Wstałam z łóżka i trzymając ramkę ze zdjęciem w dłoniach, zdecydowanym krokiem poszłam do jego pokoju. Zapukałam, ale nikt mi nie otworzył. Nacisnęłam klamkę a drzwi ustąpiły. Weszłam do środka i usłyszałam szum wody. Hazza musiał brać prysznic. Usiadłam na jego łóżku i w myślach układałam sobie, co chcę mu powiedzieć. Dopiero w tym momencie zauważyłam, że przy jego łóżku również stoi ramka ze zdjęciem. Moim zdjęciem. Uśmiechnęłam się sama do siebie i jeszcze bardziej umocniłam swoje postanowienie. Tym razem musiałam walczyć. Nie mogłam się poddać. Stawka była zbyt wysoka. Nim się obejrzałam, Harry wszedł do pokoju. Popatrzył na mnie zdziwiony, a ja szybko wstałam i spojrzałam a niego, tuląc do piersi ramkę. Między nami zapadło milczenie. Po prostu patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Słowa nie były potrzebne. Czułam, że zaraz znów zacznę płakać.
-Podjęłam decyzję.. - powiedziałam słabym głosem.
-Rozumiem.. - odpowiedział i schylił głowę - nic nie musisz mówić. Fajnie było, ale to koniec. Przepraszam, że nie powiedziałem ci wcześniej, ale po prostu bałem się, że cię stracę, choć w sumie i tak teraz cię tracę, więc nie wiem, co sobie myślałem i w ogóle.
Potok słów wylewał się z jego ust. Gadał jak najęty, ale na mnie nie patrzył. Źle mnie zrozumiał. Podeszłam do niego i po prostu go przytuliłam. Znów zareagował zdziwieniem. W jednej chwili się zamknął i również mnie przytulił.
-Nie tracisz mnie - powiedziałam, wtulona w niego - jeżeli naprawdę jesteś gotowy na to, żeby być ze mną w ukryciu i nie boisz się konsekwencji, to ja.. zrobię wszystko, żeby cię przy sobie zatrzymać.
-N..naprawdę?
-Tak, Harry. Mówię poważnie. Zbyt wiele dla mnie znaczysz, żebym tak po prostu dała ci odejść. Jeszcze chwilę się ze mną pomęczysz.
-Boże Rose, nawet sobie nie wyobrażasz jak się cieszę! Dziękuję ci. Jesteś niesamowita. I kocham cię najmocniej na świecie.
-Ja ciebie również. I nie waż się o tym zapomnieć.
Podniosłam głowę i nasze usta w końcu się odnalazły. Znów mogłam czuć słodki smak jego warg, które zawsze niesamowicie na mnie działały. Harry zaczął pogłębiać pocałunek, a ja nie protestowałam. Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. Znów wszystko było na swoim miejscu. No.. tak jakby. Ale mieliśmy siebie. Cały świat się nie liczył. Harry był mój i ta cała Carmen musiała się do tego przyzwyczaić. Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Ale wiedziałam też, że dla Hazzy jestem w stanie zrobić absolutnie wszystko. W końcu odkleiliśmy się od siebie. Ale wcale nie dobrowolnie. Do Hazzy zadzwonił Paul. Chłopak spojrzał na mnie przepraszająco, a ja tylko się uśmiechnęłam. Cmoknęłam go w policzek i bez słowa opuściłam jego pokój, kierując się na dół. W salonie zastałam Louisa i Zayna, którzy grali na PSP3. Usiadłam obok nich z uśmiechem. Wymienili się spojrzeniami, a później ich wzrok przeniósł się na mnie.
-Nie przeszkadzajcie sobie - powiedziałam i podkuliłam nogi - grajcie jakby mnie tu nie było.
-Wszystko okay? - spytał Zayn z troską.
-Jestem na was mega wściekła, że żaden z was nie pofatygował się, żeby powiedzieć mi, co się tu dzieje, ale...
-Rose, przecież wiesz.. - zaczął Lou ale mu przerwałam.
-... mimo wszystko mocno was kocham. Poza tym wiedziałam na co się decyduję, zaczynając związek z Hazzą. Wiedziałam, że nie będzie łatwo. I teraz nie zamierzam go zostawić.
-Więc nadal jesteście razem? - spytał Zayn zdziwiony.
-Dla Paula, Modest i całego świata jesteśmy tylko przyjaciółmi. Dla siebie.. no cóż - uśmiechnęłam się - życie potrafi zaskakiwać. Nie wiem, czy dam radę, ale.. nie wybaczyłabym sobie, gdybym chociaż nie spróbowała.
