecko! Jestem dorosła, rozumiesz? I nie zrezygnuję tak łatwo. Niech to wreszcie do ciebie dotrze, jasne?
-Rozumiem to..
-Jak widać nie bardzo. Jeszcze kilka godzin temu byłeś zdecydowany.
-Okoliczności się zmieniły. Rose proszę cię. Porozmawiamy o tym jutro. Masz na to moje słowo.
-Jutro to ostateczny termin. Później do reszty stracisz moje zaufanie. Zapamiętaj to sobie.
Po tych słowach wkurzona wyszłam z pokoju, zostawiając Hazzę samego. Musiałam ochłonąć i przemyśleć kilka spraw. Zadzwoniłam po taksówkę i podałam kierowcy adres mojego domu. Miejsca, które już nie istniało. Kiedy dotarłam na miejsce, coś chwyciło mnie za serce. Zakryłam usta dłonią i małymi krokami podchodziłam do ruin mojego dawnego życia. Mój dom był w opłakanym stanie. Dach był zawalony, ściany popękane, a dookoła leżało pełno gruzu i odłamków. Wszystko oklejone było żółtą taśmą, na której widniała tabliczka z napisem "NIE WCHODZIĆ! GROZI ZAWALENIEM!". Tak więc pozostało mi tylko stać tam i patrzeć. Poczułam, jak łzy zaczynają spływać mi po policzkach. Więc jednak nie byłam taka twarda, jak myślałam. Schyliłam głowę i zamknęłam oczy. W mojej głowie pojawiło się wspomnienie..

Letnie popołudnie. Środek lipca. Miałam wtedy zaledwie 10 lat. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Razem z Natalie siedziałyśmy w moim ogrodzie i piłyśmy lemoniadę, którą przyniosła nam moja mama. Kawałek dalej tata kosił trawę. Co jakiś czas spoglądał w naszym kierunku i z wielkim uśmiechem na twarzy machał do nas. Zawsze odwzajemniałyśmy jego gest i śmiałyśmy się. Zupełnie nagle usłyszałyśmy muzykę. To mama włączyła radio. Spojrzałyśmy na siebie i już wiedziałyśmy, że tak tego nie zostawimy. Wstałyśmy i zaczęłyśmy tańczyć, ciągle się przy tym śmiejąc. Robiłyśmy różne pozy, udając zawodowe tancerki. Wtedy poczułam, że się unoszę. To tata wziął mnie na ręce i przerzucił sobie przez ramię. Zaczęłam piszczeć, ciągle się śmiejąc.
-Teraz tatuś nauczy cię, jak się tańczy - powiedział - moja mała królewna wyrośnie na wspaniałą tancerkę, a ja będę dumnie chodził na twoje występy, chwaląc się dookoła, że jesteś moją małą córcią. 
-Kocham cie tato - powiedziałam wtedy i mocno się do niego przytuliłam.
Czułam bliskość ojcowskiego ciała. Chciałam pokazać całemu światu, jak bardzo byłam wtedy szczęśliwa. Chwilę później z domu wyszła mama. Na nasz widok szeroko się uśmiechnęła i patrzyła na nas z iskierkami w oczach. Ja i moi rodzice. Najwspanialsi ludzie na świecie. Wtedy nie potrzebowałam niczego więcej. Wystarczyło mi, że byli ze mną. Z radia znów poleciała muzyka. Oderwałam się od taty i złapałam mamę za rękę, zmuszając obojga, by tańczyli z nami. Ludzie przechodzący chodnikiem dziwnie na nas patrzyli, ale ja byłam wtedy szczęśliwa. Uwielbiałam takie dni. Razem z Natalie i rodzicami bawiłam się długo. Tamtego dnia tata kładł mnie spać. Jak co wieczór ucałował mnie w czoło i spoglądał na mnie z uśmiechem.
-Kocham cię promyczku - powiedział delikatnie - niczym nie musisz się przejmować. Zawsze będę przy tobie.
Ucałowałam go w policzek i okryłam się kołdrą. Zasnęłam z uśmiechem na ustach..

W jednej chwili wróciłam do rzeczywistości. Już nie byłam tą roześmianą i pełną życia 10-latką. Wszystko się zmieniło. Rozpłakałam się na całego. Nie zważałam już na nic. Tak bardzo chciałam cofnąć się do tamtych czasów, gdy jeszcze wszystko było idealnie.. gdy miałam kochających rodziców i wspaniałych przyjaciół. Natalie została na zawsze i właśnie za to byłam jej wdzięczna. Wszystko inne się zawaliło. Już nigdy nie wejdę do swojego pokoju na poddaszu.. już nigdy nie zjem ciepłego obiadu w małej, przytulnej kuchni.. już nigdy nie wezmę do ręki albumów ze zdjęciami.. już nigdy tu nie wrócę..
Nagle usłyszałam czyjeś kroki. I tak nie zwróciłam na to uwagi. W jednej chwili obok mnie znalazł się Niall. Bez słowa mnie do siebie przytulił. Nie protestowała. Wtuliłam się w kuzyna i poddałam się emocjom. Chciałam, żeby to wszystko w końcu się skończyło..