-Pamiętaj, że co by się nie działo, zawsze możesz na nas liczyć - powiedział Louis z uśmiechem - i powodzenia. Mam nadzieję, że jakoś wam się ułoży.
-Ja też mam taką nadzieję, uwierzcie. To w co gramy?
Temat mój i Hazzy poszedł w niepamięć. Razem z chłopakami graliśmy w przeróżne gry, co chwila wybuchając śmiechem. W międzyczasie Hazza gdzieś wyszedł, a Liam z Niallem do nas dołączyli. Zapowiadał się naprawdę miły dzień...
~Harry~
Nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Nie straciłem jej. Wciąż była moja. W tym momencie dotarło do mnie, jak niesamowitą i niewiarygodnie wspaniałą osobą była Rose. Każda inna dziewczyna na jej miejscu po prostu by mnie zostawiła, bo nie chciałaby stawiać się naszemu menadżerowi jak i całej wytwórni. Ona jednak postanowiła zostać ze mną, mimo tego, że to wcale nie było dla niej łatwe. Kochałem ją ponad wszystko na świecie. Na samą myśl o tym, że miałem pokazywać się z kimś innym, robiło mi się niedobrze. To Rose była wybranką mojego serca i ŻADNA inna dziewczyna nie mogła jej zastąpić. Absolutnie żadna.
Gdy zadzwonił mój telefon, od razu wiedziałem, że to Paul. Nie musiałem nawet patrzeć na wyświetlacz. Rose cmoknęła mnie w policzek i wyszła, a ja westchnąłem i odebrałem połączenie od naszego menadżera.
-Tak Paul?-Styles, mam rozumieć, że jesteście już w Londynie, tak?
-Tak. I co w związku z tym?
-Masz kwadrans żeby stawić się w studiu. I radzę ci się nie spóźnić.
-Teraz? Paul, miej litość. Po jaką cholerę mam jechać do studia?
-Bo ja tak mówię. A właśnie. Załatwiłeś sprawę z Rose?
-Ja.. - zawahałem się - tak. Zerwaliśmy.
-Wspaniale! Więc możemy stratować z planem. Widzimy się za 15 minut.
Po tych słowach się rozłączył. Nie zdążyłem nic dodać. Pospiesznie się ubrałem, schowałem telefon do kieszeni i zbiegłem na dół. Rose z Zaynem i Louisem grali w jakąś grę. Uśmiechnąłem się tylko, krzyknąłem, że wychodzę i opuściłem dom. Wyjechałem z garażu swoim Porsche i już po chwili jechałem ulicami Londynu. Nie uśmiechało mi się spotykać z Paulem, choć jeszcze nie dawno traktowałem go jak wujka. Niszczył mój związek a przy tym również moje życie uczuciowe. I po co? Dla sławy. To było kompletnie bez sensu.
W końcu zaparkowałem pod studiem. I tak byłem już spóźniony, a gdy grupa fanek poprosiła mnie o autografy, zgodziłem się bez namysłu. Zrobiłem z nimi kilka zdjęć, po czym wszedłem do środka, kierując się prosto do biura Paula. Wszedłem bez pytania. Nie był sam. Na jednym z foteli obok jego biurka siedziała jasnowłosa dziewczyna ubrana TAK. Na mój widok zadziornie się uśmiechnęła. Zamknąłem za sobą drzwi i opadłem na drugi fotel.
-Spóźniłeś się - wytknął mi menadżer.
-Nie odmówię fankom autografu i zdjęcia, Paul - odpowiedziałem, wzruszając ramionami.
-Dobra, mniejsza z tym. Harry to jest Carmen Welch, Carmen to Harry. Poznajcie się.
-Cześć - odezwała się dziewczyna i podała mi rękę, którą uścisnąłem - miło cię poznać kochanie.
-Ta, ciebie też - mruknąłem.
-Mógłbyś być nieco milszy Styles - warknął Paul - w końcu to twoja dziewczyna. Przyzwyczajaj się.
-Och, ale ja się nie gniewam. Dla mnie też to nowa sytuacja. Ale jakoś damy radę, nie martw się. Dla sławy zrobię absolutnie wszystko.
-Bardzo mnie to cieszy. A teraz wychodzicie ze studia z wielkimi uśmiechami na twarzach. Spędzacie ze sobą cały dzień a wieczorem idziecie na imprezę. Ludzie mają zacząć was zauważać. Macie wyglądać jakbyście się mieli ku sobie. Rozumiemy się?