~Harry~

Byłem zdecydowany. Miałem jej to powiedzieć, ale okoliczności mi na to nie pozwoliły. Śmierć jej ojca była dla mnie szokiem. Nie mogłem pogorszyć sytuacji. Wiedziałem, że termin minął, ale nie mogłem skrzywdzić jej jeszcze bardziej. Byłem świadom tego, że coraz mniej mi ufała, ale co mogłem zrobić? Absolutnie nic. Musiałem poczekać, aż pogrzeb się skończy. Rose była dla mnie wszystkim. Nie mogłem jej stracić. Za wszelką cenę musiałem utrzymać ją przy sobie. Bezczynnie siedziałem w jej pokoju. Nagle zadzwonił mój telefon. To był Paul. Skrzywiłem się i niepewnie wcisnąłem zieloną słuchawkę.
-Tak? - odebrałem.
-Czas minął. Załatwiłeś sprawę?
-Paul, jesteśmy w Mullingar...
-Że co proszę?! Latacie sobie gdzie chcecie bez mojej wiedzy?! Co to ma być?!
-Uspokój się człowieku. Ojciec Rose umarł. Przylecieliśmy na pogrzeb. To wszystko.
-Ojciec Rose tak? Czyli mam rozumieć, że z nią nie zerwałeś?
-Ja.. nie, nie zrobiłem tego.
-Dałem ci tydzień Styles. A on właśnie minął.
-Paul, miej serce! Właśnie umarł jej ojciec, a ja mam z nią zerwać? Nie zrobię jej tego! Daj mi jeszcze kilka dni.
-Nie ma mowy. Masz czas najpóźniej do jutra. Musimy startować z nowym planem.
-Jakim niby planem? - spytałem podejrzliwie.
-Takim, żeby odwrócić od niej uwagę mediów. Musisz zacząć spotykać się z Carmen. Im szybciej, tym lepiej.
-Zaraz, zaraz, chwila! Z jaką niby Carmen? O czym ty do cholery mówisz?!
-Carmen Welch jest aktorką. I idealnie się nadaje. Obydwoje potrzebujecie rozgłosu, a my im go wam zapewnimy. Jest bardzo fajna i ładna. Szybko się zaprzyjaźnicie.
-Ty sobie chyba żartujesz! - krzyknąłem wściekły - Mam chodzić z kimś, kogo w ogóle nie znam?! Mam być z kimś, kogo nie kocham?! To chore!
-To właśnie jest show biznes Styles - syknął - radzę ci się przyzwyczaić. Masz czas do jutra. I jutro mam was widzieć w Londynie, jasne?
-Jesteś nienormalny Paul - warknąłem.
-Dzięki za komplement. Do zobaczenia w studiu.
Po tych słowach po prostu się rozłączył. Byłem tak wściekły, że rzuciłem telefonem o ścianę, gdzie rozbił się na kilka kawałków. Żegnaj nowy iPhonie. Złapałem się za głowę i zacząłem nerwowo chodzić po hotelowym pokoju. Dopiero po chwili zorientowałem się, że w progu pokoju stała Libby. Przystanąłem i spojrzałem na nią nerwowo. Wyraz jej twarzy zdradzał, że słyszała cała rozmowę. Zrezygnowany usiadłem na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Libby usiadła obok. Po chwili wahania, niepewnie mnie przytuliła. Nie protestowałem.
-O co tu chodzi Harry? - spytała miękko - Co się znowu stało?
-Liam powiedział ci o tym, co Paul kazał mi zrobić?
-Tak.. wiesz, że on mówi mi wszystko. Ale co się stało przed chwilą? Rozmawiałeś z Paulem, tak?
-Tak. Minął termin.. muszę zerwać z Rose.. Libby, ja nie potrafię tego zrobić.. nie umiem z niej zrezygnować.. nie chcę jej skrzywdzić..
-Rozumiem.. ale stało się coś jeszcze. Prawda?
-Mam zacząć spotykać się z jakąś aktorką - powiedziałem wkurzony - żeby odwrócić uwagę mediów od Rosalie.. mam być w udawanym związku jak Zayn. Oni wszyscy upadli na głowę! A ja nie mam nic do gadania.. bo to show biznes.. dla nich nie liczą się moje uczucia, tylko to, żeby w mediach wszystko było okay. Dziki system..
-Musisz porozmawiać z Rose - powiedziała delikatnie - musisz wszystko jej wyjaśnić. Ona zrozumie. Przecież cię kocha! Oboje się kochacie. Nic nie stanie na waszej drodze. Nawet Paul i Modest.
-To wcale nie takie łatwe.. jak z nią nie zerwę to Paul odwoła nam trasę. Najgorsze jest to, że nie wiem, kto mu o tym wszystkim powiedział.. skąd on wie, że jestem z Rose? Media miały podejrzenia, ale nie wiedziały tego na pewno. I skąd mu do głowy przyszła jakaś aktorka?
-Zaraz, chwila. Jak nazywa się ta aktorka?
-Carmen Welch czy jakoś tak..
-No nie wierzę! - krzyknęła Libby i gwałtownie wstała.
Na jej twarzy od razu pojawiła się wściekłość i zażenowanie. Walnęła się pięścią w czoło i warknęła pod nosem.
-Libby, wszystko ok? - spytałem zdezorientowany.
-To przecież oczywiste - syknęła - co za głupia suka..
-Libby?
-Nic nie rozumiesz Harry. Carmen Welch to najlepsza przyjaciółka Amber.
W tym momencie zaniemówiłem. No jasne! Dlaczego od razu na to nie wpadłem? Amber chciała zemścić się na Natalie za to, że podkradała jej Zayna. I na Rose, bo jej od zawsze nie trawiła. W tym momencie poczułem, jak wzbiera się we mnie wściekłość. A więc to jej sprawka. A ja nic nie mogłem zrobić. Nie mogłem sprzeciwić się menadżerowi i wytwórni. Nie miałem już nawet siły tego wszystkiego rozgrzebywać. Moje życie powoli się rozpadało. I to pewnie z mojej winy. Ale co mogłem poradzić na to, że tak bardzo ją kochałem? Wiedziałem, że przede mną ciężka i trudna rozmowa. W duchu modliłem się, żeby tylko Rose mnie zrozumiała.. i żeby mnie nie opuściła. Po pewnym czasie Libby się do mnie przytuliła, co odwzajemniłem. Była naprawdę wspaniałą przyjaciółką i cieszyłem się, że Liam znalazł kogoś takiego, jak ona. Pasowali do siebie. Byli wręcz parą idealną. Nawet trochę im tego zazdrościłem. Wiedziałem, że kolejny dzień będzie bardzo trudny. Ale miałem nadzieję, że wszystko w końcu się ułoży..

~Rose~

Pogrzeb. Zawsze nienawidziłam tego typu ceremonii. Oznaczały one, że coś w naszym życiu definitywnie się zakończyło. Przez całą ostatnią noc myślałam tylko o ojcu. Chciałam wyrzucić z głowy wszystkie złe wspomnienia o nim, ale nie byłam w stanie. Zbyt wiele wycierpiałam. Zbyt wiele wycierpiała moja mama. Nie mogłam tak po prostu udawać, że zawsze wszystko było w porządku, bo wcale NIE było. Przekręcałam się z boku na bok. Najpierw przypomniałam sobie swoje idealnie dzieciństwo i kochającą rodzinę. Właśnie w takich chwilach byłam gotowa wszystko mu wybaczyć i nawet po nim zapłakać. Ale wtedy wracały wydarzenia ostatnich lat. Alkohol, przemoc, znęcanie się i strach. Wtedy wszystko znikało jak za dotknięciem różdżki. Nadal go nienawidziłam. Za to, że zniszczył mi życie i poczucie bezpieczeństwa, które długo musiałam odbudowywać.
  Ksiądz wygłosił krótkie kazanie. W małej kaplicy siedziało dość sporo ludzi. W tłumie wypatrzyłam Jade i Tylera, którzy rozglądali się niepewnie. Była też ciocia Maura i starszy brat Nialla - Greg. Obydwoje patrzyli na mnie ze współczuciem. Moje oczy były suche. Nie byłam w stanie płakać. Za to moja mama siedząca obok, ciągle zużywała chusteczki i cicho pochlipywała. Libby, Natalie, Harry, Zayn, Louis, Liam i Niall siedzieli zaraz za mną. Co jakiś czas odwracałam się do nich i wyłapywałam ich ciepłe uśmiechy, co podtrzymywało mnie na duchu.
W końcu przeszliśmy na cmentarz. Najbardziej rozwścieczyło mnie to, że w tłumie ludzi dostrzegłam reporterów i dziennikarzy, którzy czekali tylko na to, by mnie dorwać. Mnie lub chłopaków, lub kogokolwiek z moich bliskich. Nawet w takim dniu nie mogli dać sobie spokoju! Kiedy wkładali trumnę do głębokiego dołu, moje oczy nadal pozostawały suche. Podczas całego pogrzebu nie uroniłam ani jednej łzy. Mimo wszystko na to nie zasługiwał. Razem z mamą wrzuciłyśmy do dołu garść ziemi, po czym zaczęto zasypywać grób. Mama płakała. Ja po prostu stałam wtulona w Harrego, który swoją bliskością napełniał mnie nadzieją, że teraz będzie już w porządku. Jednak to były tylko pozory. Kiedy ludzie zaczęli się rozchodzić, zauważyłam, że chłopaki znacząco skinęli na Hazzę i odeszli. Dziewczyny to samo.
-Rose.. musimy porozmawiać.. - zaczął ostrożnie.
Wiedziałam to. Wiedziałam, że w końcu raz na zawsze musimy załatwić sprawy między nami. Ostatni raz spojrzałam na grób ojca i wolnym krokiem zaczęłam odchodzić. Usiadłam na drewnianej ławce, niedaleko wejścia na cmentarz. Nie było tam już prawie nikogo. Harry zajął miejsce obok i lekko pochylił się do przodu. Nie byłam pewna, czego mam się spodziewać.
-Po prostu to z siebie wyduś - powiedziałam w końcu - nie zniosę dłużej tej niepewności. Powiedz mi co się z tobą działo, Harry. Obiecuję, że postaram się jakoś to zrozumieć.
-To wcale nie jest łatwe. Wiesz, że cię kocham prawda?
-Wiem Harry. I ja ciebie również. 
Hazza w końcu odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi w oczy. Widziałam w nich smutek i bezradność. 
-Jesteś dla mnie najważniejsza. Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. Proszę, zapamiętaj, że nikt oprócz ciebie się nie liczy.
-Styles, do cholery, o co tu chodzi? O czym ty mówisz? Co takiego strasznego się stało?
-Paul dowiedział się, że jesteśmy razem.. 
-I co w związku z tym?
Zapadła krótka chwila milczenia. Harry znów spuścił głowę, a ja poczułam ogarniający mnie lęk.
-On.. Rose, musimy zerwać.. Powiedział, że to dla dobra naszej kariery.. że teraz potrzebujemy rozgłosu.. zagroził mi, że jeżeli tego nie zrobię, to on odwoła nam całą trasę.. a wtedy nasz kontrakt z Modest przestałby istnieć.. media nie mogą się o nas dowiedzieć. Już coś podejrzewają, a tak być nie może. Kocham tylko ciebie i jestem cholernie wściekły, ale.. ale ja nic nie mogę na to poradzić. Zupełnie nic. Jestem bezradny.. Rose, tak strasznie cię przepraszam..
Byłam w szoku. Kompletnym szoku. Nie mogłam przyjąć do wiadomości słów, które właśnie padły z jego ust. Mój świat zawalił się w jednej sekundzie. Nie byłam pewna tego, co powinnam zrobić. Miałam ochotę się rozpłakać i zacząć krzyczeć, ale tego nie zrobiłam. Zachowałam spokój.
-Czy.. jest coś jeszcze? - spytałam cicho.
-Niestety tak - odpowiedział z bólem - Paul dzwonił do mnie dzisiaj.. mam być w udawanym związku. Zupełnie jak Zayn.. mam zacząć pokazywać się z jakąś aktorką, żeby zdobyć rozgłos i zatuszować sprawę z tobą.. nie chcę tego! Rose, ja naprawdę tego nie chcę. Nienawidzę ich za to, że zmuszają mnie do czegoś takiego. Ale ja nie mam wyboru. Nie mogę im się postawić, bo to zniszczy całe One Direction. Przepraszam.. błagam cię, zrozum mnie.. proszę, nie odwracaj się ode mnie..
-Boże Harry.. - wyszeptałam - przecież to.. to jest chore!
-Ja wiem.. Rose ja naprawdę cię kocham. Jesteś całym moim życiem. Nie chcę z ciebie rezygnować. Ja.. nadal chcę być z tobą. Nadal chcę mieć tę pewność, że jesteś tylko moja.. tam, gdzie nie będzie kamer, mediów i wścibskich reporterów.. tam, gdzie jest spokój.. chcę być tylko z tobą. Nie chcę nas tak po prostu skreślić.. chcę cię mieć przy sobie.. zawsze..
-Nie wiem Harry - odpowiedziałam niepewnie - nie wiem, jak to będzie. Nie chcę niszczyć waszej kariery i relacji z menadżerem. Zrozum, to nie jest dla mnie łatwe.
-Dla mnie również.. ale razem możemy to przetrwać. Póki mamy siebie, mamy wszystko, tak?
-Tak było do tej pory. Ale teraz..
-Rose, proszę..
-Zostaw mnie samą - powiedziałam twardo.
-C..co?
-Idź stąd. Po prostu idź. Chcę zostać sama. 
-Ale przecież..
-Idź stąd! - krzyknęłam - Muszę przemyśleć to na spokojnie. Odejdź Harry. 
Hazza już nic więcej nie powiedział. Spojrzałam na jego twarz, która wykrzywiona była bólem. Powoli wstał z ławki i odszedł. Zostałam sama. I dopiero wtedy zaczęłam płakać..