-Oczywiście - odpowiedziała Carmen i wstała. Paul spojrzał na mnie przenikliwie.
-Styles?
-Zrozumiałem, Paul. Nie jestem idiotą, jasne?
-Wspaniale. Więc idźcie i bawcie się dobrze.
Podniosłem się z fotela i razem opuściliśmy biuro Paula. Przed samym wyjściem, Carmen wzięła mnie pod ramie, a ja dziwnie na nią spojrzałem.
-Przyzwyczajaj się - powiedziała, wzruszając ramionami - mamy być zakochaną parką, pamiętasz? A teraz zachowuj się, jakbym właśnie powiedziała coś mega zabawnego. Gotów?
-A mam inne wyjście?
-Nie sądzę. I nie zachowuj się jak skrzywdzony bachor. Takie życie.
Carmen pchnęła drzwi i wyszliśmy ze studia. Zrobiłem, co mi kazała. Zaczęliśmy sztucznie się śmiać i kręcić głowami. Zachowywaliśmy się jakbyśmy znali się od dobrych kilku lat, a nie kilku minut. Poszliśmy na długi spacer. Przez cały czas mieliśmy na ustach przyklejone uśmiechy. W pewnym momencie Carmen się do mnie przytuliła, a ja nie mogłem zaprotestować. Splotłem jej palce ze swoimi. Czułem się naprawdę dziwnie. Nie chciałem tego. Nie chciałem z nią być. Na jej miejscu właśnie teraz powinna być Rose. Wtedy nic nie byłoby udawane, a teraz? To wszystko było jednym słowem chore.
Dzień minął naprawdę szybko. Byliśmy w parku, na lodach, w kawiarni i w kinie. Wszędzie razem. Czułem się jak w jakiejś pułapce, z której za wszelką cenę chciałem się wydostać. Niestety, nie miałem klucza. Miał go Paul i za nic nie chciał mi go dać. Musiałem grać zakochanego po uszy faceta. W końcu wróciliśmy do mojego auta i pojechaliśmy do jej mieszkania. Kiedy znaleźliśmy się w środku, choć na chwilę mogłem zdjąć tą przeklętą maskę cholernie zadowolonego z życia kolesia.
-Daj mi godzinę. Muszę się przygotować na imprezę - powiedziała Carmen - w tym czasie możesz robić, co tylko chcesz.
-Nie znudziłem ci się jeszcze? - spytałem z nadzieją.
-Ależ skąd, kotku - wymruczała - zabawa dopiero się zaczyna.
Po tych słowach zniknęła w łazience. Zrezygnowany usiadłem na sofie w salonie i wyciągnąłem komórkę. Bez zastanowienia wybrałem numer Rose. Chciałem choć przez chwilę posłuchać jej głosu. Odebrała po 4 sygnałach roześmiana.
-Tak kochanie? Czekaj chwilkę. Louis puść mnie w tej chwili! Lo.. aaaaa!
Uśmiechnąłem się pod nosem i cierpliwie czekałem, aż sytuacja po drugiej stronie się uspokoi. Jej śmiech był ukojeniem dla moich uszu. W końcu usłyszałem kilka trzasków a potem ciszę.
-Okay, jestem w twoim pokoju - powiedziała w końcu - wybacz, był po drodze. Coś nie tak?
-Można tak powiedzieć. Paul wezwał mnie do siebie. Właśnie siedzę w mieszkaniu tej całej Carmen.. zmusił mnie, żebym spędził z nią cały dzień, a zaraz idziemy na jakąś imprezę. Ratunku, błagam..
W słuchawce zapadło milczenie. Później usłyszałem jej westchnięcie.
-Więc to już się zaczęło?
-Niestety tak.. nie sądziłem, że zmusi mnie do tego już dzisiaj. Wolałbym siedzieć teraz z tobą i z tymi oszołomami. Ale nic nie mogę poradzić.
-Rozumiem.. nie przejmuj się. Jakoś to przetrwamy. Mamy siebie, tak?
-Tak. I tylko to trzyma mnie jeszcze przy życiu. Kocham cię, wiesz?
-Wiem. I ja ciebie też. Jakoś dasz radę. Naprawdę jest aż taka zła?
-Nie. Jest jeszcze gorsza. Mam ochotę zamordować Paula.
-Ta.. ale to i tak nic nie da.
W tle usłyszałem walenie w drzwi i głos Louisa i Zayna. Oni świetnie się bawili, a ja musiałem siedzieć w mieszkaniu Carmen. Byłem wściekły jak nigdy.