____________________________
No i mamy 26 :) Jak wam się podobało?
Jak myślicie, co stanie się dalej? :D Jestem ciekawa waszych teorii :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ! ♥
+stała zasada, którą już znacie :) 
To opowiadanie nie wygląda tak, jak planowałam.. komplikacje, komplikacje i jeszcze raz KOMPLIKACJE.. Ehh.. bywa :D
Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie! CZEKAM NA WASZE KOMENTARZE! ♥

I w dalszym ciągu zapraszam na nowego bloga --> HOPE DIES LAST ♥



wtorek, 12 marca 2013

Rozdział dwudziesty piąty ♥

~Harry~

Nie chciałem jej krzywdzić. Nie chciałem, by przeze mnie cierpiała. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś jej się stało. Ale koniec terminu zbliżał się wielkimi krokami, a ja nadal nie podjąłem żadnej decyzji. Wiedziałem, że w końcu będę musiał z nią porozmawiać, ale nie miałem pojęcia, jak to zrobić. Mimo, że bardzo tego nie chciałem, zacząłem się od niej oddalać. Ciągle wychodziłem i przebywałem poza domem, bo nie umiałem spojrzeć jej w oczy. Najchętniej zapadłbym się pod ziemię, żeby już nikt nie musiał stawiać mnie w takiej sytuacji jak ta, w której się znajdowałem. To było ponad moje siły. Tego dnia siedziałem ze słuchawkami w uszach i bezczynnie gapiłem się w nasze wspólne zdjęcie. Wtedy jeszcze wszystko było idealnie. Czemu więc teraz nie mogło tak być? Czemu wszystko zawsze musiało się komplikować? Nagle poczułem jak ktoś szturcha mnie w ramie. To była Rose. Kolejna kłótnia, w której przesadziłem ze słowami. Wiedziałem, że należą jej się wyjaśnienia, ale byłem tchórzem. Byłem cholernym tchórzem, który nie umiał przyznać się, że wszystko się sypie. Rose zamknęła się w pokoju. Stałem pod jej drzwiami i prosiłem, by mnie wpuściła, ale to było na nic. Wiedziałem, że płacze i za nic nie mogłem sobie tego wybaczyć. Zasługiwała na wszystko, co najlepsze, a ja tylko niepotrzebnie ją raniłem.
W końcu dałem za wygraną i wróciłem do siebie. W myślach układałem sobie scenariusz tego, co chciałem jej powiedzieć. A raczej próbowałem to zrobić, bo kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy. Byłem idiotą i zdawałem sobie z tego sprawę. Nie sądziłem, że sława może mieć aż tak wysoką cenę. To wszystko mnie wykańczało.  Nie mogłem tak bezczynnie siedzieć. Nie mogłem znieść tej atmosfery. Zbiegłem na dół i nie mówiąc nic nikomu, wyszedłem z domu i wsiadłem w samochód. Jeździłem po Londynie zupełnie bez celu, byle tylko być jak najdalej domu, w którym wszystko powoli legało w gruzach. Miałem być szczęśliwy.. miałem uszczęśliwiać Rose.. a jak zwykle wszystko musiało się spieprzyć. Nagle zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer Lou. Wcisnąłem zieloną słuchawkę i przystawiłem komórkę do ucha.
-Tak Louis? - odebrałem znużonym tonem.
-Musimy pogadać - powiedział poważnie - i to teraz.
-Jestem w północnej części Londynu. Długo zajmie mi powrót.
-Nie musisz nigdzie wracać. Jadę za tobą - odpowiedział, co mnie zaskoczyło.
-Śledzisz mnie czy jak? - wkurzyłem się.
-Nie miałem innego wyjścia. Znikasz z domu nie wiadomo gdzie i nie wiadomo na jak długo. Jakoś musiałem cię dopaść. Zatrzymaj się przy Starbucks.
-To naprawdę aż takie ważne?
-Nie pierdol tylko się zatrzymaj. Wolisz gadać ze mną czy z Liamem? Zastanów się.
-Dobra, do zobaczenia za 15 minut.
Rozłączyłem się i rzuciłem telefon na miejsce pasażera. Czego on mógł chcieć? Na tę chwilę wolałem zostać sam i jeszcze raz wszystko przemyśleć. Ale niestety nie miałem wyjścia. Zatrzymałem się pod Starbucks i czekałem na Louisa. Zjawił się chwilę później. Wspólnie weszliśmy do środka i usiedliśmy przy jednym ze stolików. Zamówiliśmy sobie po cappuccino i czekaliśmy na nie. Dopiero, gdy kelnerka je podała, Louis na mnie popatrzył.
-Wiesz, że jutro mija tydzień? - spytał bez owijania w bawełnę - Zdajesz sobie sprawę z tego, że jutro masz wszystko zakończyć?
-Nie kurwa, zapomniałem - warknąłem - jasne, że pamiętam Louis, nie jestem debilem.
-I co zamierzasz zrobić? Po prostu z nią zerwiesz i tyle? Wiesz jak bardzo ją skrzywdzisz?
-Przecież to nie moja wina do cholery! Ja nie mam na to wpływu! - krzyknąłem.
-Uspokój się - syknął i przywołał mnie do porządku - nie musisz krzyczeć.
-Okay, sorki - mruknąłem - po prostu nie mam bladego pojęcia jak to zrobić. To mnie przerasta.. nie umiem spojrzeć jej prosto w oczy i powiedzieć, że to koniec. Nie dam rady.
-Ułatwiasz to sobie, zachowują się jak pajac.
-To znaczy?
-Zachowujesz się jak ostatni kretyn. Unikasz jej, nie gadasz z nią, olewasz i robisz głupie kłótnie o nic. W tym momencie tracisz ją przez własną głupotę a nie przez Paula i Modest. Nie zdziwiłbym się gdyby to ona z tobą zerwała.
-To co twoim zdaniem powinienem zrobić, panie wszystkowiedzący?
-Powiedz jej prawdę. Powiedz jaka jest sytuacja i że nie masz wyjścia. Rose to wspaniała dziewczyna, na pewno cię zrozumie. Razem coś wymyślicie. Nie musisz jej od razu tracić. Zastanów się. Istnieje coś takiego jak związek w tajemnicy. Dla was to w sumie nic nowego, bo oficjalnie nie jest potwierdzone, że jesteście razem. Tak nie byłoby lepiej?
-Nie wiem.. może i masz rację.
-Kochasz ją?
-Oczywiście, że ją kocham. Głupie pytanie.
-Chcesz z nią być?
-Tak..
-To walcz o nią człowieku i się nie poddawaj. Wyjdziecie na prostą. Postaraj się choć trochę. Ogarnij dupę Styles i zawalcz o nią choć trochę.
-Masz rację, Louis. Dzięki, że w końcu otworzyłeś mi oczy.
-Od tego ma się przyjaciół. Pogadajcie szczerze i zobaczysz, że będzie dobrze. Paul nie kontroluje cię na każdym kroku tylko przed kamerami. Macie szansę.
-Naprawdę myślisz, że możemy to przetrwać..?
 -Ja to wiem, Harry. Wysil się choć odrobinę. Wiem, że każdy związek kończyłeś kiedy chciałeś, ale teraz jak już naprawdę się zaangażowałeś, to walcz o nią, jasne?
-Jak słońce. Dzięki..
-Nie ma za co. I przemyśl to wszystko jeszcze raz, a jutro weź głęboki oddech i po prostu o wszystkim jej powiedz.
-Tak zrobię. Ale i tak się boję.. że w ogóle nie będzie chciała mnie słuchać..
-A weź się już zamknij. Trochę optymizmu. Pamiętaj, że jesteśmy z tobą. Zayn też nie ma łatwo. Natalie naprawdę mu się podoba, a musi męczyć się z tą suką Stuff. Sława niestety często daje w kość.
-Ta.. - mruknąłem.
Rozmawialiśmy jeszcze przez dłuższą chwilę, ale w końcu musieliśmy się zbierać. Zapłaciliśmy i każdy z nas wsiadł do swojego samochodu. Ruszyłem w drogę powrotną do Londynu. Przez cały czas myślałem nad słowami Louisa. Miał całkowitą rację. Nie mogłem zrezygnować i po prostu się poddać. Musiałem walczyć o swoją miłość. Nie mogłem zachowywać się jak skończony dupek. Rose była dla mnie naprawdę ważna i zamierzałem zrobić wszystko, by zatrzymać ją przy sobie.
W końcu dojechałem do domu. Samochód Lou stał już zaparkowany. Wziąłem telefon i wszedłem do środka. Rose właśnie wchodziła na schody. Spiorunowała mnie wzrokiem i poszła przed siebie. Zabolało. Domyśliłem się, że Lou powiedział reszcie, że ze mną gadał, bo wszyscy patrzyli na mnie ze zrozumieniem. Następnego dnia Natalie miała wrócić do Mullingar, więc razem z Zaynem spędzili ze sobą cały dzień. Oczywiście w domu, żeby Paul się nie czepiał. Nie było tylko Nialla. Zastanawiałem się, gdzie się podziewał, ale to nie była moja sprawa. Zmęczony poszedłem do siebie. Będąc na górze, spojrzałem w zamknięte drzwi do pokoju Rose. To nie miało tak wyglądać. Nie mogłem jej stracić. Tej nocy zasnąłem z postanowieniem, że zrobię wszystko, by w końcu było normalnie..