-Wybacz Harry, muszę kończyć. Ci wariaci zaraz mnie dopadną. Udanej imprezy i nie schlej się za bardzo, okay?
-Okay, bez obawy.
Rozłączyłem się i schowałem telefon z powrotem do spodni. Nie miałem za bardzo co robić, więc po prostu włączyłem telewizor na jakimś nic nie wartym, nudnym programie. Carmen zjawiła się w salonie po godzinie w mocnym makijażu, idealnie ułożonych włosach i w TYM zestawie. Wyłączyłem TV i wstałem.
-Tak właściwie to dokąd idziemy? - spytała, krzyżując ramiona na piersi i opierając się o framugę.
-A skąd mam wiedzieć? Mało jest klubów w Londynie? - prychnąłem.
-Jesteś chamski.
-A ty sztuczna. I gdzie tu sprawiedliwość?
-Powoli zaczynasz działać mi na nerwy chłoptasiu. Nie zachowuj się jak skrzywdzone dziecko. To jest show biznes. Nie dla frajerów.
-I kto to mówi. Okay, chodźmy poudawać szczęśliwą parkę.
Carmen tylko prychnęła pod nosem i wspólnie opuściliśmy jej mieszkanie. Na moich ustach znów pojawił się ten fałszywy, szeroki uśmiech. Wziąłem swoją "dziewczynę" za rękę i moim samochodem pojechaliśmy do najbardziej prestiżowego klubu w Londynie. Weszliśmy bez problemów. Na dworze zaczynało się ściemniać. W środku była cała masa ludzi bawiących się do typowej, klubowej muzyki. Usiedliśmy przy jednym ze stolików i zamówiliśmy po drinku.
-Możesz się w końcu wyluzować - powiedziała Car z wymuszonym, słodkim uśmieszkiem - jesteśmy na imprezie. Nie tchórz.
-Ja? Ja mam tchórzyć? - udałem zdziwionego - Jeszcze czego kochanie.
-Założę się, że jesteś takim tchórzem, że na nic się nie odważysz. Nadal jesteś małym chłopczykiem, Styles. Nie wiesz co to znaczy być z kimś.
-Och, doprawdy? - wkurzyłem się - jeszcze zobaczymy.
W tym momencie wstałem od stolika i wyciągnąłem ku niej rękę. Uśmiechnęła się cynicznie i wspólnie poszliśmy na parkiet. Zaczęliśmy ostro tańczyć. Ludzie zaczęli nam się przyglądać. Carmen robiła coraz to odważniejsze ruchy, a ja jej dorównywałem. Nie chciałem wyjść na żadnego frajera. Ta dziewczyna poważnie działała mi na nerwy. Chciałem jak najszybciej wrócić do domu, ale wiedziałem, że musiałem zostać co najmniej do północy. Nigdy wcześniej nie opuszczałem imprez. Teraz również nie mogłem tego zrobić. Carmen kompletnie nie była w moim typie. Była dokładnie taka sama jak Amber, a od takich dziewczyn wolałbym trzymać się z daleka. Ale nie miałem żadnego wyjścia. Skoro już zacząłem tę grę, to musiałem posuwać się dalej.
Nadszedł czas na wolny kawałek. Jęknąłem w duchu. Tego chciałem uniknąć. Carmen zarzuciła mi ręce na szyję, a ja objąłem ją w pasie i przysunąłem do siebie. Musieliśmy wyglądać jak typowa zakochana parka.
-Jesteś moim problemem - powiedziałem do niej.
-A z problemem najlepiej się przespać - wymruczała mi do ucha.
-Albo się go pozbyć. Zdecydowanie wolę drugi wariant.
-Dorośnij wreszcie koleś. Musisz ze mną być, czy ci się to do cholery podoba, czy nie.
-Ta.. ale do Media Markt razem nie pójdziemy.
-Bo?
-Bo to nie dla idiotów.
-Ja nie mogę. Suchar dnia po prostu. Zawsze jesteś taki dziecinny?
-Przyzwyczajaj się skarbie.
-Boże, jaki ty jesteś tępy.
-A ty masz sztuczne piersi.
-Co?! - krzyknęłam i gwałtownie się ode mnie odsunęła.
-Większość aktorek ma sztuczne piersi. Zgaduje, że ty też. A co, nie mam racji?
-A chcesz sprawdzić? Proszę bardzo.
-Bardzo interesująca propozycja, ale może nie dzisiaj. Nie chcę mieć urazu do końca życia.