~Niall~

 Ostatnio coraz bardziej zbliżałem się do Jane. Nie wiem, czym było to spowodowane. Po prostu spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu. Już w X-Factorze połączyła nas przyjaźń. Czułem, że przy niej mogę być naprawdę sobą i nie muszę obawiać się, że weźmie mnie za idiotę. Była naprawdę wyjątkową osobą, której nie zamieniłbym na żadną inną. Wiedziałem, że coś do niej czuję. Zawsze w jej obecności miałem motyle w brzuchu i mógłbym rozmawiać z nią godzinami. Była dla mnie kimś ważnym. Wcześniej jej tego nie okazywałem, bo bałem się reakcji zarówno jej, jak i Paula. Ale Jane była wschodzącą gwiazdą. W XF nie doszła zbyt daleko, ale ostatnio odkrył ją producent muzyczny, z którym miała podpisać kontrakt płytowy. Paul nie miał by się o co czepiać. Postanowiłem działać.  Musiałem w końcu dowiedzieć się, czy ona czuje to samo. Tylko kompletnie nie wiedziałem, co mam robić. Postanowiłem więc pójść do naszego speca od randek. Stanąłem pod pokojem Malika i zapukałem. Gdy usłyszałem głośne "proszę", wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi. Zayn zamknął laptopa i spojrzał na mnie uważnie. Usiadłem na łóżku i zastanawiałem się, jak zacząć temat.
-Co cię do mnie sprowadza, Nialler? - spytał po prostu - Coś nie tak?
-Mam mały problem - wyznałem bez niczego - sprawy sercowe..
Na moje słowa Zayn szeroko się uśmiechnął i rozsiadł się na krześle, odchylając się do tyłu i zaplatając ręce na karku.
-Horanek się zakochał - zakpił z uśmiechem - no proszę, proszę. A już się bałem, że nigdy do tego nie dojdzie.
-Oj zamknij się.. - mruknąłem.
-Okay, okay. W czym mogę ci pomóc? Bo domyślam się, że chodzi o Jane, prawda?
-Tak.. chcę jej w końcu powiedzieć, co do niej czuję.. zbierałem się od dawna, ale po prostu bałem się jej reakcji. Nie mogę dłużej zwlekać.
-A co ja mam z tym wspólnego?
-Potrzebuję rady. Kompletnie nie mam pojęcia, gdzie ją zabrać, co zrobić, co powiedzieć.. a ty jesteś specem od randek i tego typu rzeczy.
-Schlebiasz mi Niall - powiedział z szerokim uśmiechem - fajnie, że nadal mam ksywę bad boya. Podnosi mi to samoocenę. Dobra, pomyślmy.. co Jane najbardziej lubi robić?
-Proste, że śpiewać - odpowiedziałem bez namysłu.
-Nic prostszego. Weź ją do studia. 
-Ale jak to do studia? - zdziwiłem się.
-Wystarczy jeden telefon i załatwię ci klucze. Przygotuj coś specjalnego, zrób romantyczny nastrój i ją tam zabierz. Pogadacie, pośpiewacie i powiesz jej to, co chcesz powiedzieć. Proste i nieskomplikowane.
-Zayn, jesteś genialny! - krzyknąłem i miałem ochotę rzucić mu się na szyję.
-Tak, wiem. To w końcu ja - odparł z charakterystyczną dla siebie skromnością - to na co czekasz? Do roboty! Masz mało czasu.
-Dzięki bracie. Mam u ciebie wielki dług.
-Zapamiętam to sobie.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi i po chwili w progu pojawiła się Natalie. Szybko pożegnałem się z Zaynem i pospiesznie opuściłem jego pokój, zostawiając go sam na sam z blondynką. Nie byłem pewien tego, co między nimi było, ale na kilometr było widać, że coś do siebie czują.
Tak jak obiecał Zayn, dostałem klucze do studia, więc szybko tam pojechałem. Na szczęście dzisiaj nie było zbyt wiele roboty, dlatego było tam prawie pusto. Poszedłem do sali nagraniowej. Wcześniej zrobiłem zakupy i zamierzałem zabrać się za przygotowania. Ten wieczór musiał być idealny. W kilku wazonach ustawiłem czerwone róże, na środku rozłożyłem koc, na którym położyłem kubełek z szampanem, kosz z jedzeniem i dwa szklane kieliszki. W całej sali porozstawiałem świecie, które miałem zapalić przed samym wyjściem po dziewczynę. Zasłoniłem okna roletami i włączyłem dwa mikrofony. Kiedy wszystko było już gotowe, wziąłem do ręki gitarę i usiadłem pod ścianą. Miałem jeszcze trochę czasu, dlatego ułożyłem palce na strunach i zacząłem grać spokojną melodię piosenki "Little things". Zamknąłem oczy i zacząłem śpiewać. Muzyka zawsze mnie uspokajała i dodawała siły. Śpiewaniem wyrażałem samego siebie. I byłem naprawdę szczęsliwy, że mogę w życiu robić to, co naprawdę kocham. Zagrałem jeszcze kilkanaście innych piosenek i w końcu musiałem się zbierać. Zapaliłem świecie i zostawiając w studiu jednego z ochroniarzy, pojechałem pod dom Jane. Ostatni raz wziąłem głęboki oddech i nacisnąłem dzwonek. Dziewczyna otworzyła mi po chwili zupełnie zdziwiona moim widokiem.
-Niall? A co ty tu robisz? - spytała z uśmiechem.
-Cześć Jane. Masz jakieś plany na wieczór? - spytałem, najspokojniej jak umiałem.
-Nie.. póki co żadnych. A coś się stało?
-Dasz się gdzieś wyciągnąć, czy będziesz lenić tyłek na kanapie? - uśmiechnąłem się.
-Zależy gdzie chcesz mnie zabrać.. - odpowiedziała, również się uśmiechając.
-Potraktuj to jako niespodziankę. To jak, dasz się wyciągnąć?
-Wejdź i daj mi chwilę.
Jane szerzej otworzyła drzwi i wpuściła mnie do środka. Usiadłem na kanapie w salonie, a ona poszła na górę, żeby się przygotować. Miałem wielkie nerwy przed tym spotkaniem, ale wiedziałem, że teraz nie ma już odwrotu. Po pewnym czasie usłyszałem zbliżający się stukot jej obcasów. Ubrana była TAK i musiałem przyznać, że wyglądała niesamowicie. Uśmiechnałem się i wspólnie opuściliśmy jej dom.Otworzyłem jej drzwi samochodu, a gdy wsiadła zająłem miejsce za kierownicą. Pod studiem znaleźliśmy się dość szybko. Na dworze powoli zaczynało się ściemiać. Widziałem, że Jane jest zaskoczona i zdezorientowana, ale nie zadawała żadnych pytań. Wprowadziłem ją do środka. Skinąłem na ochroniarza i niepewnie otworzyłem drzwi do sali nagrań. Jane momentalnie zakryła usta dłonią i patrzyła na wszystko oczarowana. Stawiała małe, niepewne kroki i rozglądała się dookoła. Ja stanąłem z tyłu i po prostu jej się przyglądałem. W końcu jej wzrok spoczął na mojej osobie. Od razu przeszły mnie dreszcze.
-Ty.. ty to wszystko zrobiłeś? Dla mnie? - spytała z niedowierzaniem.
-Tak - odpowiedziałem ze szczerym uśmiechem - podoba ci się?
-I to jak!
Jane podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Odwzajemniłem uścisk i przez chwilę napawałem się jej bliskością. Naprawdę byłem w niej zakochany. Można nawet powiedzieć, że jak wariat. Modliłem się, żeby czuła do mnie to samo.. W końcu usiedliśmy na kocu i zajęliśmy się jedzeniem. Przez cały czas rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Czas płynął we wspaniałej atmosferze. W końcu jednak musiałem zrobić to, co zamierzałem od początku. Odstawiłem kieliszek z szampanem i sięgnąłem po gitarę. Jane spojrzała na mnie zaskoczona.
-Posłuchaj, nie zaprosiłem cię tu bez powodu - zacząłem niepewnie - muszę ci coś powiedzieć. No, w sumie to zaśpiewać. Po prostu mnie wysłuchaj.
-W.. porządku - odpowiedziała niepewnie i całą swoją uwagę skupiła na mnie.
Ułożyłem palce na strunach i zacząłem w nie delikatnie uderzać. Spojrzałem Jane prosto w oczy i już nic się nie liczyło.
-I love your voice, I love your laugh, I love your eyes when you look at me.. - zacząłem śpiewać słowa piosenki, którą sam napisałem. Specjalnie dla niej.
Przez cały czas nie odrywałem od niej wzroku. Słowa piosenki płynęły mi prosto z serca. Inaczej nie umiałbym wyrazić  tego, co czuję. Jane również na mnie patrzyła, a łzy spływały jej po policzkach. W moim sercu zrodziła się zarówno nadzieja, jak i obawa przed tym, że ją stracę. Jednak teraz nie mogłem już stchórzyć. 
-I know that I need you by my side, please be mine forever.. - zakończyłem i po raz ostatni przejechałem ręką po strunach.
Odłożyłem gitarę na bok i spojrzałem na Jane niepewnie. Dziewczyna nic nie powiedziała. Po prostu przysunęła się do mnie i wtuliła się w mój tors. Objąłem ją z całych sił i ucałowałem ją w czubek głowy, głaszcząc ją po plecach.
-Kocham cię Jane - szepnąłem - przepraszam, że zwlekałem z tym tak długo.. jesteś dla mnie kimś naprawdę ważnym i chcę, byś zawsze była przy mnie. Proszę cię, powiedz coś..
Jane odkleiła się ode mnie i otarła łzy, po czym spojrzała mi prosto w oczy.
-Jeszcze nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego.. - powiedziała ze szczerością -to zdecydowanie najpiękniejszy dzień w moim życiu. Zakochałam się w tobie już dawno, ale nie chciałam niszczyć naszej przyjaźni i bałam się, że mogę cię stracić..
Uśmiech natychmiast pojawił się na mojej twarzy. Ująłem Jane za podbródeki delikatnie przybliżyłem jej twarz do swojej. Nie protestowała. W końcu nasze usta złączyły się w długim i słodkim pocałunku, którego za nic nie chciałem przerywać. W tamtej chwili czułem się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Jane odwzajemniała moją miłość i mogło być pięknie.
-Więc, oficjalnie, zostaniesz moją..
-Tak - przerwała mi i znów mnie pocałowała.
Nie protestowałem. Przyciągnąłem ją do siebie i pogłębiałem pocałunki. Dosłownie wpiłem się w jej usta. Położyliśmy się na kocu, ciągle się całujac. Błądziłem rękami po jej ciele, a ona odwzajemniała się tym samym. W końcu odkleiliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy. Nie wiem czemu, ale nagle wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem. Tarzaliśmy się po podłodze, sami do końca nie wiedząc, co robimy.
Wieczór był naprawdę bardzo udany. Spędziłem z Jane wspaniałe chwile. Rozmawialiśmy, przytulaliśmy się i całowaliśmy. Jej bliskość sprawiała, że czułem się na swoim miejscu. Na koniec wziąłem gitarę i wspólnie śpiewaliśmy dobrze znane nam piosenki. Jane była osobą naprawdę niesamowitą. I czułem, że mógłbym zostać z nią na zawsze..