Wiedziałem, że była wściekła. I właśnie o to mi chodziło. Nie spodziewała się tego, co chciałem zrobić. Zabawę czas zacząć. Myśl o Rose, myśl o Rose, myśl o Rose..
-Jesteś szurnięty - syknęła i chciała odejść, ale w tym momencie chwyciłem ją za rękę i z powrotem przysunąłem do siebie. Staliśmy niebezpiecznie blisko. W jej oczach widziałem wściekłość i nienawiść i wcale jej się nie dziwiłem. Pochyliłem się nad nią. Była zaskoczona. Później po prostu ją pocałowałem. Nie odtrąciła mnie, wręcz przeciwnie, pogłębiła pocałunek. Czułem się cholernie dziwnie. Czułem się, jakbym zdradzał Rose. Nikomu nie życzyłem tego, przez co musiałem przechodzić. To było ponad moje siły, ale nie miałem innego wyjścia. Paul dostanie czego chce.
Do końca imprezy udawaliśmy zakochaną parkę. Nie wypiłem zbyt wiele, bo nie chciałem mieć kłopotów. A zresztą obiecałem Rose, że będę uważał. Nie zamierzałem złamać danego jej słowa. Kwadrans po północy miałem już całkowicie dość towarzystwa Carmen. Zmusiłem ją do wyjścia.
-Skarbeńku, impreza dopiero zaczynała się rozkręcać - burknęła.
-Wracasz ze mną czy autobusem?
Nic nie odpowiedziała. Posłusznie zajęła swoje miejsce w moim Porsche. Mimo tego, że piłem, nie zamierzałem wracać taksówką i zostawiać tu auta. Wolałem sam dać sobie radę. W końcu stanęliśmy pod jej blokiem.
-Okay, pierwszy dzień naszego wspaniałego i mega szczęśliwego związku za nami - powiedziała Car, trzymając dłoń na klamce.
-Oby kolejny nie przyszedł zbyt szybko - odpowiedziałem, wywracając oczami.
-Ale muszę przyznać, że całkiem nieźle całujesz.
-Czego nie można powiedzieć o tobie - powiedziałem ze słodkim uśmieszkiem.
-Pierdol się Styles - warknęła i wysiadła z mojego samochodu.
Dopiero wtedy odetchnąłem z ulgą. Ten koszmar w końcu się skończył. No.. niezupełnie. To był dopiero pierwszy dzień, a ja już miałem dość. Podziwiałem Zayna za to, że potrafił wytrzymać tak długo. Odpaliłem silnik i wróciłem do domu.
W środku panowała ciemność. Wszyscy zapewne już spali. Mimo to postanowiłem zaryzykować i zajrzałem do pokoju Rose. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zobaczyłem ją. Usiadła na łóżku i patrzyła na mnie. To była moja dziewczyna. Jedyna, którą kochałem i jedyna, z którą chciałem być. Zdjąłem z siebie ubrania i w samych bokserkach wślizgnąłem się pod kołdrę obok niej.
-Mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz? - spytała ze śmiechem.
-Teraz? Kładę się spać z moją kochaną dziewczyną. To źle?
-Nie, skąd. Mi to nie przeszkadza - odpowiedziała i pocałowała mnie.
Wspaniale było czuć smak jej ust. Tylko je chciałem całować. Ułożyliśmy się wtuleni w siebie.
-Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo za tobą tęskniłem - szepnąłem - myślałem, że zaraz nie wytrzymam.
-Ale teraz jesteśmy już razem - odszepnęła - i już niczego nie musisz udawać. Dobranoc Harry.
-Dobranoc Rose. Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Cmoknąłem ją w ramię i zamknąłem oczy. Tej nocy zasnąłem bardzo szybko. Miałem świadomość tego, że mam przy sobie swój największy skarb. Z którego za nic w świecie nie mogłem zrezygnować...
______________________
Heejj, jest 28! ♥
Co myślicie? Jak oceniacie zachowanie Hazzy względem Carmen?
I jak myślicie, co wydarzy się dalej?
CZYTASZ = KOMENTUJESZ ! ♥
Wiecie, jak ważne są dla mnie wasze opinie, prawda? Więc klawiatury w ruch!
I do napisania za niedługoo . < 3
I do napisania za niedługoo . < 3
+Na koniec wstawiam Wam zdjęcie mojego 2-letniego Skarba ♥
Powitajmy ją w naszej rodzince! Moja mała Zaynatorka :3
Przedstawiam wam moją kuzynkę - Julkę! <3
Do napisania za niedługo. I WESOŁYCH ŚWIĄT SIOSTRZYCZKI ! <3