~Rose~

Nie radziłam sobie. Czułam, że zostałam całkiem sama. Nie rozmawiałam z Harrym i coraz bardziej się od niego oddalałam. Tęskniłam za jego głosem, śmiechem i czułością, którą mnie obdarzał. Nikt nie mógł mi pomóc. Natalie i Libby próbowały mnie jakoś pocieszać, ale to było na nic. Nie mogłam na niego patrzeć, bo serce rozdzierał mi nieznośny ból. Kochałam go jak jeszcze żadnego chłopaka. Nie miałam pojęcia co tak nagle nas od siebie oddaliło. Czułam, że coś jest nie tak. Chciałam z nim porozmawiać, ale się nie dało. Wściekał się i kazał mi się odwalić. Chciałam do niego dotrzeć i dowiedzieć się, co go trapi, ale nie chciał mi na to pozwolić. Ostatnimi czasy sporo płakałam. Czułam się źle i chciałam, by wszystko było jak dawniej.. chciałam z powrotem tego Harrego, w którym się zakochałam.. czy to było aż tak wiele? 
Tego dnia minął tydzień, odkąd wszystko zaczęło się psuć. Czułam, że nie wytrzymam już więcej. Chciałam się do niego przytulić i powiedzieć jak bardzo go kocham, ale.. to było niemożliwe.. nie, dopóki nie wyjaśni mi, o co w tym wszystkim chodzi. Siedziałam w swoim pokoju i tęskno spoglądałam w okno. Wspominałam chwile, gdy wszystko było w porządku. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć i stanęłam oko w oko z NIM. Od razu poczułam znajome ukłucie bólu.
-Musimy porozmawiać - powiedział poważnie - jestem ci winien wyjaśnienia..
Bez słowa wpuściłam go do środka. Chciałam usiąść, ale Harry złapał mnie za rękę i zmusił mnie, bym spojrzała mu prosto prosto w oczy.
-Przede wszystkim chcę żebyś wiedziała, że naprawdę bardzo mocno cię kocham - powiedział z wielką czułością - i przepraszam cię za to, jak się ostatnio zachowywałem. Masz prawo mieć mnie za dupka.
-Jesteś dupkiem - powiedziałam ze łzami w oczach - jesteś cholernym dupkiem Styles!
-Wiem, ale to teraz nieważne. Muszę powiedzieć ci coś ważnego i to od ciebie będzie zależało, co dalej..
-Co się tu dzieje, Harry? Nie wytrzymam dłużej tej niepewności. Co się z nami stało?
-Ja.. 
Harry się zawahał. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie zadzwonił mój telefon. Miałam ochotę roztrzaskć go o ścianę, ale spojrzałam na wyświetlacz. Widniał na nim numer mamy. Zdziwiło mnie to. Spojrzałam na Hazzę przepraszająco i odebrałam połączenie. Mama miała zdenerwowany głos. A to co mi powiedziała, zmroziło mnie na całym ciele...

__________________________
Cześć dziubki . < 3 Jest 25! :)  Cieszycie sie? :Haha :D
CZYTASZ = KOMENTUJESZ ♥
+Zasada 40 komentarzy. Jest was tutaj naprawdę spoorooo.
I zapraszam Was serdecznie na mojego nowego bloga z całkiem nową historią. Prolog pojawił się w niedzielę, a za niedługo wstawię rozdział 1. Liczę na liczne odwiedzimy i komentarze, bo piszę to DLA WAS. Proszę, zostawcie opinie. To dla mnie naprawdę ważne. Dowartościujcie mnie trochę :) Krytyka oczywiście też mile widziana.. zdaje sobie sprawę, że nie jestem idealna :)
Także, wchodźcie, komentujcie i do napisania za niedługo . ♥
Hope Dies Last ♥